Obniżenie ratingu Polski poszerzyło listę czynników, które mocno szkodzą złotemu, giełdzie i budżetowi. Z giełdy wyparowało wczoraj ponad 24 mld zł, a z rynku papierów Skarbu Państwa około 2,6 mld zł.
Ratingowy ból głowy / Dziennik Gazeta Prawna
Dariusz Lasek dyrektor inwestycyjny ds. papierów dłużnych Union Investment TFI / Dziennik Gazeta Prawna
Błażej Bogdziewicz wiceprezes Caspar Asset Management / Dziennik Gazeta Prawna

Złoty w stosunku do euro osłabł w ciągu trzech miesięcy o 5 proc. Nasza giełda straciła w tym czasie 20 proc. Spadki są jeszcze większe w dłuższej perspektywie.

Polskiej gospodarce równocześnie szkodzą czynniki zewnętrzne i wewnętrzne. Wśród tych pierwszych – pogorszenie nastrojów w globalnej gospodarce wywołane m.in. przez chińskie spowolnienie. Strach przed kryzysem w Państwie Środka co jakiś czas wstrząsa rynkami i powoduje rosnącą niechęć do inwestowania w krajach wschodzących, do których Polska się zalicza.

Decyzja S&P o obniżeniu oceny wiarygodności kredytowej naszego kraju to dodatkowy cios – tym boleśniejszy, że zwraca uwagę zagranicznych inwestorów na to, co się u nas dzieje, i przede wszystkim – co się może wydarzyć, jeśli wydatki budżetowe będą zgodnie z planami dużo wyższe niż obecnie, a wbrew nadziejom niższe od oczekiwanych okażą się wpływy.

Giełda jest w szybkim odwrocie co najmniej od końca maja 2015 r. Indeks największych spółek WIG20 spadł od tamtego czasu o ponad 30 proc. Inwestorów zniechęcały przede wszystkim zapowiedzi przewalutowania kredytów frankowych, plany ratowania górnictwa kosztem firm energetycznych oraz wprowadzenia nowych podatków (bankowego i od handlu). Na to się nakłada zdecydowane pogorszenie koniunktury na światowych rynkach akcji, w tym w USA i Europie, któremu towarzyszą nawet wizje wielkiego kryzysu.

Wyraźnego trendu spadkowego nie mieliśmy za to na rynku obligacji, od kilku miesięcy notowania były raczej stabilne. Wczoraj jednak – w reakcji na decyzję S&P – ceny papierów skarbowych mocno spadły, co jest równoznaczne ze wzrostem ich rentowności. A wyższa rentowność to większe koszty finansowania tegorocznych potrzeb pożyczkowych budżetu państwa. Mają one wynieść około 180 mld zł, o blisko jedną czwartą więcej niż w roku ubiegłym. Tyle trzeba na pokrycie deficytu i spłatę obligacji zapadających w tym roku.

