Ekonomiści nierzadko zastanawiają się, dlaczego firmy nie chcą przeznaczyć na inwestycje części góry lokat, jakimi dysponują. Problem w tym, że uwolnienie depozytów jest praktycznie niemożliwe.

Od dłuższego czasu w Polsce trwa dyskusja dotycząca tego, jak skłonić firmy do uwolnienia spoczywających na kontach zapasów gotówki. Celem miałyby być przede wszystkim inwestycje – gdyby przedsiębiorstwa zaczęły się na nie w większym stopniu decydować, pieniądze zamiast leżeć na rachunkach, zaczęłyby realnie pracować. Ocena, że ten mechanizm powinien zadziałać, stała się jednym z założeń planu na rzecz odpowiedzialnego rozwoju, jaki zaprezentował niedawno wicepremier Mateusz Morawiecki.

Setki „bezrobotnych” miliardów

Faktycznie, wartość depozytów przedsiębiorstw robi wrażenie. W końcu 2015 r. na rachunkach bankowych miały 250 mld zł (do tego można dodać jeszcze 37 mld zł w posiadaniu najmniejszych firm – zatrudniających do dziewięciu osób). To najwyższe zasoby w historii. Wartość depozytów była o 10 proc. większa niż rok wcześniej. W tym czasie wartość kredytów wzrosła o nieco ponad 8 proc.

Jeszcze na początku minionej dekady proporcja depozytów do kredytów w firmach była dużo bardziej „proinwestycyjna”: w bilansach firm kredyty były ponaddwukrotnie wyższe niż depozyty. Obecnie depozyty odpowiadają już niemal 80 proc. wartości kredytów (w końcu roku, gdy w bankach rozliczane są tzw. pieniądze w drodze i depozyty wszystkich grup klientów są wyższe niż w poprzednich miesiącach, ta proporcja zdecydowanie przekracza 80 proc.).

A wszystko to w warunkach rekordowo niskich stóp procentowych: od marca 2015 r. główna stopa NBP wynosi 1,5 proc. Oprocentowanie depozytów dla przedsiębiorstw, jak wynika z danych banku centralnego, w styczniu br. (świeższych statystyk jeszcze nie ma) wynosiło przeciętnie 1,36 proc. Słowem: wydaje się, że oszczędzanie nie ma wielkiego sensu. Bardzo korzystne wydaje się natomiast sfinansowanie kredytem projektów inwestycyjnych. Przeciętne oprocentowanie nowych kredytów dla przedsiębiorców indywidualnych nie przekraczało w styczniu 5,3 proc. W kredytach dla większych firm średnia stawka to zaledwie 3,34 proc. Czy właściciele i prezesi firm tego nie widzą?

Złota proporcja

Wszystko wskazuje na to, że zachowanie krajowych firm jest całkiem podobne do tego, co robią przedsiębiorstwa w innych państwach. Świadczy o tym choćby porównanie wielkości depozytów firm do produktu krajowego brutto poszczególnych krajów. W Polsce w końcu ub.r. było to 14 proc. Trzeba przyznać, że to najwięcej w historii, ale w kilku poprzednich latach proporcja oscylowała wokół 12–13 proc. Znaczącego wzrostu zatem nie widać. Może to wskazywać, że osiągnęliśmy poziom, którego firmy potrzebują do normalnego funkcjonowania. Gdyby ich depozyty bankowe stopniały, moglibyśmy być świadkami większych problemów z płynnością.

Udział depozytów przedsiębiorstw w PKB w Polsce jest przy tym wyraźnie poniżej większości unijnych krajów, dla których udało nam się zdobyć dane. Jesteśmy na poziomie porównywalnym ze Słowacją czy Słowenią, ale też z Niemcami.
Najmniej depozytów w porównaniu z PKB mają Malta i Luksemburg (na śródziemnomorskiej wyspie nie ma ich prawie w ogóle, w Luksemburgu jest to 3 proc.) – to jednak specyficzne gospodarki, w których sektor niefinansowy odgrywa stosunkowo niewielką rolę. Daleko nam za to do takich krajów, jak Belgia, Estonia czy Holandia (nawet ponad 30 proc.) czy Irlandia (w ub.r. depozyty firm przekroczyły tam 45 proc. PKB). Holandia czy Irlandia również mają swoją specyfikę – ze względu na niskie podatki są to kraje chętnie wybierane przez pozaeuropejskie korporacje jako centra działalności na naszym kontynencie. Tam trafiają więc zyski wypracowywane w innych krajach.

Tak dochodzimy do kolejnego elementu wyjaśnienia: w ostatnich kilkunastu latach powszechna jest tendencja do wzrostu zysków firm, które skutkują kumulowaniem przez nie gotówki na kontach. Dotyczy to nie tylko Polski, ale właściwie całego zachodniego świata. Stąd pojawiające się co pewien czas informacje o tym, że środki zgromadzone przez największe międzynarodowe korporacje, jak Google czy Apple, idą już w setki miliardów dolarów. Ekonomiści wskazują, że przedsiębiorstwa powiększają swoje zasoby dzięki wysokim zyskom, ale robią tak kosztem pracowników – ich wynagrodzenia rosną w stosunkowo niewielkim stopniu. Efektem jest zmniejszanie się udziału płac w PKB. Jak widać po statystyce należności i zobowiązań wobec banków przedsiębiorstw w Polsce, jest to trend, który obejmuje również nasz kraj.

