Nasze firmy coraz śmielej ruszają na poszukiwania nowych złóż poza granicami kraju. Jak jednak dowodzą ostatnie wydarzenia, sukces osiągają głównie duzi i poważni gracze. A ci mniejsi szybko się poddają.
Ostatnie miesiące to wysyp doniesień o kolejnych inwestycjach surowcowych polskich koncernów – pod koniec ubiegłego roku Lotos poinformował o zakupie udziałów w złożach na Morzu Norweskim. PGNiG zyskało tam kolejne koncesje. A Orlen zrealizował w tym czasie dwie akwizycje. Nie zawsze jednak surowcowa ekspansja kończy się sukcesem. Ostatnie tygodnie przyniosły także rezygnację z inwestycji podejmowanych przez mniejsze firmy.
W lutym z Ukrainą pożegnał się ostatecznie Serinus Energy, spółka kontrolowana przez holding Kulczyk Investment. Można powiedzieć, że był to odwrót z tarczą, a nie na tarczy – za swoje udziały Serinus dostał 32,8 mln dol. Ich nabywcą był jeden z głównych graczy na ukraińskim rynku gazu, Burisma Holding. Ciekawostką może być to, że w radzie dyrektorów tej firmy zasiada były prezydent Aleksander Kwaśniewski (a także syn wiceprezydenta USA Joe Bidena – Hunter), który jest także członkiem Międzynarodowej Rady Doradców funduszu Kulczyk Investments.
Serinus uważa swoją ukraińską przygodę za sukces. Pięć lat temu za udziały w złożach zapłacił 45 mln dol. i od tego czasu pobrał z nich w formie dywidendy nieco ponad 40 mln dol. Jeśli dodać do tego kwotę uzyskaną ze sprzedaży, to można rzeczywiście powiedzieć, że spółka wyszła na swoje. Skąd zatem decyzja o wycofaniu?
Po pierwsze zwrot z tej inwestycji był niższy, niż pierwotnie zakładano – po części wynikało to z sytuacji na rynkach surowcowych i spadającej ceny gazu. Ale także z polityki ukraińskiego rządu, który w obliczu dramatycznej sytuacji gospodarczej rozpaczliwie poszukiwał dodatkowych środków budżetowych i podnosił opłaty koncesyjne. Nie bez znaczenia był wciąż tlący się na Ukrainie konflikt (choć nie był on argumentem za wycofaniem się z tego kraju).
Atutem Serinusa jest dywersyfikacja – w sumie ma 12 koncesji na trzech kontynentach. Najpoważniejsze projekty to wydobycie w Tunezji i poszukiwania gazu w Rumunii. I na ten ostatni projekt zostanie przeznaczone około jednej trzeciej pieniędzy ze sprzedaży ukraińskich złóż (19,2 mln dol. pójdzie na spłatę kredytu w EBOiR).
W zupełnie innej sytuacji jest Krezus, który trzy lata temu ruszył do Gwinei w poszukiwaniu złota i boksytów. Pierwsze prace dokumentujące złoża wydawały się obiecujące, ale ostatecznie złoty sen się nie spełnił. W ubiegłym tygodniu Krezus poinformował o wycofaniu się z tego projektu. „Decyzja zarządu podyktowana jest brakiem możliwości kontynuowania prac w związku z wciąż wysokim zagrożeniem wirusem ebola i w konsekwencji trudnościami związanymi z pozyskaniem wykwalifikowanych pracowników chętnych do podjęcia pracy na koncesjach posiadanych przez spółki zależne emitenta” – stwierdziła spółka w komunikacie.
Ponieważ złoża w Gwinei były ostatnim projektem wydobywczym Krezusa (wcześniej wycofał się z Indonezji, gdzie w eksploatacji złóż niklu przeszkodziła mu nagła zmiana prawa), spółka zdecydowała o – jak to określiła w komunikacie – nowym kierunku rozwoju. Będzie to handel metalami i złomem metali.
Luty był również ostatnim etapem innej i chyba najdziwniejszej przygody wydobywczej w historii Polski – KNF zdecydował o wykluczeniu z parkietu spółki MSX Resources (dawny Mostostal Export). Powodem był brak realizacji obowiązków informacyjnych – spółka od wielu miesięcy nie przekazywała komunikatów i od połowy ubiegłego roku trwała niejako w stanie zawieszenia. Pod koniec 2013 r. MSX zapowiedziała wejście w segment surowcowy oraz na giełdę w Londynie we współpracy z tajemniczym funduszem Tarantoga. W 2014 r. informowała o zakupie spółek z koncesjami w Mongolii za 553 mln zł. Pośrednikiem w tej transakcji miał być właśnie Tarantoga Capital. Bańka pękła w marcu 2015 r. – spółka poinformowała, że utraciła prawa do koncesji, bo została oszukana przez Tarantogę, firmę o mało transparentnej, delikatnie mówiąc, strukturze. Tak rozmyły się kolejne surowcowe sny.
– Inwestycje w złoża to biznes dla dużych chłopców – uważa Zbigniew Porczyk, analityk Trigon DM, zaznaczając, że nie odnosi się do żadnej ze wspomnianych spółek. – Takie projekty są bardzo kapitałochłonne i długoterminowe. Decyzje o inwestycji podejmuje się dziś, zdając sobie sprawę, że wydobycie rozpocznie się np. za pięć lat i potrwa następnych kilkadziesiąt. I planując poważnie taką inwestycję, trzeba mieć świadomość, że warunki rynkowe będą się w tym czasie zmieniać i trzeba mieć odpowiednie zaplecze kapitałowe, by przetrwać – podkreśla analityk.