Czy Stany Zjednoczone zawsze były gospodarką bardziej liberalną niż – powiedzmy – Szwecja? Albo czy da się porównać poziom wolności gospodarczej w Niemczech Angeli Merkel i Otto von Bismarcka? Teraz już wiadomo takie rzeczy. Wystarczy zajrzeć na stronę stworzoną przez pewnego hiszpańskiego ekonomistę.



Facet nazywa się Leandro Prados de la Escosura i wykłada historię ekonomii na Uniwersytecie Karola III w Madrycie. I wykonał robotę trochę podobną do tej, z której zasłynęli w ubiegłym roku Thomas Piketty, Emmanuel Saez i Anthony Atkinson. Tamci stworzyli wielką, sięgającą połowy XIX wieku bazę danych dotyczących nierówności dochodowych i majątkowych w krajach bogatego Zachodu. Z czego dało się wyczytywać, jakie są długie trendy wpływu kapitalizmu na redystrybucję dochodów. Hiszpan Leandro Prados de la Escosura zebrał podobnie pokaźny zestaw danych dotyczących wolności gospodarczej. Tyle że w przeciwieństwie do większości popularnych obecnie indeksów liberalizacji gospodarki skupił się nie tylko na teraźniejszości. Lecz sięgnął głębiej. Wszystko to przerobił na czytelne wizualizacje i wstawił do internetu. Tak powstał historyczny indeks wolności gospodarczej. Czyli w skrócie HIEL (ang. Historical Index of Economic Liberty). Obejmujący losy 21 krajów najbardziej rozwiniętych (Polska do nich niestety nie należy) w latach 1850–2007. Całość można znaleźć na stronie Espacioinvestiga.org. Polecam. Zabawa jest przednia.

Portugalia przez sporą część okresu powojennego była gospodarką mocno zderegulowaną. To jednak nie przekładało się na zamożność tamtejszych obywateli

Leandro Prados de la Escosura zdefiniował sobie wolność gospodarczą w sposób całkiem przejrzysty. Na HIEL składają się więc cztery elementy. Pierwszy to regulacje prawne gwarantujące własność prywatną. A więc kategorię dla każdego liberała absolutnie świętą. Wedle tej logiki im jest ich więcej i im są mocniejsze, tym lepiej z wolnością ekonomiczną. Druga skladowa HIEL to z kolei wartość pieniądza. Czyli im niższa inflacja, tym HIEL wyższy. Dlaczego? To bardzo proste. Bo to mit, że inflacja w równym stopniu uderza we wszystkie klasy społeczne. Zwłaszcza że w gospodarce rynkowej jest zazwyczaj skorelowana odwrotnie z bezrobociem. Co sprawia, że okres wysokiej inflacji (choć nie hiperinflacji) to z reguły świetny czas dla ludzi utrzymujących się z pracy. Bo ich pensje rosną w ślad za cenami, a czasem nawet szybciej. Jednocześnie tymi, którzy tracą, są posiadacze kapitału. Więc tracący na wartości pieniądz ogranicza ich gospodarczą wolność. Stąd niższy HIEL. Idźmy jednak dalej. Pozostały nam jeszcze dwie składowe. To znaczy handel międzynarodowy (mierzony poziomem ceł i innych barier) oraz regulacje (wszelkie ograniczenia działalności gospodarczej w różnych dziedzinach: koncesje, wymagania kapitałowe albo prawo pracy). Wszystko to razem składa się na wymyślony przez naukowca indeks.
W ramach małej zachęty dam tylko kilka wskazówek, jak z tego korzystać. Możemy na przykład porównywać ze sobą kraje. I sprawdzić, jak to właściwie było z tym wolnym handlem międzynarodowym na przestrzeni minionych 160 lat. Szybko wówczas odkryjemy, że aż do pierwszej wojny światowej Stany Zjednoczone były najbardziej protekcjonistycznym krajem zachodniego świata. Poziom ich liberalizmu de la Escosura oszacował (skala od 1 do 10) na 5–6. Podczas gdy standardem było raczej 8–9. Przyczyną jest oczywiście stosowana przez Amerykanów przez cały wiek XIX doktryna Alexandra Hamiltona (jeden z ojców założycieli USA; gdyby podczas pojedynku nie ustrzelił go wiceprezydent Aaron Burr, pewnie też zostałby prezydentem Stanów Zjednoczonych). Która to doktryna głosiła, że jak się państwo dorabia, to powinno się pozamykać i chronić raczkujące gałęzie przemysłu. I dopiero jak okrzepną, to się zliberalizować. USA dokładnie tak postąpiły. Co też widać na wykresach de la Escosury.
Możemy też wybrać sobie którąś ze zmiennych (na przykład poziom regulacji) i patrzeć, czy faktycznie jest tak, jak próbują przekonywać zatwardziali liberałowie. To znaczy, że im więcej deregulacji i wolności ekonomicznej, tym lepiej. Na przykład Portugalia przez sporą część okresu powojennego była gospodarką bardzo mocno zderegulowaną. To jednak w żaden sposób nie przekładało się na zamożność tamtejszych obywateli i niwelowanie dystansu do rozwiniętego świata. Z kolei Holandia pozostaje od końca II wojny gospodarką z bardzo silnym poziomem regulacji (zdecydowanie bliżej im do Włoch niż do Wielkiej Brytanii). I jak była bogata, tak ciągle jest.
Zresztą gdy wejdą państwo na tę stronę, możecie sobie tymi danymi żonglować godzinami. Pożonglujmy więc, skoro mamy czym.