Dla dobra przyszłej koniunktury należy pozwolić inwestorom podejmować decyzje, a nie czasowo zamykać giełdy.
W natłoku ostatnich wydarzeń na rynkach finansowych właściwie bez echa przeszedł fakt zaburzenia pewnej symetrii działania rynków. Instytucje nadzorujące rynki finansowe w ogóle nie reagowały, gdy zakupy aktywów dokonywane były za pomocą gigantycznych kredytów w czasie szaleńczej hossy. Teraz, w momencie przeceny, sięga się po takie metody jak zakaz krótkiej sprzedaży, a niedługo być może zakaże się sprzedaży kontraktów terminowych. Jest to faworyzowanie jednej grupy inwestorów kosztem drugiej. Osobiście uważam, że zarówno kupujący, jak i sprzedający są inwestorami dającymi rynkom płynność i powinni być traktowani tak samo.
Najlepszym przykładem na tę schizofrenię jest okres gwałtownych wzrostów cen ropy naftowej. Za ten wzrost byli oskarżani spekulanci, natomiast nikt już nikogo nie oskarżał za idący za wzrostem cen ropy jednoczesny wzrost kursu akcji spółek naftowych.
Na naszym podwórku wystarczy przypomnieć oferowane finansowanie na rynku pierwotnym, które pozwalało kupić akcje dzięki gigantycznym kredytom. Taki model funkcjonował na całym świecie i to było m.in. przyczyną wzrostu wszystkich aktywów, poczynając od akcji, a na obligacjach kończąc. System lewarowania pozwalał generować tak duży strumień pieniądza, że wszystko drożało.
Obecnie kryzys przybrał takie rozmiary, że dla dobra przyszłej koniunktury należy pozwolić inwestorom podejmować decyzje, a nie czasowo zamykać giełdy (swoją drogą ciekawe, dlaczego nie zamykano rynków w czerwcu czy lipcu 2007 roku - w szczycie hossy - aby ostudzić i ochronić kapitał milionów inwestorów).
Dwuznaczne jest również namawianie do kupna akcji przez znanych guru, którzy podobno teraz kupują albo by chcieli kupować. Kilka miesięcy mówili to samo, więc ciekawe, skąd mają tyle gotówki, skoro tak intensywnie kupowali na wiosnę?