Spośród państw grupy BRICS tylko Indie są we względnie dobrej sytuacji gospodarczej. Poza ChRL własne kłopoty przeżywają również Brazylia, Rosja i RPA
Po czarnym poniedziałku na szanghajskiej giełdzie przyszedł czarny wtorek. Shanghai Composite – główny indeks tamtejszego parkietu – spadł wczoraj o kolejne 7,6 proc., po raz pierwszy od grudnia zeszłego roku zamykając się poniżej poziomu 3000 pkt, choć jeszcze w zeszłym tygodniu wydawało się, że władze w Pekinie nie pozwolą na spadek poniżej 3500 pkt.
Aby zatrzymać gwałtowną wyprzedaż akcji, wczoraj bank centralny obniżył o 0,25 pkt stopy procentowe – już po raz piąty od listopada – choć na ile to pomoże samym Chinom, okaże się dopiero dziś. Ta decyzja przyczyniła się już jednak do tego, że na większości pozostałych głównych giełd na świecie – oprócz chińskiej wyjątkiem było także Tokio – nastąpiło wczoraj odbicie, które zniwelowało część poniedziałkowych strat.
Tanie surowce
Nie zmienia to faktu, że kondycja chińskiej gospodarki jest nadal powodem do niepokoju dla świata. Dotyczy to zwłaszcza rynków wschodzących, które jeszcze kilka lat temu miały wraz z Chinami przejąć rolę motoru światowej gospodarki. Teraz praktycznie każdy z tych krajów przeżywa kłopoty – bezpośrednio lub pośrednio z powodu chińskiego spowolnienia. Wolniejsze tempo wzrostu gospodarczego – co w przypadku Chin oznacza, że PKB będzie rósł o mniej niż 7 proc. rocznie – przekłada się na zmniejszony import ropy, miedzi, żelaza i innych surowców naturalnych, które dla wielu krajów rozwijających się są głównym źródłem dochodu. Zawirowania gospodarcze stawiają także pod znakiem zapytania niektóre wielkie chińskie inwestycje infrastrukturalne za granicą.
Przykłady kłopotów rynków wschodzących można mnożyć. Spośród stanowiącego ich trzon bloku BRICS (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny, RPA) tylko Indie są w tej chwili we względnie dobrej sytuacji. Chiny zajmują drugie miejsce na świecie pod względem zużycia ropy naftowej, więc mniejszy popyt na nią w tym kraju bezpośrednio przekłada się na spadek cen. Baryłka ropy typu Brent kosztuje teraz 43–44 dol., czyli najmniej od sześciu lat, co uderza w Rosję, która jest drugim co do wielkości eksporterem ropy do Chin, oraz w Brazylię.
W II kwartale tego roku rosyjski PKB zmniejszył się w porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego roku o 4,6 proc., zaś w poniedziałek za jednego dolara trzeba było zapłacić 70 rubli, co oznacza, że rosyjska waluta była najsłabsza od przełomu 2014 i 2015 r., i znów znajduje się niedaleko historycznego rekordu. A ponieważ inflacja przekracza 15 proc., bank centralny nie może stymulować gospodarki poprzez obniżanie stóp procentowych. Choć oczywiście trzeba pamiętać, że na sytuację gospodarczą kraju wpływają też zachodnie sankcje.
Podobnie ma się sprawa z Brazylią, gdzie spadek cen surowców nakłada się na wewnętrzne problemy polityczne. W ciągu ostatniego roku brazylijski real stracił w stosunku do dolara 36 proc. i jest obecnie na najniższym poziomie wobec amerykańskiej waluty od 12 lat. W przypadku największej gospodarki Ameryki Łacińskiej problemem nie są tylko ceny ropy. Chiny pozostają najważniejszym odbiorcą brazylijskiej rudy żelaza, jednak z powodu zmniejszonego zapotrzebowania ze strony chińskiego przemysłu ten popyt spada. W efekcie przychody Vale – największego na świecie producenta rudy żelaza – spadły w II kwartale tego roku o prawie 30 proc., a firma, by nie zbankrutować, wyprzedaje niektóre aktywa.
Z kolei dla Republiki Południowej Afryki Państwo Środka od 2009 r., gdy wyprzedziło pod tym względem USA, jest najważniejszym partnerem handlowym. Dziś kopalnie złota, platyny czy żelaza, które sprzedawały produkcję do Chin, mają nadwyżki surowca i zwalniają górników. Czołowy południowoafrykański producent złota AngloGold Ashanti w II kwartale tego roku poniósł stratę w wysokości 142 mln dol.
Co z wielkimi projektami
Chińskie kłopoty nie dotykają zresztą tylko krajów BRICS, bo przenoszą się także na większość pozostałych rynków wschodzących. Spowolnienie gospodarki odczuwają np. Indonezja czy Mongolia, które sprzedają do Chin węgiel kamienny, albo Tajlandia, będąca głównym dostawcą gumy do chińskich fabryk opon samochodowych. Jeszcze większy problem mają kraje Afryki, w których Chiny przez ostatnie lata mocno inwestowały, kupując w zamian surowce. Sprzedaż metali i rud – przede wszystkim właśnie do Chin – odpowiada za 80 proc. eksportu Zambii. Teraz kraj ten cierpi podwójnie, bo spada i chiński popyt, i ceny na giełdach surowcowych.
Odrębną kwestią jest to, w jaki sposób obecne zawirowania wokół chińskiej giełdy i gospodarki jako całości wpłyną na wielkie inwestycje i projekty infrastrukturalne, które Pekin miał zamiar realizować za granicą. Wystarczy wspomnieć nowy jedwabny szlak, czyli sieć połączeń kolejowych i morskich do Europy, budowę w Nikaragui kanału będącego konkurencją dla Panamskiego czy linię kolejową z Rio de Janeiro do Peru. Z tych projektów Pekin zapewne nie będzie chciał zrezygnować, bo oprócz umacniania wpływów politycznych są one zarazem sposobem na rozwój chińskich firm, czyli wspieraniem wzrostu gospodarczego. A tego w tej chwili Chinom najbardziej potrzeba.

Problem ma też Afryka, gdzie Chiny mocno ostatnio inwestowały