Optymalizacja: niegdyś powszechny sposób na racjonalne zarządzanie przedsiębiorstwem, dziś niemal wyklęta.
Zarząd LPP – giełdowej firmy odzieżowej – nie najlepiej będzie wspominał początek 2014 r. To wtedy spółka znalazła się pod ostrzałem krytyki mediów i internautów za ogłoszoną na krótko przed Bożym Narodzeniem decyzję o przeniesieniu swoich znaków towarowych do rajów podatkowych. W mediach zawrzało: prasa zarzucała LPP, że dokonała transakcji po to, by obniżyć podatki płacone w Polsce, a internauci nawoływali do bojkotu produktów firmy.
Dziś jej przedstawiciele nie chcą się wypowiadać na temat tamtych wydarzeń. Choć nie mówią tego wprost, to jednak mają poczucie krzywdy. Po pierwsze, LPP nie jest jedyną firmą działającą w Polsce, w której stosuje się optymalizację; to zjawisko powszechne. Po drugie, firma nie zastosowała tzw. agresywnej optymalizacji, czyli nie wytransferowała wszystkich zysków. Co więcej, do budżetu wpłaca niemało. W 2014 r. z wszystkich podatków i opłat było tego około 603 mln zł. Poza tym w maju tego roku firma podjęła decyzję o sprowadzeniu znaków towarowych z powrotem do Polski.
Ale to właśnie ta historia miała wyjątkowo mocny społeczny rezonans. I pokazała jak na dłoni, że obniżanie podatków – nawet legalnymi metodami – ma dziś bardzo złą prasę. Wiceminister finansów Jarosław Neneman mówi, że to właśnie sprawa wyprowadzania znaków towarów za granicę stanowiła przełom w dyskusji na temat społecznych skutków optymalizacji. – Choć powiedzmy sobie jasno, to nie był ani pierwszy taki przypadek, ani ostatni. Jednak ta sprawa wywołała burzę i wzrost zainteresowania opinii publicznej tematem – uważa.
Jeszcze kilka lat temu podatek był w powszechnym odczuciu zwykłym kosztem, który – w imię dobrego gospodarowania – należało obniżyć. Dziś stawia się znak równości między optymalizacją a cwaniactwem i naciągactwem. Nawet legalne obniżanie obciążeń podatkowych nie jest już powodem do chwały. Dowód? Żadna z dużych firm doradczych oferujących tego typu usługę nie chciała z nami na ten temat rozmawiać. – To, że nawet osoby zajmujące się zawodowo optymalizacją niechętnie o tym mówią publicznie, już mnie nie zaskakuje. Oczywiście są przekonane, że to, co robią, jest legalne, ale mają chyba poczucie dyskomfortu, i ja im się nie dziwię – kwituje wiceminister Neneman.
– Dziś optymalizacja jest odbierana pejoratywnie, ale jeszcze kilka lat temu na rynku było wiele szkoleń na temat świadomości podatkowej, planowania podatkowego i optymalizacji, organizowanych nawet przez podmioty sektora publicznego – przyznaje doradca podatkowy i ekspert Konfederacji Lewiatan Przemysław Pruszyński. Ekspert zastrzega: nie należy mylić optymalizacji z oszustwem podatkowym. – Na pewno nie skrytykuję firmy za to, że działając zgodnie z prawem, pomniejsza swoje zobowiązania podatkowe. Każdy podatnik jest zobowiązany do płacenia podatków zgodnie z prawem, co nie znaczy, że muszą to być możliwie najwyższe podatki. Co innego wyłudzenia czy oszustwa – to jest łamanie prawa i to jest penalizowane. Optymalizacja nie jest przestępstwem – mówi.
Pruszyński dodaje, że choć są przedsiębiorcy, dla których takie działanie jest nieetyczne i uderza w równość konkurencji, to w wielu firmach optymalizacja jest elementem zarządzania kosztami. – Przedsiębiorstwo zakłada się w celu generowania zysku dla właścicieli. A skoro tak, to zarząd takiego przedsiębiorstwa powinien podchodzić do podatku jak do każdego innego kosztu. Czyli starać się go minimalizować – mówi Pruszyński.
Taką argumentację odrzuca Neneman. – Czy używanie takich metod dla maksymalizacji zysku jest w porządku? Można oczywiście powiedzieć, że od tego jest aparat państwa, by tak skonstruował prawo, żeby agresywna optymalizacja nie była możliwa. Jednak żyjemy w czasach, w których wszystkie kraje mają z tym kłopot. Trudno czasem postawić jednoznaczną granicę między tym, co legalne, a tym, co nie – uważa wiceminister. Jego opinia jest jednoznaczna: agresywna optymalizacja jest działaniem na pograniczu prawa. Firmy powinny płacić podatki w państwie, w którym osiągają dochód, choćby dlatego, że korzystają z usług publicznych dostarczanych przez to państwo.
Optymalizacja, według Nenemana, narusza konkurencję i jest niesprawiedliwa, bo stać na nią największych podatników z dużymi pieniędzmi. W efekcie płacą oni mniejsze podatki niż ci, których na optymalizację nie stać. Przemysław Pruszyński z kolei zwraca uwagę, że fundamentem dla optymalizacji jest właśnie konkurencja. Tyle że podatkowa, a w wyścigu biorą udział rządy poszczególnych państw. Przypomina, że każdy kraj UE sam decyduje o tym, jak mają wyglądać jego podatki dochodowe. I w ten sposób próbuje przyciągać przedsiębiorców do siebie.
Polska nie jest wyjątkiem z bardzo niskimi podatkami majątkowymi i specjalnymi strefami ekonomicznymi. Różnica między nami a Cyprem czy Luksemburgiem polega na tym, że aby skorzystać z dobrodziejstw SSE, faktycznie trzeba podjąć w niej działalność. W innych krajach wystarczy się zarejestrować, co z rzeczywistą działalnością nie ma wiele wspólnego. – Nie ganiłbym nikogo za to, że mając takie narzędzie jak optymalizacja podatkowa, wykorzystuje je. Problem by się rozwiązał, gdyby stworzono takie regulacje – i to nie tylko na terenie Polski, ale szerzej, w wymiarze unijnym – które sprawiłyby, że możliwości optymalizacji byłyby takie same dla wszystkich albo nie byłoby ich wcale – konkluduje ekspert Lewiatana.
Optymalizacja jest legalna, ale kojarzy się z cwaniactwem i naciągactwem