Zasadniczy zarys historii gospodarczej świata jest zdumiewająco prosty i można go przedstawić w zasadzie na jednym wykresie” – przyznajcie państwo, że trzeba mieć tupet, by zacząć książkę od takiego zdania. Ale Gregory’emu Clarkowi tego tupetu nigdy nie brakowało.

Polski czytelnik dostaje tę książkę o kilka lat za późno. Powstała w 2007 r., więc jeszcze przed kryzysem. Wtedy teraźniejszość wydawała się nieznośnie stabilna. A najbardziej dociekliwi autorzy wyżywali się intelektualnie w rozważaniach, czy Zachód jest bogaty dlatego, że miał dostęp do mórz i oceanów, czy też może dlatego, że nie występują tu pewnego rodzaju tropikalne choroby. A może z powodu dobrze zaprojektowanych instytucji życia publicznego? W tę dyskusję wtargnął z impetem pracujący na Uniwersytecie Kalifornijskim Szkot Gregory Clark. I trochę pozując na barbarzyńcę, zaprezentował podejście, które szybko zostało okrzyknięte jako niedopuszczalny neodarwinizm.
Clark faktycznie rozbija w tej książce złudzenia. Zwłaszcza sugestywnie opisując prawa pułapki maltuzjańskiej. Mechanizmu, który sprawiał, że jak się w okresie przedprzemysłowym udało jakiemuś narodowi poprawić warunki materialne, to zaraz w ślad za tym następował wzrost dzietności, który sprawiał, że poziom życia w kolejnym pokoleniu spadał. W tym sensie przez całe wieki dobrzy byli ci władcy, którzy wszczynali krwawe wojny. A najlepsze okresy następowały w wyniku klęsk żywiołowych, takich jak epidemia dżumy. Bo na krótko o te same ograniczone zasoby mogło konkurować mniej chętnych. Z tej pułapki udało się uciec dopiero dzięki rewolucji przemysłowej. Ale znowu nie tak, jak dowodzą jej apologeci idealizujący dynamizm społeczeństw wczesnokapitalistycznych. Kto ciekaw szczegółów, niech koniecznie sięgnie po „Pożegnanie...”.
Nie sposób w jednym miejscu podsumować specyfiki ujęcia tematu przez Gregory’ego Clarka. Zwłaszcza że jest to podejście nierzadko zaskakujące i pełne wewnętrznych sprzeczności. Przewrotność Clarka polega na tym, że na tej samej stronie książki będzie potrafił rozsierdzić zarówno lewicowców (pokazując, że podejmowane regularnie próby zinstytucjonalizowanej pomocy dla najsłabszych zawsze prowadziły do kontrproduktywnych efektów), jak i liberalnych konserwatystów (nie ma żadnego dowodu pozwalającego wierzyć w mantrę o zbawiennym wpływie uwolnienia przedsiębiorczości na dobrobyt społeczeństwa). Notabene – ten drugi wątek pojawia się również w nowszej (2014) książce Clarka „The Son Also Rises” (jak zwykle u Clarka tytuły książek nawiązują do opowiadań Ernesta Hemingwaya). Gdzie ekonomista pokazał, że cała opowieść o awansie społecznym możliwym dzięki eksplozji kapitalizmu to nic więcej jak bajeczka dla grzecznych dzieci.
Jest więc Clark autorem osobnym i trudnym do wpisania w jakikolwiek nurt. Jeśli trzeba by wskazać, kto bardziej stymuluje do myślenia: Clarkowe „Pożegnanie...” czy wydana nie tak dawno temu sążnista (i nowsza) księga „Dlaczego narody przegrywają” Darona Acemoglu i Jamesa Robinsona, to ja już jednak wolę prowokacje profesora Clarka.