Wciąż przyjeżdża do nas niewielu obcokrajowców. Nasi hotelarze przyznają, że głównym źródłem ich utrzymania pozostają Polacy, ale podkreślają, że liczba zagranicznych turystów z roku na rok się zwiększa.
W ubiegłym roku w polskich obiektach turystycznych goście wykupili 71,1 mln noclegów, czyli o 7 proc. więcej niż rok wcześniej – wynika z danych Eurostatu. To rekord. I jednocześnie jeden z najwyższych wzrostów w Unii Europejskiej. Szybciej niż u nas rosły bazy w konkurencyjnych ośrodkach regionu – m.in. w Czechach i na Słowacji. Z jednej strony pod względem liczby gości hotelowych zajmujemy dobre ósme miejsce (bylibyśmy oczko niżej, gdyby w rankingu pojawiła się Wielka Brytania), z drugiej – jesteśmy na ostatnim miejscu pod względem procentowego udziału cudzoziemców wśród turystów odwiedzających pensjonaty i hotele (zajmujemy je ex aequo z Rumunią). W ubiegłym roku tylko co piąty turysta w naszych ośrodkach pochodził z zagranicy. W słowackich hotelach był to co trzeci gość, a w Czechach – co drugi.
Nasi hotelarze przyznają, że głównym źródłem ich utrzymania pozostają Polacy, ale podkreślają, że liczba zagranicznych turystów z roku na rok się zwiększa. – Pochodzą oni głównie z Norwegii, a w dalszej kolejności z Finlandii, Wielkiej Brytanii i Hiszpanii – wylicza Szymon Rekowski z gdańskiego hotelu Admirał. Podobną listę przedstawia hotel Gdańsk.
O większym zainteresowaniu ze strony przyjezdnych przekonuje także Paweł Niewiadomski, prezes Polskiej Izby Turystyki. – W pierwszej połowie ubiegłego roku najwięcej turystów przyjechało do nas z krajów ościennych: Niemiec, Czech, Ukrainy, Słowacji, Białorusi, Rosji, Litwy. Zanotowano też dużą dynamikę wzrostu przyjazdów z Wielkiej Brytanii, Francji, Holandii i USA – twierdzi szef PIT.
Według niego właściciele hoteli nie powinni spoczywać na laurach. – W ostatnich latach, dzięki środkom unijnym, w Polsce nastąpił gwałtowny rozwój infrastruktury hotelarskiej. Za nim powinien iść rozwój produktu turystycznego oraz odpowiednia promocja, a na tym polu mamy jeszcze wiele do zrobienia – zaznacza Niewiadomski.
Z optymizmem na rozwój rynku patrzy za to Emilia Maraszek z grupy hotelowej Accor. – Systematycznie rośnie frekwencja, a także średni przychód osiągnięty na jeden pokój hotelowy (tzw. revpar). Nie jest on wysoki na tle innych krajów europejskich. Wynika to głównie z relatywnie niższych średnich cen pokoi, które z uwagi na rosnącą konkurencję utrzymują się na niezadowalającym dla hotelarzy poziomie. Pochwalić się możemy natomiast średnią frekwencją, gdzie hotele, zwłaszcza w dużych miastach, jak np. Warszawa, Trójmiasto, Kraków, Wrocław i Poznań, nie odbiegają znacząco od innych państw – mówi Maraszek.