Kryterium ceny nadal dominuje na rynku publicznym, ale zamawiający zwracają coraz większą uwagę na wyniki finansowe przyszłych kontrahentów.
Selekcja firm w przetargach jest coraz ostrzejsza. Efekt jest taki, że o ile w 2014 r. 65 proc. zwycięzców mogło pochwalić się bardzo dobrą kondycją finansową, o tyle w ubiegłym roku odsetek ten podskoczył do ponad 71 proc. – wynika z danych opracowanych dla DGP przez Bisnode Polska na podstawie 244,9 tys. przetargów wygranych przez 28,2 tys. firm w latach 2014–2016. Jednocześnie o 0,5 proc. spadł odsetek wygranych firm będących w bardzo złej sytuacji finansowej i o prawie 3,5 proc. – będących w kondycji słabej.
Zestawienie pokazuje jeszcze jedną prawidłowość – wartość wygranych przetargów (47,7 mld zł) była porównywalna z deklarowaną minimalną ceną zamówienia i aż o 15,7 proc. mniejsza od szacowanej wartości wykonania usługi. – Co oznacza, że cena nadal jest ważnym kryterium. Potwierdzają to twarde dane. Aż 90,8 proc. kwot oferowanych przez wygranych pokrywa się z minimalną ceną wykonania usługi. Zaledwie w 8,85 proc. jest wyższa od ceny minimalnej – wskazuje Tomasz Starzyk, analityk Bisnode Polska.
Zdaniem Piotra Trębickiego, radcy prawnego z kancelarii Czublun Trębicki Kancelaria Radców Prawnych, świadczy to o kilku rzeczach. Po pierwsze zamawiający na coraz większą skalę sprawdzają bilanse i przepływy firm startujących w przetargach. Po drugie, w zakresie warunków udziału w postępowaniu stawiają wykonawcom coraz bardziej rygorystyczne wymagania. Oczekują wykazania się obrotem na poziomie minimum 1 mln zł, a nie kilkuset tysięcy, który w bardzo wielu przypadkach byłby wystarczający. Wreszcie procedury przewidziane przez prawo zamówień publicznych są skomplikowane, a w wielu przypadkach wykonawcy napotykają przeszkody w uzyskaniu zamówienia i muszą walczyć o swoje (np. w KIO). Między innymi te utrudnienia są przyczyną, dla której mniejsze podmioty wycofały się z udziału w przetargach. Wolą łatwiejsze drogi pozyskiwania kontraktów. – Na rynku zostały więc większe podmioty, które często mogą się pochwalić lepszymi wynikami finansowymi niż ich mniejsi konkurenci. Stąd ta widoczna poprawa kondycji zwycięzców – uważa Trębicki.
W efekcie spada liczba likwidowanych firm, które wygrały przetargi. Jak wylicza Tomasz Starzyk, w 2014 r. było ich 381, a w ubiegłym roku o ponad połowę mniej – 180.
Wśród sektorów przywiązujących największą wagę do kondycji przyszłego partnera dominują finanse i ubezpieczenia. W nich powyżej 95 proc. zwycięzców jest określanych jako podmioty silne finansowo. Podobnie jest w handlu i energetyce: 80 i 91 proc. Na przeciwległym biegunie znajdują się: rolnictwo, branża obrotu nieruchomościami i HoReCa, gdzie silną kondycją może się pochwalić mniej niż 1/3 firm. Pośrodku plasuje się budownictwo: ok. 47 proc.
Według Piotra Trębickiego to efekt specyfiki branż. – W energetyce, finansach czy ubezpieczeniach wśród startujących w wyścigu po zamówienia publiczne można wymienić kilka wiodących i jednocześnie dużych firm. Tymczasem budownictwo to przykład branży ciągle bardzo rozdrobnionej, gdzie w przetargach wciąż startują mali i średni przedsiębiorcy – dodaje.
Dariusz Blocher, prezes Budimeksu, wskazuje na jeszcze jeden aspekt. – Dąży się jednak do otwarcia rynku zamówień dla mniejszych podmiotów. Ma to skutkować większym wyborem wśród oferentów. By tak jednak się stało, nie można im stawiać wyśrubowanych wymogów. Co nie do końca uważam za słuszne. Efekt jest taki, że w przetargach za miliard złotych starują firmy o obrotach rzędu 100 mln zł – komentuje.
Tymczasem budownictwo, handel i przetwórstwo przemysłowe, to sektory, w których są najczęściej organizowane przetargi. Odbywa się w nich odpowiednio 17,06 proc., 44,9 proc. i 12,6 proc. rokowań.
W najlepszej kondycji są zwycięzcy przetargów z województwa mazowieckiego, lubelskiego i podlaskiego. W najgorszej firmy pochodzące z województw leżących na zachodzie.