Gdzie się inwestuje

Czy powiększanie się zasobów gotówki w firmach ma negatywny wpływ na inwestycje? Niekoniecznie. Skłonność naszych przedsiębiorstw do realizacji projektów powiększających ich zdolności wytwórcze nie jest bowiem wcale taka mała. Żeby się o tym przekonać, wystarczy porównać udział inwestycji w PKB krajów unijnych. Z dostępnych danych wynika, że żaden kraj UE nie zdołał w ub.r. osiągnąć w tej kategorii pułapu 25 proc., który wicepremier Morawiecki stawia za cel polskiej gospodarce. Piętnastu krajom udało się jednak przebić 20 proc. Pierwszy raz od 2011 r. w tym gronie znalazła się także Polska. Trzeba jednak zaznaczyć, że dobry wynik w dużej mierze zawdzięczamy prawdopodobnie faktowi, że miniony rok był ostatnim, w którym można było kończyć projekty w ramach unijnej perspektywy finansowej na lata 2007–2013.

Najlepsze w 2015 r. pod względem udziału inwestycji w PKB były Rumunia (24,5 proc.), Estonia i Szwecja (24,2 proc.). Najsłabsze – kraje najmocniej dotknięte kryzysem, jak Grecja (11,7 proc.), Cypr (13,4 proc.) czy Portugalia (15 proc.).
O skłonności do wykładania pieniędzy na zwiększanie zdolności wytwórczych mówią również inne liczby. W 2015 r. wartość inwestycji w Polsce była o ponad 23 proc. większa niż w 2010 r. (licząc w cenach stałych). Daje nam to czwarte miejsce w UE i piąte w Europie (po Islandii, Litwie, Łotwie i Estonii). Ale jeśli porównamy sytuację z 2015 r. z rokiem 2006, to okazuje się, że żadne europejskie państwo nie stanowi dla nas konkurencji. W Polsce inwestycje w 2015 r. były o prawie 56 proc. wyższe niż w 2006 r. Kolejny kraj – Szwecja – zanotował wzrost o 22 proc. Islandia miała ponad 40-proc. spadek, Łotwa i Estonia – 20-proc.

Pieniądz krąży

W sumie – chociaż depozyty firm są wysokie i niemal nieprzerwanie rosną, nie spowalnia to aktywności inwestycyjnej przedsiębiorstw. Zresztą, jak miałoby to wyglądać? Jeśli firma A decyduje się na rozpoczęcie jakiegoś projektu i finansuje go z pieniędzy zgromadzonych na własnych rachunkach bankowych, to wprawdzie jej saldo może się zmniejszyć, ale te pieniądze przepłyną na rachunki firm B, C, D – jej dostawców. Spadek depozytów firm widzielibyśmy tylko wówczas, gdyby ich inwestycje realizowali dostawcy z zagranicy, posiadający konta w innych krajach.

Są oczywiście również inne opcje, które skutkowałyby zmniejszeniem środków krajowych firm w bankach, ale już niezwiązane z działalnością inwestycyjną: jedna to transferowanie zysków z Polski za granicę, inna – takie pogorszenie wyników, które wymagałoby finansowania bieżącej działalności ze środków odłożonych w przeszłości. Takiego uruchomienia depozytów firm raczej byśmy nie chcieli.

przebić 20 proc. Pierwszy raz od 2011 r. w tym gronie znalazła się także Polska. Trzeba jednak zaznaczyć, że dobry wynik w dużej mierze zawdzięczamy prawdopodobnie faktowi, że miniony rok był ostatnim, w którym można było kończyć projekty w ramach unijnej perspektywy finansowej na lata 2007–2013.

Najlepsze w 2015 r. pod względem udziału inwestycji w PKB były Rumunia (24,5 proc.), Estonia i Szwecja (24,2 proc.). Najsłabsze – kraje najmocniej dotknięte kryzysem, jak Grecja (11,7 proc.), Cypr (13,4 proc.) czy Portugalia (15 proc.).
O skłonności do wykładania pieniędzy na zwiększanie zdolności wytwórczych mówią również inne liczby. W 2015 r. wartość inwestycji w Polsce była o ponad 23 proc. większa niż w 2010 r. (licząc w cenach stałych). Daje nam to czwarte miejsce w UE i piąte w Europie (po Islandii, Litwie, Łotwie i Estonii). Ale jeśli porównamy sytuację z 2015 r. z rokiem 2006, to okazuje się, że żadne europejskie państwo nie stanowi dla nas konkurencji. W Polsce inwestycje w 2015 r. były o prawie 56 proc. wyższe niż w 2006 r. Kolejny kraj – Szwecja – zanotował wzrost o 22 proc. Islandia miała ponad 40-proc. spadek, Łotwa i Estonia – 20-proc.

Pieniądz krąży

W sumie – chociaż depozyty firm są wysokie i niemal nieprzerwanie rosną, nie spowalnia to aktywności inwestycyjnej przedsiębiorstw. Zresztą, jak miałoby to wyglądać? Jeśli firma A decyduje się na rozpoczęcie jakiegoś projektu i finansuje go z pieniędzy zgromadzonych na własnych rachunkach bankowych, to wprawdzie jej saldo może się zmniejszyć, ale te pieniądze przepłyną na rachunki firm B, C, D – jej dostawców. Spadek depozytów firm widzielibyśmy tylko wówczas, gdyby ich inwestycje realizowali dostawcy z zagranicy, posiadający konta w innych krajach.

Są oczywiście również inne opcje, które skutkowałyby zmniejszeniem środków krajowych firm w bankach, ale już niezwiązane z działalnością inwestycyjną: jedna to transferowanie zysków z Polski za granicę, inna – takie pogorszenie wyników, które wymagałoby finansowania bieżącej działalności ze środków odłożonych w przeszłości. Takiego uruchomienia depozytów firm raczej byśmy nie chcieli.

Jan Dajek