Wszystkie spółki istotne z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa powinny podlegać szczególnej ochronie przed wrogim przejęciem – twierdzą politycy PiS. Co to oznacza? Ano tyle, że wskazanie dwóch gigantów, którzy już za chwilę znajdą się pod czujnym okiem ministra skarbu, to jedynie pierwszy krok. Lada moment pod ochronę państwa powinny trafić następne.
Przypomnijmy: kilka dni temu resort skarbu opublikował projekt rozporządzenia, zgodnie z którym zostanie rozciągnięty państwowy parasol ochronny nad Grupą Azoty oraz KGHM Polska Miedź. Na czym on będzie polegał? Zgodnie z ustawą o kontroli niektórych inwestycji (Dz.U. z 2015 r. poz. 1272) bez zgody ministra nabywca walorów w spółce objętej państwową ochroną nie będzie mógł ani wykonywać z nich prawa głosu, ani realizować innych uprawnień. Jedyne, co może zrobić, to zbyć udziały albo akcje. Mówiąc najprościej: każde nabycie większego pakietu walorów będzie musiało zostać zaakceptowane przez ministra. Ma to uchronić kluczowe z punktu widzenia państwa spółki przed wrogim przejęciem, np. przez Rosjan. Tego typu próby dotyczyły już i Azotów, i KGHM. Ustawowym warunkiem objęcia ochroną jest jednak to, aby dana spółka została wpisana na specjalną listę w rozporządzeniu. I właśnie te dwa giganty w najbliższym czasie na nią trafią.
– To początek. Potrzebne jest to, aby na liście znalazło się znacznie więcej podmiotów, w tym chociażby Orlen czy Lotos. Musimy się bronić przed wrogimi przejęciami – mówi Andrzej Jaworski (PiS), przewodniczący sejmowej komisji finansów publicznych. Jego zdaniem rząd musi mieć zapewniony realny wpływ na strategiczne dla Polski sektory. – Nie możemy ich oddać zagranicznym, prywatnym podmiotom – twierdzi poseł.
Z naszych informacji wynika, że mimo iż rozporządzenie obejmujące ochroną dwie spółki nie weszło jeszcze w życie, to trwają już prace nad tym, by parasol rozciągnąć na kolejne.
Profesor Tomasz Siemiątkowski, partner w kancelarii Głuchowski Siemiątkowski Zwara oraz jeden z twórców koncepcji ustawy o kontroli niektórych inwestycji, twierdzi jednak, że należy jak najszybciej zaprzestać analizy, które spółki powinny znaleźć się na liście, i znowelizować samą ustawę.
– Sprawdziły się moje najczarniejsze sny. Za chwilę minie osiem miesięcy od wejścia w życie ustawy, a póki co nie chronimy ani jednej spółki. Teraz się dowiadujemy, że po kolei będą do listy dodawane kolejne, co oznacza, że rozporządzenie jeszcze przez wiele lat nie będzie kompletne – twierdzi prof. Siemiątkowski. Jego zdaniem idea eksperckiego projektu została wypaczona przez ustawodawcę.
– Chronione powinny być wszystkie spółki z danych sektorów gospodarki, które uznajemy za kluczowe. A poprzez wpisywanie poszczególnych spółek na listę, zamiast wprowadzić rzeczywistą ochronę, traci się czas na dyskusje, czy dana spółka powinna znaleźć się w rozporządzeniu, czy też nie – tłumaczy profesor.
Część ekspertów jednak zaznacza, że zamiast o dyskusji należy mówić o pokazie siły. Projekt rozporządzenia, na podstawie którego chronione będą KGHM i Grupa Azoty, nie został poddany żadnym konsultacjom ani uzgodnieniom.
– Szkoda, że nie trafił na Radę Dialogu Społecznego. Szkoda też, że drobny mniejszościowy akcjonariat nie został poproszony o opinię – wskazuje Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, główna ekonomistka Konfederacji Lewiatan. Jej zdaniem, jeśli rząd uznał, że potrzebne jest szybkie działanie, można było poprosić ekspertów o sprawniejsze przedstawienie swoich opinii. Nie należało jednak w ogóle rezygnować z głosu fachowców i zainteresowanych projektem.
Skarb Państwa ma 32,99 proc. udziałów w akcjonariacie Grupy Azoty. Istotnym akcjonariuszem jest rosyjski Acron.
W KGHM Skarb Państwa kontroluje 31,79 proc. Żaden z pozostałych akcjonariuszy nie ma więcej niż 5 proc. ogólnej liczby głosów w spółce.
Etap legislacyjny
Projekt rozporządzenia wysłany do Komitetu ds. Europejskich