Nowe przepisy o kontroli inwestycji mogą narazić Polskę na odpowiedzialność odszkodowawczą idącą w miliardy złotych – alarmują eksperci.
Biznes oraz prawnicy specjalizujący się w prawie spółek przekonują, że ustawa o kontroli niektórych inwestycji, podpisana przez prezydenta 5 sierpnia 2015 r., to bubel, który może okazać się szalenie kosztowny.
Zgodnie z nowymi regulacjami minister skarbu będzie mógł w praktyce decydować o tym, czy ktoś zostanie akcjonariuszem kluczowej – zdaniem rządu – dla państwa spółki. Jeśli uzna, że inwestor jest niewiarygodny i zagrażałby interesowi narodowemu, sprzeciwi się inwestycji.
Odpowiedzialność odszkodowawcza
Jak twierdzą eksperci, nie dość, że ustawa może być niezgodna z przepisami unijnymi, to na dodatek stoi w opozycji do zawartych przez Polskę umów międzynarodowych. Kontrakty te ustanawiają zasady i warunki inwestycji prywatnych podejmowanych przez obywateli i przedsiębiorstwa z jednego państwa w innym.
– Inwestorom, którym w związku z ustawą uniemożliwi się sprzedaż lub zakup akcji czy udziałów w „strategicznej” spółce, przysługiwać będą roszczenia odszkodowawcze na podstawie Dwustronnych Umów Inwestycyjnych – tłumaczy Piotr Święcicki, partner w kancelarii Squire Patton Boggs Święcicki Krześniak.
Polska jest stroną 60 takich umów. Zdaniem prawnika ryzyko roszczeń wobec Polski za naruszenie zawartej w nich tzw. zasady niezakłócania jest całkiem realne.
– Zasada niezakłócania oznacza, że niedozwolone jest stosowanie nieuzasadnionych, niewspółmiernych lub nieodpowiednich środków, które prowadziłyby do zakłócenia zarządzania, prowadzenia, korzystania lub odnoszenia korzyści z inwestycji albo jej zbycia – tłumaczy Marcin Wnukowski, partner w Squire Patton Boggs.
– Umowy zabraniają również wywłaszczania lub równorzędnych środków, chyba że takie środki są w interesie publicznym, nie są dyskryminujące i w zamian zaoferowano słuszne odszkodowanie – dodaje prawnik.
Eksperci zarazem uważają, że nowe przepisy mogą przełożyć się na to, iż określeni inwestorzy doznają przeszkody w postaci na przykład niemożności sprzedaży swoich akcji lub udziałów lub istotnych trudności w ich sprzedaży. Potencjalnych nabywców mogą bowiem odstraszać polskie przepisy. Będą oni woleli wybrać inne rynki, gdzie pewność powodzenia transakcji jest większa.
– Wartość rynkowa spółki wciągniętej na listę (podmiotów wobec których państwo może interweniować – przyp. red.) mogłaby istotnie się obniżyć, tym samym jeszcze bardziej utrudniając dbanie o inwestycję – wskazuje mec. Piotr Święcicki.
Ustawa o kontroli niektórych inwestycji nie przewiduje odszkodowań. Może się więc okazać, że zagraniczni inwestorzy o pieniądze będą walczyć na podstawie dwustronnych umów, przekonując, że Polska naruszyła zasadę niezakłócania.
Niezadowolony biznes
Ustawodawca określił branże, które są dla państwa kluczowe (sektory: gazowy, elektroenergetyczny, chemiczny, petrochemiczny, telekomunikacyjny, zbrojeniowy). Nie zróżnicował jednak sytuacji spółek ze względu na to, czy ich właścicielem jest państwo, czy też podmiot prywatny. Tym samym może się okazać, że niezadowolony będzie nie tylko ten, któremu władza uniemożliwi zakup, lecz także ten, który chciał wyjść ze spółki, a nie może tego zrobić. Jeden z dyrektorów dużej firmy działającej w sektorze chemicznym mówi, że tak naprawdę ustawę należałoby nazywać ustawą o złotej klatce. Może się bowiem okazać, że inwestor choćby chciał się pozbyć walorów i nawet miał na nie kupca, będzie całkowicie uzależniony od woli politycznej.
Zastrzeżenia do nowych przepisów formułują więc nie tylko prawnicy, lecz także sami przedsiębiorcy.
– Rozwiązania zawarte w ustawie ograniczają zasady swobody przedsiębiorczości i przepływu kapitału wynikające z traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej – twierdzi Adrian Karkoszka, ekspert Konfederacji Lewiatan. Chodzi przede wszystkim o zawarty w ustawie szeroki margines uznania przy podejmowaniu decyzji w przedmiocie dopuszczalności nabycia akcji lub udziałów. Innymi słowy, biznes uważa, że kryteria są na tyle niejasne, że inwestorzy do ostatniej chwili nie będą mieli pojęcia, czy ich plan nie zostanie zablokowany przez ministra skarbu.
Lewiatan powołuje się zresztą na Biuro Analiz Sejmowych, które miało wiele zastrzeżeń do projektu. BAS brało pod uwagę, że nowe regulacje stoją w sprzeczności z art. 49 traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej, który zakazuje wprowadzania przez państwa członkowskie przepisów mogących zakłócić lub uczynić mniej atrakcyjnym korzystanie ze swobody przedsiębiorczości przez obywateli UE.
Stąd też organizacja przedsiębiorców podejrzewa, że Polska stanie się mniej atrakcyjnym miejscem do inwestycji. Całkiem prawdopodobne jest także, że naszą ustawą zajmie się Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Prawnicy są jednak podzieleni w ocenie, czy jest ona niezgodna z prawem unijnym. Niektórzy bowiem twierdzą, że istotnie restrykcje mogą okazać się poważne, lecz ich proporcjonalność musi być oceniana z uwzględnieniem sytuacji geopolitycznej kraju, który je nakłada. A jako że występowały już próby wrogich przejęć w Polsce (np. Grupy Azoty) oraz relacje z Rosją są napięte, trudno będzie europejskim sędziom uznać, że polski ustawodawca przesadził.
Spokojny o zgodność z prawem unijnym polskich przepisów jest także wiceminister skarbu Zdzisław Gawlik. W trakcie sejmowej debaty zapewniał on posłów, że państwo nie ma zamiaru zdominować rynku, lecz jedynie interweniować w wyjątkowych przypadkach.
Jak mówił, akt prawny zawiera też szereg gwarancji dla przedsiębiorców. Przykładowo ustawa będzie miała zastosowanie wyłącznie do niektórych spółek, które działają w sektorach strategicznych dla bezpieczeństwa i porządku publicznego. Ponadto mechanizm ochronny będzie stosowany tylko w przypadkach, w których w wyniku nabycia podmiot nabywający osiągnąłby dominację lub istotne uczestnictwo w spółce, czyli uzyskał kontrolę korporacyjną, która pozwoliłaby mu istotnie wpływać na zmianę działalności spółki.
Nowe przepisy mają wejść w życie po 30 dniach od opublikowania w Dzienniku Ustaw.
Etap legislacyjny
Ustawa czeka na publikację w Dzienniku Ustaw