Rządowe gwarancje dla sektora bankowego nie powinny być dużym obciążeniem dla budżetu.
Jak pisaliśmy już w GP przyjęty we wtorek przez Radę Ministrów projekt ustawy o pomocy dla instytucji finansowych przewiduje możliwość udzielania przez rząd gwarancji bankom mającym kłopoty z płynnością. Zgodnie z projektem rząd odpłatnie mógłby gwarantować do 50 proc. pożyczki zaciągniętej przez taki bank w innym banku komercyjnym czy banku centralnym.
Zdaniem ekonomistów rządowe gwarancje nie powinny być zbytnim obciążeniem dla budżetu. Jak wyjaśniła wiceminister finansów Katarzyna-Zajdel - Kurowska, łączna kwota gwarancji nie powinna przekraczać 15 mld zł. Zresztą zgodnie z założeniem gwarancje mają być odpłatne, według stawek rynkowych, czyli budżet powinien jeszcze na nich zarobić.
Zdaniem bankowców projekt gwarancji rządowych to krok w dobrą stronę, ale może nie wystarczyć, by ożywić rynek.
- Nie wiadomo jeszcze, ile takie gwarancje będą kosztowały. Nikt nie będzie chciał wystawić się na strzał. Jeśli będę starał się o gwarancje, to przyznam się, że mam kłopoty, a wtedy już nikt nie pożyczy mi pieniędzy - tłumaczy prezes jednego z dużych banków.
Nie ma też jasnych wytycznych, w jakiej sytuacji bank będzie mógł się zwrócić po rządowe gwarancje.
Projekt ustawy mówi jedynie, że decyzję o możliwości udzielenia wsparcia, jego wysokości, warunkach i formie będzie podejmował minister finansów, po zasięgnięciu opinii przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego oraz prezesa Narodowego Banku Polskiego. A KNF i NBP zgodnie przekonują, że sytuacja sektora jest stabilna.
Bankowcy prezentują ostrożny optymizm.
- Za wcześnie o tym mówić. Poczekajmy, zobaczmy, jak gwarancje w obecnej formie wpłyną na ożywienie rynku międzybankowego - mówi Włodzimierz Kiciński, prezes Nordea Bank Polska.
Zdaniem Jakuba Borowskiego, głównego ekonomisty Invets-Banku, bardziej niż gwarancje ożywieniu rynku kredytowego mogą pomóc planowane działania NBP.
- Chodzi przede wszystkim o trzymiesięczne pożyczki pod zastaw papierów wartościowych - uważa Borowski.
Zdaniem przewodniczącego nadzoru finansowego Stanisława Kluzy, gwarancje dla banków komercyjnych mógłby dawać nie tylko rząd, ale i właśnie bank centralny.
Według Kluzy, bank centralny ma możliwość bycia animatorem rynku międzybankowego i ma możliwość dobierania sobie narzędzi w swoich działaniach. W zaprezentowanym na początku miesiąca przez prezesa NBP Sławomira Skrzypka, tzw. pakiecie zaufania, który miał ożywić rynek międzybankowy znalazła się mowa m.in. o pożyczkach repo pod zastaw np. obligacji skarbowych.
CO MOŻE ŚWIADCZYĆ O DOBREJ KONDYCJI BANKU
Fundusze własne: im większe fundusze, tym lepiej. Bank ma w razie potrzeby z czego pokryć ewentualne straty banku.
Wskaźnik depozytów do kredytów: im wyższy, tym teoretycznie lepiej. Oznacza, że bank nie pożycza więcej pieniędzy niż zdeponowali w nim klienci. Wskaźnik powyżej 100 proc. oznacza, że bank jest nadpłynny i teoretycznie nie musi finansować się z innego źródła. Na koniec II kwartału 2008 r. wskaźnik ten dla wszystkich banków wynosił 97 proc. A wielkość kredytów przekraczała depozyty zaledwie o 13 mld zł.
Współczynnik wypłacalności: stosunek posiadanych kapitałów do wielkości zgromadzonych aktywów. NBP wymaga, by nie był on mniejszy niż 8 proc. W przeciwnym razie bank centralny może zażądać od właścicieli banku, by uzupełnili niedobór w kapitałach. Na koniec II kwartału 2008 r. tylko w jednym banku komercyjnym współczynnik ten był niższy niż 9 proc.