SES Astra liczy, że w ciągu najpóźniej trzech miesięcy TVP podpisze z nią kontrakt na budowę czwartej platformy satelitarnej. W odróżnieniu od istniejących, miałaby być bezpłatna.

■ Zbudujecie razem z TVP czwartą platformę cyfrową?
- Wszystko zależy od TVP. Podpisaliśmy już umowę na dwa transpondery, ale ostateczną decyzje - czy budować tę platformę z nami, a jeśli tak, w jakim stopniu zaangażowania z naszej strony - musi podjąć TVP. Do tej pory się to nie stało, ale jesteśmy dobrej myśli. Zarząd TVP wybrał pełnomocnika, niedługo rozpocznie się przetarg na multipleks, który w dużym skrócie ma wyłonić firmę, która zbuduje urządzenie do kodowania sygnału i wysłania go na satelitę. Jedna z naszych spółek, która specjalizuje się w tych technologiach, też wystartuje w tym przetargu. Myślę, że w ciągu dwóch, trzech miesięcy TVP powinna podjąć strategiczną decyzję, jak chce stworzyć platformę i z kim.
■ Jaki miałby być wasz udział w tym przedsięwzięciu?
- Przedstawiliśmy TVP ofertę, czyli pakiet wielu usług, składających się na platformę cyfrową, które możemy zaoferować. To, ile z nich TVP powierzyłaby nam, a ile wzięłaby na siebie, zależy głównie od publicznego nadawcy. Byliśmy także gotowi partycypować w znacznej części tej inwestycji, która obarczona jest dużym ryzykiem biznesowym.
■ Jak duża musiałaby to być inwestycja?
- Szacowaliśmy, że przy takim rynku jak polski na osiągnięcie rentowności potrzeba byłoby co najmniej sześciu, siedmiu lat. W tym czasie koszty inwestycji sięgnąć mogą nawet kilkuset milionów euro, co nie jest niczym nadzwyczajnym w przypadku nowoczesnej satelitarnej platformy cyfrowej.
■ Kto miałby być odbiorcą tej platformy?
- Ci, którzy nie mają dzisiaj dostępu ani do telewizji kablowej, ani satelitarnej. Według naszych badań, na koniec 2006 roku około 6,2 mln gospodarstw domowych w Polsce odbierało od trzech do pięciu kanałów telewizyjnych, czyli licząc średnio 25 mln ludzi w Polsce, nie wspominając już o tym, że gdy na dobre wyłączymy nadawanie analogowe, nie będą mieli telewizji w ogóle.
■ Nie mają oni ani telewizji kablowej, ani satelitarnej, bo ich na to nie stać. Platforma TVP musiałaby więc być darmowa...
- Nasz pomysł nie zakładał budowy czwartej płatnej platformy, z jakimi mamy dziś do czynienia na rynku.
■ Na jakich zasadach odbiorca miałby otrzymać dekoder?
- Nie mogę podać szczegółów naszych rozmów. Możemy przeanalizować dostępne modele biznesowe. Model, w którym odbiorcy płacą w całości za dekoder, raczej nie wchodzi w grę, bo klienci przyzwyczajeni są do promocji. Jest też model stosowany przez sieci GSM, czyli subsydiowania sprzętu przez operatora. Istnieje także możliwość, wykorzystywana w USA, ale również w niektórych krajach UE: subsydiowanie uboższych gospodarstw domowych przez państwo. Kombinacja tych sposobów oznacza dywersyfikację sposobów dystrybucji cyfrowej telewizji, czyli istnienie zarówno płatnych platform cyfrowych, cyfrowych operatorów kablowych, jak i darmowej platformy telewizji naziemnej i powszechnie dostępnej platformy satelitarnej. Taki model funkcjonuje już w Austrii. Za dekodery i inwestycję ostatecznie płaci klient, ale pytanie, w jakiej formie. Przy poważnym zaangażowaniu państwa, i tak zapłacimy my, ale w podatkach. Jako platforma powszechna nie płacimy jednak za dostęp do programów polskich, tak jak dziś nie płacimy za dostęp do programów analogowych, odbieranych ze zwykłych anten, oczywiście nie dotyczy to abonamentu TVP. Pokazaliśmy również TVP model biznesowy, który oznaczałby dla niej gigantyczne źródło dodatkowych przychodów.
■ TVP podpisała umowę z Polkomtelem i Polskim Radiem zakładającą cyfryzację kraju, a były premier Jarosław Kaczyński mówił o czarnej skrzynce w każdym domu?
- Nie chcę komentować tej sprawy. Ponieważ swego czasu zbudowałem znaczącą część sieci jednego z największych polskich operatorów komórkowych, to mogę powiedzieć, że nie da się zbudować naziemnej telewizji cyfrowej na infrastrukturze operatora komórkowego. Jest to sprzeczne z prawami fizyki.
■ Pana zdaniem jest sens budować kolejną platformę, skoro powstać ma naziemna telewizja cyfrowa?
- Oczywiście. W Polsce nie da się wprowadzić naziemnej telewizji cyfrowej w takim zakresie, żeby docierała wszędzie. Nie ma takiej możliwości ze względów ekonomicznych i geograficznych. Poza tym prace nad naziemną telewizją cyfrową, jak również tzw. strategią, wprowadzenie standardu DVB-H są w powijakach. W nieszczęsnym projekcie Ministerstwa Transportu mówi się o siedmiu kanałach telewizji cyfrowej. To już nawet nie jest śmieszne, bo wiadomo, że nadawcy masowo wprowadzać będą HD. Taka rozdzielczość potrzebuje większej przepustowości. Mogę więc powiedzieć z pełną odpowiedzialnością, że naziemna telewizja cyfrowa, która miałaby docierać do wszystkich w Polsce i spełniać wymogi rozwijającej się Europy, to mrzonka.
■ Jak pana zdaniem powinna wyglądać cyfrowa telewizja w Polsce?
- Naziemna telewizja cyfrowa powinna stanowić jakieś 30- 40 proc. zasięgu. Powinna być dostępna na przykład w dużych miastach, gdzie trudno jest z instalacją anten satelitarnych. Pozostałe 30-40 proc. to platformy satelitarne, a reszta - inne kanały dystrybucji, choćby IPTV. Model mieszany to jedyny sposób na zapewnienie wszystkim dostępu do cyfrowej telewizji i cyfrowych usług.
Rozmawiał MICHAŁ FURA
Krzysztof Surgowt, absolwent informatyki i cybernetyki ekonomicznej na SGPiS, przewodniczący rady nadzorczej Polskiej Izby Radiodyfuzji Cyfrowej
Krzysztof Surgowt, prezes polskiego oddziału SES ASTRA / DGP