Uber, T-Mobile, MasterCard, Google. Korporacje otwierają w Polsce specjalne biura dla start-upów, organizują konkursy, szkolenia i warsztaty.
Ulica Wilcza 16, kilkanaście minut po godzinie 12, do samochodu wsiada szpakowaty, pełen energii 40-latek. Czeka na niego Bartłomiej Gola, partner zarządzający Speedup Group i znany w Polsce inwestor i mentor start-upów. Gola w ciągu niecałego kwadransa ma wysłuchać i ocenić pomysł na nowy, w założeniu jego twórców, na pewno rewolucyjny pomysł na innowacyjny biznes. Szpakowaty mężczyzna – choć zupełnie nie wygląda jak startupowiec – zaczyna ze swadą opowiadać o swoim projekcie. – Skoro mamy ekonomię współdzielenia: samochodów w ramach Uber, mieszkań w Airbnb, to my pomyśleliśmy, czy by nie zastosować tego mechanizmu w procesach reklamy. Nasza aplikacja na systemy Android i iOS ma być „tragarzem reklamy”, ale nie tyle w sensie kolejnego projektu lojalnościowego, ile raczej pomocy w budowaniu nowego zasięgu wśród klientów – Marek Artur, bo tak nazywa się ten początkujący biznesmen, opowiada, jak ma działać produkt, czyli aplikacja Zizanii. Ale dopiero gdy Gola zadaje mu dodatkowe pytania, zaczynam rozumieć, o co chodzi w tej rozmowie.
– Czyli to ma być takie scyfryzowane „worth of mouth”, szeptany marketing polegający na polecaniu sklepów czy usług, prowadzony w postaci aplikacji? – dopytuje inwestor.
– Tak, zasadniczo tak – przytakuje startupowiec.
Cała rozmowa ma miejsce w ciągu kilkunastu minut, gdy krążymy po centrum Warszawy w Uberze. Samochód odwozi przedsiębiorcę i po chwili wsiada kolejny, z kolejnym pomysłem na start-up. – Chcę zrobić aplikację dla biur detektywistycznych, która pozwalałaby ich klientom na bieżąco monitorować, co się dzieje z ich sprawą, oglądać np. zdjęcia obserwowanych osób, przeglądać dokumenty – zachwala Darek Gawrych, który jak opowiada, na razie wiele wspólnego ze start-upami nie miał, bo sam pracuje dla biura detektywistycznego.
– Jak duża jest potencjalna grupa klientów, ile jest u nas agencji i detektywów zarejestrowanych? – dopytuje Gola.
– Mamy około tysiąca agencji w Polsce.
– Masz już nazwę dla swojego produktu?
– Jeszcze nie. Może Hermes, jak posłaniec bogów – zastanawia się Gawrych, gdy samochód zawraca, by odwieźć go i tym samym zakończyć przedstawianie pomysłu na biznes.
Tak właśnie wyglądał zorganizowany wczoraj po raz pierwszy w Polsce UberPITCH, czyli specjalny konkurs dla start-upów. W całej Europie w tym samym czasie w 21 państwach, w 37 miastach na ulice ruszyły specjalne ubery, a w nich inwestorzy, którzy wysłuchiwali pomysłów na start-upy. Na przedstawienie biznesowego planu było siedem minut, a potem kolejne siedem na ocenę i odpowiedź inwestora. Ze wszystkich zgłoszonych biznesów (w Polsce było ich początkowo 180, a do etapu w samochodach zakwalifikowało się 36) ośmiu oceniających je biznesmenów miało wybrać po jednym, ich zdaniem najlepiej rokującym. Z tej ósemki wspólnie wytypowali jeden wygrany na naszym rynku. Okazał się nim HiProMine, który prowadzi badania nad wykorzystaniem owadów jako paszy dla zwierząt. Teraz zawalczy, by trafić do czwórki europejskich finalistów i pojechać na warsztaty z twórcą Ubera Travisem Kalanickiem do Berlina.
Ciekawy w formie UberPITCH nie jest już jednak wyjątkiem w naszym kraju. Konkursów, warsztatów, programów wsparcia, specjalnych coworkingów czy akceleratorów stworzonych z myślą o młodych, innowacyjnych firmach mamy prawdziwe zatrzęsienie. I co ciekawe, coraz więcej z nich to inwestycje dużych, międzynarodowych korporacji. Oprócz otwartego z pompą campusu Google’a na warszawskiej Pradze działa też od kilku lat w Krakowie pod auspicjami T-Mobile (a konkretnie Deutsche Telekom) akcelerator Hub:raum Kraków, Centrum Innowacyjności Deutsche Telekom. Właśnie w nim przed kilkoma dniami 11 europejskich start-upów w ramach V edycji programu WARP rozwijało swoje projekty. 1 czerwca w Warszawie otworzył się inny akcelerator The Hart, czyli platforma, która ma pomagać w łączeniu rodzimych młodych firm z największymi polskimi, regionalnymi i globalnymi korporacjami. Tym razem w start-upy chcą inwestować MasterCard, D-RAFT i Ghelamco. Podobne inicjatywy mają też Bayer (Akcelerator Grants4Apps), Orange (Orange Fab Polska) czy Microsoft (Imagine Cup). Co więcej, rząd zapowiedział powołanie specjalnego funduszu we współpracy NCBiR i PZU z początkowym budżetem ok. 500 mln zł, mającego wspierać start-upy, a urząd Warszawy tworzy swój prostartupowy program Startup Hub Warsaw mający na celu ściągnięcie do stolicy Polski firm specjalizujących się w rozwiązaniach dla internetu rzeczy.
– Oczywiście, że jest to dla nas także działanie promocyjne, po części wpisujące się w CSR. Ale to również inwestycja, która, jak liczymy, zwróci się firmie. Dziś, by biznes się rozwijał, musi być otwarty na nowe pomysły, poszukiwać świeżej krwi, a taką są właśnie ludzie w start-upach, którzy przecież często w związku z własnym pomysłem odeszli z tradycyjnej pracy – tłumaczy nam Aleksander Naganowski z MasterCard zapytany, po co takiej korporacji inicjatywa dla start-upów. Dodaje, że oczywiście idealną sytuacją byłoby, gdyby udało się znaleźć i zainwestować w takie firmy, które stworzą projekty zbieżne z tym, czym zajmuje się sama korporacja inwestor.
– To jest sytuacja optymalna, ale też najtrudniejsza do uzyskania – dodaje Maciej Sadowski, prezes Startup Hub Poland. – I dlatego korporacje czy samorządy takie jak Warszawa rzadko nastawiają się na bezpośredni zysk. Równie ważny jest zysk pośredni: autopromocja, i to w bardzo pozytywny, marketingowo chwytliwy sposób, oraz budowa pewnego ekosystemu biznesów, programistów, inżynierów, którzy mogą pracować nad rozwiązaniami interesującymi dla inwestora w dalszej przyszłości – przyznaje Sadowski. – Ale choćby był w tym i prywatny interes korporacji, to i tak świetnie, bo przecież dzięki temu wiele młodych biznesów ma szanse się wybić i wypracować ciekawy produkt – dodaje.
Start-upy to dobry sposób na promocję własnych firm