Oferta na tarczę Raytheona jest dużo droższa niż przewidywano – przyznał szef MON.
Oprócz ceny problemem jest zbyt długi czas dostawy sprzętu oferowanego przez amerykański koncern Raytheon. Są one możliwe dopiero w latach 2023-2030. Zdaniem ministra Antoniego Macierewicza były prezydent Bronisław Komorowski przed kwietniowym ogłoszeniem decyzji o wyborze systemu Patriot musiał zostać wprowadzony w błąd. A w kwestii obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej nie zostały podjęte poważne negocjacje i jest to narażenie bezpieczeństwa kraju.
Ta deklaracja to oficjalne potwierdzenie tego, o czym na korytarzach MON szeptano od jakiegoś czasu: „Wisła”, czyli tarcza przeciwrakietowa średniego zasięgu jest w tarapatach. Podczas ostatniej wizyty byłych już wiceministrów obrony Czesława Mroczka i Roberta Kupieckiego w USA Amerykanie przedstawili im warunki nie do zaakceptowania – mówi się nieoficjalnie o kwocie ok. 45 mld zł. A my na cały system zarezerwowaliśmy pierwotnie 16 mld zł i wiadomo, że konkurencyjne propozycje mieściły się w tym przedziale cenowym.
Na wczorajszym posiedzeniu sejmowej Komisji Obrony Narodowej Macierewicz potwierdził to oficjalnie. Jakie będą skutki? Po pierwsze, cała koncepcja polskiej obrony powietrznej musi zostać jeszcze raz przeanalizowana. Być może zapadnie decyzja, że wydawanie kilkudziesięciu miliardów na system, który ma działać za kilkanaście lat, jest bezzasadne i lepiej np. kupić przenośne zestawy przeciwlotnicze GROM czy Poprad, które są bronią prostszą, ale też tańszą i dostępną niemal od ręki.
Ręce może też zacierać polski przemysł zbrojeniowy. Pod względem współpracy przemysłowej Raytheon nie przedstawił żadnej poważnej oferty, udział Polaków w produkcji ograniczyłby się do kilku procent wartości kontraktu. U konkurencji było to kilkadziesiąt procent. Jeśli decydenci w MON uznają, że budowa „Wisły” jest odroczona w czasie, skorzystać może program „Narew”: tarcza krótkiego zasięgu, gdzie pierwsze skrzypce mają grać polskie podmioty.
Wystąpienie Macierewicza można potraktować jako nowe otwarcie (choć zastrzegał, że pełen audyt sytuacji w MON i armii przedstawi za miesiąc, półtora). Dotyczyło ono też kwestii śmigłowców caracal. Polityk powiedział, że podpisanie kontraktu będzie zależne od wyniku negocjacji offsetowych, które trwają między resortem gospodarki a koncernem Airbus. Możliwe jest rozpisanie nowego przetargu i – co ważne – weryfikacja liczby i rodzaju zamawianych śmigłowców. Może to znaczyć, że postępowanie na śmigłowce wielozadaniowe zostanie połączone z innym: na śmigłowce uderzeniowe. Wówczas cieszyć się mogą pracownicy PZL Świdnik (AgustaWestland) i PZL Mielec (Sikorsky Aircraft Corporation, wkrótce Lockheed Martin). Wątpliwe, by przy nowym rozdaniu zostali pominięci. Ale to nie oznacza, że części śmigłowców nie kupimy od Francuzów.
Szef MON, który na komisji pojawił się z całym kierownictwem resortu (m.in. wiceministrowie Bartosz Kownacki i Tomasz Szatkowski), stwierdził, że w ciągu roku powstaną trzy brygady obrony terytorialnej (10–15 tys. żołnierzy) i że podstawową kwestią jest uproszczenie systemu dowodzenia zreformowanego w 2014 r. Dodał, że zawodowi szeregowi będą mogli służyć w armii dłużej niż 12 lat. Narzekał, że przygotowania do szczytu NATO w Warszawie poza wyborem miejsca (Stadion Narodowy) nie ruszyły. Obecny na sali Czesław Mroczek, choć rozwodził się o szeregowych, w kwestii „Wisły” milczał.