"Jeśli dbasz o kwestie ochrony środowiska, dobrostanu zwierząt, praw pracowniczych lub prywatność w internecie, powinieneś być zaniepokojony tym, co znajduje się w dokumentach negocjacyjnych TTIP" - zapowiada holenderski Greenpeace, który znalazł się w posiadaniu ok. 250 stron negocjowanej umowy. Treść zapisów nie pozostawia złudzeń: TTIP to zagrożenie dla demokracji i bezpieczeństwa konsumentów.
#ttipleaks / PAP/EPA / SOPHIAKEMBOWSKI

W poniedziałek holenderski oddział Greenpeace udostępnił ok. 250 stron tajnych dokumentów negocjacyjnych TTIP, by - jak wyjaśnia - zadbać o niezbędną przejrzystość i wywołać publiczną debatę na temat traktatu, który będzie mieć daleko idące konsekwencje dla środowiska i życia obywateli w UE i USA.

W posiadaniu odpisów dokumentów dotyczących TTIP (Transatlantic Trade and Investment Partnership - Transatlantyckie Partnerstwo w Dziedzinie Handlu i Inwestycji), które udało się zdobyć, są też niemieckie media: dziennik "Süddeutsche Zeitung" i telewizje WDR i NDR.

Z udostępnionych materiałów, z którymi można się zapoznać w zaimprowizowanej czytelni w Berlinie, wynika, że rząd USA wywiera ogromną presję na Komisję Europejską, by zaniżyła obowiązujące standardy ekologiczne i ochronę konsumenta. Stanom Zjednoczonym zależy na mocnej ingerencji w europejski rynek żywnościowy.

Z punktu widzenia ochrony środowiska i konsumentów najpoważniejsze problemy to:

1. Zagrożenie zasad ochrony środowiska obowiązujących obecnie w UE. Prawie 70-letnia reguła, zapisana w porozumieniu Światowej Organizacji Handlu (WTO), pozwalająca narodom na regulacje dla ochrony ludzkiego życia, zdrowia oraz dobrostanu zwierząt, może zostać pominięta. Ustalenia z Paryża, dotyczące ochrony klimatycznej, będzie bardzo trudno zrealizować, jeśli wejdzie w życie TTIP. Jako przykład można podać fakt, że nie wyklucza się regulacji zasad dotyczących paliw zawierających CO2.

2. Koniec zasady ostrożności zapisanej w traktacie UE. Zasada ta nie została wymieniona w żadnym rozdziale dotyczącym współpracy regulacyjnej, ani w dwunastu innych. Natomiast w dokumentach znalazły się zapisy będące odpowiedzią na zapotrzebowanie USA. Ameryka domaga się bowiem zarządzania ryzykiem, a nie unikania go. Takie podejście ogranicza stosowanie środków zapobiegawczych, na przykład w odniesieniu do pestycydów. Obowiązująca w UE zasada ostrożności zapewnienia wyższy poziom ochrony środowiska poprzez prewencję. - Jeśli istnieje jakaś wątpliwość co do bezpieczeństwa produktu, to nie należy go wprowadzać na rynek. Jeśli nie możemy naukowo potwierdzić, że dany produkt jest bezpieczny, to go nie wprowadzamy. Dlatego w UE nielegalne jest stosowanie hormonów wzrostu czy mleczności, „profilaktycznych” antybiotyków, czy większości GMO. Dlatego też mamy zakaz stosowania wielu pestycydów i normy mówiące ile pozostałości innych środków ochrony roślin można zaakceptować w żywności (np. jabłkach). Ochrona zdrowia publicznego i środowiska jest priorytetem. Podnosimy też powoli ochronę dobrostanu zwierząt – mówiła kilka tygodni temu Maria Świetlik w wywiadzie dla Gazety Prawnej.

W USA, jeśli nie ma naukowego dowodu, że dany produkt jest niebezpieczny, nie zabrania się jego stosowania. A przecież nie wszystkie negatywne efekty mogą być widoczne w ciągu roku czy dwóch. Szkodliwe skutki mogą być odczuwalne po wielu latach. Zmiana przepisów otwiera rynek dla substancji obecnie w UE zakazanych np. GMO czy pestycydów stosowanych w USA (82!).

3. Większy głos w negocjacjach dla agrobiznesu, podczas gdy interes społeczny ma zejść na drugi plan. Opublikowane dokumenty potwierdzają obawy, że TTIP to otwarcie drzwi do przejęcia władzy przez korporacje. Chociaż zagraża to środowisku i konsumentom, wielki biznes dostaje to, czego chce. Z dokumentów wynika bowiem, że będzie on mógł brać udział w procesie decyzyjnym na najwcześniejszych jego etapach.

Zaledwie kilka dni temu Gazetaprawna.pl opublikowała wyniki raportu "Friends of The Earth Europe", przygotowanego przez 4 europejskie i amerykańskie zespoły badawcze. Wynika z niego, że TTIP może zniszczyć europejskie rolnictwo i zagrozić bezpieczeństwu żywności. Wzrost importu taniej przemysłowej żywności z USA, spadek cen skupu od europejskich rolników, dopuszczenie szkodliwych technologii (GMO) i środków w produkcji rolnej (pestycydy) – to tylko niektóre zagrożenia dla rolnictwa wymienione w raporcie, które potwierdza dzisiejszy przeciek.

Greenpeace publikując dokumenty podkreśla, że w sytuacji, gdy negocjowana umowa ma dotyczyć obywateli po obu stronach oceanu, demokratyczna o niej debata jest niezbędna. Tajemnica otaczająca proces negocjacyjny, jest sprzeczne z demokratycznymi zasadami UE i USA.

Przypomnijmy, że nadal nawet członkowie Parlamentu Europejskiego (którzy będą głosować za przyjęciem lub odrzuceniem umowy) mają jedynie ograniczony dostęp do tak zwanych skonsolidowanych tekstów negocjacyjnych w specjalnym pokoju czytań. Każda runda negocjacji odbywa się za zamkniętymi drzwiami.

Jak podaje PAP, organizacja pozarządowa Foodwatch oceniła, że dokumenty negocjacyjne pokazują, że w kluczowych sprawach, jak "zasada ostrożności" i ochrona inwestycji, "UE z góry ustąpiła", zaś niemiecki dziennik "Sueddeutsche Zeitung", który wcześniej uzyskał dostęp do przecieku, ocenił po ich analizie, że "rzeczywistość przeszła najgorsze oczekiwania".

Tymczasem unijna komisarz ds. handlu Cecilia Malmstroem stara się zbagatelizować znaczenie opublikowanych dokumentów. Na swoim blogu napisała po ich publikacji: "Nie powinno być niespodzianką, że są obszary, gdzie UE i USA mają różne punkty widzenia". Zapewnia też, że Komisja Europejska "nigdy nie zgodzi się na obniżenie standardów ochrony środowiska, konsumentów i bezpieczeństwa żywnościowego".