Branża krytykuje pomysł nakładający na nią nowe obowiązki: zawarty w ustawie projekt stworzenia rejestru stron niedozwolonych. „Gorszym rozwiązaniem mogłoby być już tylko oczekiwanie, by operatorzy codziennie, osobiście odczytywali informacje z gabloty ogłoszeniowej umieszczonej w piwnicy Ministerstwa Finansów” – tak o pomyśle na Rejestr Stron Niedozwolonych zawarty w nowej ustawie hazardowej piszą mali operatorzy telekomunikacyjni zrzeszeni w Krajowej Izbie Komunikacji Etherowej (KIKE).
„Wprowadzenie aktywnej i otwartej cenzury internetu doprowadzi z punktu widzenia operatorów telekomunikacyjnych do gwałtownego spadku zaufania do dostawców usług telekomunikacyjnych i administracji publicznej, znacznego wzrostu kosztów infrastruktury telekomunikacyjnej niezbędnej do skutecznego, a nie jedynie pozornego realizowania zadań oraz do pojawienia się »czarnej strefy« w miejsce »szarej strefy« – ostrzega Krajowa Izba Gospodarki Elektronicznej i Telekomunikacji (KIGEiT).
„Wdrożenie systemu blokowania stron, w sposób naruszający prawo do prywatności, poprzez filtry na poziomie adresów DNS, wymagających »sprawdzania« każdego zapytania, jakie przechodzi przez sieć, oraz zagrożenia ograniczenia wolności prowadzenia działalności gospodarczej oraz niebezpieczeństwa przerzucenia kosztów, jakie pociągnie za sobą ewentualne wdrożenie” – tak skutki tego rozwiązania opiniuje Rada ds. Cyfryzacji, czyli organ doradczy Ministerstwa Cyfryzacji.
Tak jednogłośna krytyka zarówno ze strony izb branżowych, jak i prawników skupia się na dwóch elementach pomysłu resortu finansów. – Jedna sprawa to kwestia łamania wolności w internecie i wprowadzanie de facto cenzury. Druga to efekty pośrednie tego pomysłu, czyli kolejne obowiązki nakładane na operatorów. Obowiązki, które trzeba będzie sfinansować, a jest oczywiste, że koniec końców spadnie to na użytkownika – tłumaczy Piotr Marciniak, szef KIKE.
Branża apeluje do minister cyfryzacji Anny Streżyńskiej, by wpłynęła na resort finansów, aby pomysł na rejestr podobnie jak w 2009 r., gdy pojawił się po raz pierwszy, jak najszybciej z projektu ustawy hazardowej usunąć. – Tym razem zapis o rejestrze jest od strony technicznej dokładniej opisany w projekcie. Ale to nie zmienia sytuacji. Sam pomysł takiego sposobu walki z nielegalnym hazardem jest nietrafiony, bo strzelamy w ciemno, czy raczej strzelać będą musiały telekomy – dodaje Marciniak. To strzelanie może się skończyć – jak ostrzega Rada ds. Cyfryzacji – tym, że do rejestru mogą trafić nie tylko strony nielegalnych w Polsce e-bukmacherów czy e-kasyn, lecz i... mediów, które o nich napiszą. Co więcej, rejestr ma być udostępniony w dosyć archaiczny sposób w Biuletynie Informacji Publicznej Ministerstwa Finansów, a dostawcy usług będą mieli dwa dni na usunięcie dostępu do kolejnych pojawiających się w nim adresów. „Takie regulacje doprowadzą do sytuacji, że przedsiębiorca telekomunikacyjny powinien wyznaczyć jednego pracownika, który będzie cały czas sprawdzał, czy żadna nowa informacja o konieczności zastosowania blokady nie pojawiła się w BIP MF, a następnie konwertował ew. wpisy w BIP ręcznie do własnych systemów informatycznych” – pisze KIKE.
Na hazard online Polacy wydają ok. 5 000 000 000 zł rocznie / Dziennik Gazeta Prawna
– Najpierw ustawa o policji wprowadzająca obowiązek udostępniania informacji o tzw. ruchach sieciowych na życzenie śledczych. Potem ustawa antyterrorystyczna, która ma pozwolić ABW na blokowanie stron internetowych przez służby, jeżeli pojawią się na nich treści „mające związek ze zdarzeniem o charakterze terrorystycznym”. A teraz powrót do pomysłu na rejestr z wykazem zakazanych stron. To wszystko uderzy w operatorów i dostawców usług internetowych – mówi menedżer jednego z dostawców internetu. A koniec końców, jak ostrzega branża, rejestr i tak problemu z dostępem do nielegalnego hazardu online nie rozwiąże. – Jest sieć Tor czy połączenia hamachi, które pozwolą na obejście tych przepisów – dodaje ekspert.
KIGEiT ostrzega, że pomysł resortu finansów może doprowadzić do sytuacji, jaka miała miejsce we Włoszech. Tam po wprowadzeniu prewencyjnej cenzury internetu przeciwko międzynarodowym serwisom bukmacherskim rzeczywiście udało się je z rynku usunąć. Ale ich miejsce zajęli przestępcy otwierający fikcyjne e-kasyna, które tak jak się nagle pojawiały, tak samo szybko znikały wraz z pieniędzmi graczy.