Inwestorzy na rynku obligacji nie zdążyli zareagować w piątek na wieść o obniżeniu ratingu przez Standard & Poor’s i wczoraj nadrabiali zaległości. Według wyliczeń analityków banku BZ WBK wartość notowanych SPW spadła wczoraj o prawie 0,5 proc., a wartość obligacji w obrocie skurczyła się o 2,58 mld zł.
Poniedziałek był też kolejnym dniem wyprzedaży na warszawskiej giełdzie. W tym przypadku inwestorzy mają całą listę powodów, by pozbywać się akcji, a obniżenie ratingu jest tylko jednym z punktów. Indeks największych spółek spadł wczoraj o 3,2 proc., do mniej niż 1700 pkt (ostatni raz na zamknięciu sesji tak nisko był w kwietniu 2009 r.). Giełdę w dół ciągną duże spółki, w tym banki. Powód? Prezydenckie plany przewalutowania kredytów walutowych. Obniżenie ratingu i plany przewalutowania kredytów powiązał wczoraj w swoim komunikacie Narodowy Bank Polski, zwracając uwagę, że jednym z warunków prowadzenia zrównoważonej polityki gospodarczej jest stabilność sektora finansowego, w tym bankowego.
Na rynku obligacji najbardziej rosła rentowność papierów 10-letnich – w ciągu dnia nawet o 30 pkt bazowych. Pod koniec notowań wynosiła już 3,20 proc. (w przypadku 10-latek).
– Przełamaliśmy poziomy, po których trudno liczyć na szybki powrót do niższych rentowności. Do tego nasz dług może być gorzej traktowany niż dotychczas przez inwestorów. Reakcja była podobna do tej, jaka następuje np. po zaskakującej zmianie stóp procentowych – mówi Mateusz Sutowicz, analityk Banku Millennium.
Mniejszy ruch był w segmencie obligacji krótkoterminowych. W przypadku dwuletnich papierów dochodowość zwiększyła się o blisko 10 pkt. Według Sutowicza to efekt większego zainteresowania obligacjami krótkoterminowymi ze strony krajowych banków. Wprowadzany właśnie podatek od aktywów nie będzie obejmował i skarbowych papierów wartościowych. Może to zwiększać aktywność banków na rynku długu. Widać ją było już zresztą na wczorajszym pierwszym od kilku lat przetargu bonów skarbowych. Inwestorzy chcieli kupić papiery za 10 mld zł, pięciokrotnie więcej, niż oferowało Ministerstwo Finansów.
Dla MF bankowe zainteresowanie krótkoterminowymi papierami może być wyjściem awaryjnym na wypadek, gdyby nastroje na rynku obligacji długoterminowych rzeczywiście miały się pogarszać. Perspektywy nie są najlepsze. Obniżka ratingu może zniechęcać do inwestowania w polski dług przez długoterminowych inwestorów. MF szczyciło się jeszcze niedawno stabilną strukturą nabywców z zagranicy: prawie 18 proc. to banki centralne innych krajów. Przesuwanie akcentów w planowanych emisjach w stronę papierów o krótszych terminach zapadalności może być ryzykowne, bo może przyciągać na przetargi gorący kapitał portfelowy.
Presja na wzrost rentowności może zwiększać się w kolejnych miesiącach, jeśli rynek zacznie wyceniać większe ryzyko dla stabilności budżetu w przyszłym i kolejnym roku. Pierwsze „sprawdzam” może powiedzieć już wiosną, gdy Ministerstwo Finansów przedstawi aktualizację programu konwergencji i wieloletniego planu finansowego państwa. Znajdą się w nich projekcje deficytu i długu na kolejne lata.
Dodatkowym czynnikiem ryzyka z punktu widzenia kosztów finansowania potrzeb pożyczkowych i obsługi długu może być osłabienie złotego. Nasza waluta traci już od kilku miesięcy i nie zanosi się, żeby ten trend miał się szybko odwrócić. Według Przemysława Kwietnia, analityka X-Trade Brokers, wcześniej był to efekt narastania niechęci wśród globalnych inwestorów do inwestowania na rynkach wschodzących. Były one postrzegane jako coraz bardziej ryzykowne ze względu na coraz gorsze informacje z Chin, gdzie gospodarka zaczęła zwalniać.
– Dodatkowo pojawia się coraz więcej sygnałów, że skończyła się hossa na rozwiniętych rynkach akcji. I tzw. czynniki krajowe, które zaczęły coraz więcej ważyć jeszcze przed obniżką ratingu przez S&P. Decyzja agencji jest podsumowaniem obaw, które pojawiały się już wcześniej. Co prawda reakcja była szybka, ale agencje powinny przecież działać wyprzedzająco – mówi Kwiecień.
Jego zdaniem kluczowe są perspektywy długoterminowe, bo krótkoterminowo fundamenty polskiej gospodarki wydają się mocne: niski deficyt obrotów bieżących czy poziom zadłużenia zagranicznego.
– W dłuższym horyzoncie jest kilka zagrożeń związanych z wprowadzanymi lub zapowiadanymi przez rząd programami. Na przykład dodatek na dzieci w takim kształcie, jak się go obecnie proponuje, może mieć negatywny wpływ na potencjał siły roboczej w gospodarce. Podobnie jak obniżenie wieku emerytalnego. Z kolei osłabienie instytucji może wpływać na otoczenie prowadzenia działalność gospodarczej, a to z kolei – na poziom innowacyjności. Zaś to wszystko razem może zagrażać stabilności wzrostu gospodarczego – uważa ekonomista. Jego zdaniem na razie nie ma co liczyć na szybkie odbicie kursu złotego. Wczoraj po południu za euro płacono 4,46 zł, natomiast dolar kosztował prawie 4,10 zł – i były to poziomy, do jakich złoty osłabił się już w piątek, po komunikacie S&P.
OPINIE
Pełną reakcję rynku obligacji skarbowych na obniżkę ratingu zobaczymy, kiedy do handlu powrócą inwestorzy amerykańscy. To oni kontrolują największą część naszego długu. Zobaczymy, jak wypadniemy w ich portfelach w porównaniu z innymi obligacjami wycenianymi na potrójne B z plusem. To istotne, bo już sam spadek ratingu może spowodować, że dla polskich papierów będzie w portfelach funduszy mniej miejsca. Mają one zwykle ustalone limity inwestycyjne przypisane papierom z określonymi wycenami. Cięcie w ratingu przełoży się na wzrost kosztów finansowania długu przez Polskę i wzrost rentowności naszych papierów, co dla inwestorów oznacza straty. Trudno powiedzieć, czy i jak długo rentowności naszych obligacji będą rosły. Ta gra dopiero się zaczyna. Kluczowe dla zachowania polskiego długu będzie finansowanie rządowych projektów, m.in. programu 500 plus. Jeśli okaże się, że pojawią się w nim jakieś luki, może to grozić dalszym spadkiem cen naszych obligacji.
Decyzja o obniżce ratingu Polski ewidentnie odbiła się na notowaniach akcji. W poniedziałek nasz rynek zachowywał się wyraźnie gorzej niż większość europejskich. Trzeba przy tym pamiętać, że nastroje inwestorów mogły psuć nadal także echa prezydenckiego projektu ustawy mającej rozwiązać problem kredytów walutowych, która w obecnej postaci będzie ogromnym obciążeniem dla sektora bankowego. To, na ile cięcie ratingu będzie się przekładało na rynek akcji w dłuższym terminie, będzie zależało przede wszystkim od działań rządu i ich wpływu na kondycję finansów publicznych. Sądzę, że w najbliższych miesiącach inwestorzy będą bacznie przyglądać się ich działanom, nie tylko jeśli chodzi o wydatki budżet0we, ale też wprowadzanie nowych obciążeń, jak podatek bankowy czy handlowy. Jeśli cięcie w ratingu będzie skutkowało trwalszym wzrostem rynkowych stóp procentowych, to w dłuższym terminie na wycenach akcji może odbić się także wzrost kosztów finansowania spółek.