Frankowicz to jeden z głównych bohaterów tegorocznej kampanii wyborczej. I trzeba sobie jasno powiedzieć – w tej farsie odgrywa rolę czarnego charakteru. A wszystko przez ustawę, która miała pozwolić na restrukturyzację kredytów na korzystnych warunkach. Zgodnie z nią zobowiązania miałyby być przewalutowywane na złotówki po kursie, po jakim zostały zaciągnięte.
A koszty tej transakcji miałyby ponieść strony umowy, czyli bank i kredytobiorca. Od momentu zgłoszenia tego projektu frankowicz stał się wrogiem publicznym numer jeden. Znielubili go wszyscy, a zwłaszcza banki oraz ci, którzy mają kredyty w złotówkach. Czyż to nie zastanawiające, jeżeli weźmiemy pod uwagę, że to właśnie frankowicze najsumienniej spłacają swoje zobowiązania, a na przewalutowanie nie poszłaby ani jedna złotówka z publicznych pieniędzy?
Ale najbardziej zaleźli oni za skórę posłom. No bo okazało się, że ci – co nie zrobią – będzie źle. Jeżeli ustawę uchwalą – rozsierdzą banki, jeżeli nie uchwalą – stracą w oczach wyborców. Udało im się jednak znaleźć iście salomonowe rozwiązanie: zamiast ustawy ułatwiającej przewalutowanie uchwalili bubel przyznający kredytobiorcom pomoc finansową. 1,5 tys. zł miesięcznie przez półtora roku. Co prawda trzeba będzie to oddać, ale za to na niezwykle korzystnych warunkach.
Na czym więc polega wyższość tej ustawy nad poprzednią? Dlaczego dawanie ludziom pieniędzy do ręki miałoby być lepsze od stworzenia im korzystniejszych warunków spłaty zobowiązań? Odpowiedź jest prosta: po pierwsze dlatego, że dzięki tej ustawie banki nie stracą szansy na przyszłe zyski związane z kredytami walutowymi. A po drugie – pomoc będą otrzymywać zarówno frankowicze, jak i ci, którzy mają zobowiązania w złotówkach. I tak, dzięki sprytnemu posunięciu posłów, wszyscy są zadowoleni.
A czy ktoś pomyślał, jaki sygnał wysłał w ten sposób do społeczeństwa nasz „racjonalny” ustawodawca? Kto by się tym przejmował! O funkcji wychowawczej prawa nikt dziś już nie pamięta. Ale mam złą informację, panie i panowie parlamentarzyści. Uchwalając takie przepisy, sami kręcicie na siebie bat. Wyborcy bowiem prędzej czy później przyjdą po więcej. Skoro daliście im jasno do zrozumienia, że nie muszą brać odpowiedzialności za swoje czyny w przypadku zaciągania kredytów, to niby dlaczego w innych aspektach życia miałoby być inaczej?