Poskładanie grupy pod skrzydłami PZU to dziś jedno z najważniejszych wyzwań następcy Andrzeja Klesyka. Skrajnie trudne
– Chcemy stworzyć bank, który znalazłby się w pierwszej piątce banków pod względem aktywów w Polsce – jeszcze niedawno zapowiadał szef ubezpieczeniowej grupy. Wiadomo, że dziś ma zrezygnować ze stanowiska. Jakie pole manewru będzie miał jego następca?
PZU zawęził sobie pole manewru, wstając od stołu, przy którym negocjował z amerykańską grupą GE kupno należącego do niego Banku BPH. Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że ubezpieczyciel chciał płacić tyle, ile wówczas dawał rynek (wycena na poziomie 2,8 mld zł), dorzucając kolejne 400 mln zł premii rozliczanej w przyszłości. Giełdowa kapitalizacja stanowiła jednak ok. 55 proc. wartości księgowej, więc taka opcja nie bardzo przypadła Amerykanom do gustu – oni za swój bank oczekują ok. 4 mld, czyli 80 proc. tego, co jest zapisane w księgach.
Inne cele do wzięcia to Bank Ochrony Środowiska i Raiffeisen Polbank.
Przejęcie kontrolowanego przez państwo BOŚ trudno będzie odtrąbić jako sukces. Większe znaczenie miałoby kupno polskiej filii Raiffeisena, instytucji znajdującej się pod presją zarówno polskiego, jak i austriackiego nadzoru bankowego. KNF chce, żeby do połowy przyszłego roku akcje banku trafiły na giełdę. Austriaccy nadzorcy nakazali Raiffeisenowi poprawienie wskaźników kapitałowych, a można tego dokonać najszybciej, sprzedając jeden z zależnych banków. Chociaż grupa obecna jest w całej środkowej Europie, jedynym poważnym aktywem, którego sprzedaż poprawi wskaźniki, jest działalność w Polsce.
Taki plan miał sens rok temu. Od tego czasu za sprawą niskiej inflacji w dół poszły stopy procentowe, zmniejszając dochody banków, portfel frankowy zrobił się wyjątkowo toksyczny, a realna jest perspektywa podatku bankowego. W półtora roku najbardziej narażone na to ryzyko banki, takie jak Getin Noble Bank, straciły trzy czwarte wartości.
Raiffeisen ma jeszcze ten defekt, że na tle branży mocno odstaje pod względem rentowności, która waha się w okolicach 4 proc. – większość dużych banków utrzymuje ten wskaźnik powyżej 11 proc. Znalezienie inwestora w tej sytuacji będzie równie trudne jak w przypadku BPH. Raiffeisen jest od niego większy (choć mniejszy od GNB), kredyty we frankach stanowią tam ok. 30 proc. portfela. W obecnych warunkach trudno będzie mu liczyć na wycenę wyższą niż połowa wartości księgowej sięgającej 6,2 mld zł. Sprzedaż banku z kilkumiliardową stratą z pewnością nie poprawi wskaźników kapitałowych austriackiej grupy.
Karl Sevelda, szef Raiffeisen Bank International, do którego należy polska spółka, sygnalizował, że rozważa wyizolowanie portfela frankowego. – Bankiem interesowali się inwestorzy z Hiszpanii oraz Francji, ale ryzyko związane z portfelem frankowym spowodowało, że wycofały się z rozmów – przyznaje Sevelda. Pozbycie się franków poszerzyłoby grono licytujących, co od razu daje szansę na lepszą wycenę. Wyizolowanie portfela frankowego nie jest jednak prostym zabiegiem księgowym. Raiffeisen analizuje m.in. możliwość przeniesienia tych wierzytelności do spółki matki. Oznaczałoby to jednak, że podstawowego celu, czyli uwolnienia kapitału, nie udałoby się w pełni zrealizować. Nie wiadomo też, czy KNF zgodzi się na taką operację. Przeniesienie kredytów za granicę zmieni status zadłużonych we frankach.
W równie podbramkowej sytuacji tuż po wybuchu kryzysu w 2008 r. znalazła się grupa AIG, która ratowana przez amerykański rząd też wyprzedawała aktywa – w tej puli znalazł się działający w Polsce bank. Amerykanie odrzucili wszystkie oferty gotówkowe, m.in. te składane przez PKO BP, które opiewały na połowę wartości AIG Banku sprzed kryzysu, i wybrali sprytniejsze rozwiązanie. Przystali na fuzję z Santander Consumer na zasadzie wymiany akcji – po połączeniu z większym partnerem rozwodnili swój kapitał do 30 proc. Operując na wycenach względnych, nie ponieśli straty na przejściowym zdołowaniu wycen banków.
Takie rozwiązanie najkorzystniejsze byłoby też z punktu widzenia Raiffeisena. Dokonanie fuzji z innym giełdowym bankiem przecenionym poniżej wartości księgowej – w tej grupie jest zarówno BNP Paribas, jak i Getin Noble Bank, który od dawna chce się z kimś połączyć, a bardziej korporacyjny Raiffeisen bardzo by do niego pasował – pozwoliłoby mu rozwiązać kilka spraw naraz. Uniknąłby grubych strat, spełnił warunek notowania na GPW, a jednocześnie rozwodniłby udziały, tak aby inwestycję móc traktować jako portfelową. Projekt poważnie rozważany w samym Raiffeisenie, z gry całkiem wyłączyłby PZU. Wtedy ubezpieczyciel musiałby wrócić do opcji numer jeden: znów siąść do stołu z GE.