W Ameryce były już przypadki wzywania do warsztatów milionów aut z usterkami i miliardowych kar dla firm. Nie wiązały się jednak z oszukiwaniem na normach emisji spalin, tak jak w przypadku Volkswagena
Akcje Volkswagena w tym tygodniu straciły już na wartości ponad 30 proc., ciągnąc w dół całą niemiecką giełdę. Wszystko za sprawą zarzutów amerykańskiej Agencji Ochrony Środowiska, że montowane przez koncern silniki Diesla nie spełniają norm emisji szkodliwych substancji. Problem dotyczy 11 mln samochodów wyprodukowanych w latach 2009–2015. Już teraz wezwano do warsztatów pół miliona pojazdów w USA. Producent obiecał przeznaczyć 6,5 mld euro na pokrycie ewentualnych kosztów serwisowych i odbudowanie zaufania klientów. Jednocześnie zaznaczył, że auta sprzedawane w Europie spełniają unijne normy emisji spalin.
Afera Volkswagena nie jest pierwsza. Tylko w ostatnich dwóch latach podobne problemy na amerykańskim rynku mieli inni producenci z branży motoryzacyjnej. Ich doświadczenia pokazują jednak, że koncern ma szansę wyjść z nich obronną ręką.
Na początku 2010 r. Toyota borykała się z dużym odpływem klientów z powodu oskarżeń amerykańskiej agencji bezpieczeństwa drogowego o montowanie pedałów gazu z defektem, który mógł skutkować samoczynnym przyspieszaniem samochodów. Japoński koncern przyznał się do winy i zapłacił w USA rekordową karę 1,2 mld dol. W zamian za to rząd amerykański nie wytoczył sprawy karnej Toyocie. Dziś Toyota ma w USA bardzo silną pozycję. W zeszłym roku sprzedała 10,2 mln aut, więcej niż Volkswagen czy amerykański General Motors.
Z kolei GM w lutym 2014 r. skierował do naprawy 1,6 mln samochodów z powodu wadliwej stacyjki zapłonu. Z danych ujawnionych przez sam koncern wynikało, że wada doprowadziła do 31 wypadków i śmierci 13 osób. W tym roku GM wezwał do warsztatów kolejne 7 mln pojazdów. Amerykański rząd ponownie zgodził się na polubowne załatwienie sprawy. Koncern zapłacił 900 mln dol. w zamian za zakończenie śledztwa. Mimo strat wizerunkowych GM nadal jest na trzecim miejscu pod względem sprzedaży aut w Stanach Zjednoczonych.
W ubiegłym roku koncern Bridgestone-Firestone zapłacił 149 mln dol. kary za sprzedaż wadliwych opon. Amerykańskie władze zaczęły drążyć temat częstych wypadków samochodów terenowych Ford Explorer, które korzystały z produktów firmy. Wtedy zdecydowano się na wymianę 14,4 mln opon. Jednak z powodu pozwów zbiorowych 15 mln użytkowników Bridgestone’a sąd w stanie Teksas nakazał wydać dodatkowe 70 mln dol. na wymianę wadliwego produktu, kolejne 41 mln na opracowanie nowych opon oraz 15,5 mln na kampanię edukacyjną skierowaną do klientów. Producent opon musiał też pokryć koszty sądowe i odszkodowania dla 45 osób, które wytoczyły mu pozew. Czy to zaszkodziło firmie? Bridgestone znów współpracuje z Fordem, dostarczając opony do kilku modeli jego aut.
Japoński koncern Takata wymienił na początku roku 34 mln wadliwych poduszek powietrznych, które montował w samochodach 11 producentów, m.in. Toyoty, Hondy, Forda, Daihatsu i General Motors. Akcja naprawcza trwa i nadal wzywa się do serwisów kolejne modele samochodów. Szacuje się, że Takata musi na nią wydać 4–5 mld dol.
Sprawę Volkswagena od innych afer odróżnia to, że przez nieekologiczne silniki Diesla nikt nie zginął. Choć kancelarie szukają już chętnych do pozwów zbiorowych przeciwko VW, to nie będą to sprawy takie jak te, które rodziny ofiar wytaczały Toyocie czy GM. Ale afera zburzyła budowany przez kilka ostatnich lat wizerunek ekologicznego producenta aut. Może też zaszkodzić reputacji całego niemieckiego przemysłu.