BGK dokłada do lokali komunalnych i socjalnych. Ale to wciąż mało. Samorządy dysponują budynkami z początków XX w., które niszczeją, trafiają w ręce lokatorów albo spadkobierców byłych właścicieli. Coraz częściej odpływ ludności wymusza na władzach zmiany w polityce mieszkaniowej, budowę domów, odnawianie posiadanych mieszkań i podnoszenie standardu. Jednak brakuje na to pieniędzy.

Dopłaty, zasoby i eksmisje / Dziennik Gazeta Prawna
dr Wojciech Jarczewski kierownik Instytutu Rozwoju Miast w Krakowie / Dziennik Gazeta Prawna
Bank Gospodarstwa Krajowego przygotowuje się do drugiego w tym roku rozdania pieniędzy z rządowego programu dopłat do budownictwa socjalnego i komunalnego. W jego jesiennej edycji do wzięcia będzie 75 mln zł. W wiosennej do banku trafiły wnioski o łącznej wartości ponad 65 mln zł, o 2 mln zł przekraczające dostępny budżet. – Jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że także we wrześniu napłyną do nas wnioski o wartości przewyższającej dostępne środki – ocenia Bogusław Białowąs, dyrektor w BGK.
Przedstawiciel BGK dodaje, że do banku docierają informacje m.in. od dużych miast wojewódzkich, że wstrzymały się ze złożeniem wniosków w edycji wiosennej i zamierzają starać się o wsparcie we wrześniu.
– W naszej ocenie jesteśmy świadkami przełomu w podejściu samorządów do problemu mieszkalnictwa. W latach 2007–2014, między innymi z uwagi na łatwo dostępne środki unijne, budownictwo mieszkalne było odsuwane na dalszy plan. Przegrywało z budową dróg, mostów, infrastruktury wodno-kanalizacyjnej, aquaparków itp. – mówi Bogusław Białowąs.
A potrzeby w zakresie mieszkań socjalnych i komunalnych są wciąż ogromne. Na przykład w Bydgoszczy na lokal socjalny łącznie oczekuje 890 osób i rodzin. W Szczecinie – 2,2 tys. osób, a do tego trzeba doliczyć 2,3–2,4 tys. kolejnych, które dostały sądowe wyroki o eksmisji z prawem do lokalu socjalnego. W Kielcach w końcu 2014 r. oczekujących na lokale komunalne i socjalne było ponad 1,2 tys.
– W przypadku Bydgoszczy od kilku lat zdecydowanie rosną np. wydatki na remonty komunalnych i socjalnych zasobów. Jeszcze w 2011 r. budżet na poziomie 3,5 mln zł był kroplą w morzu potrzeb, potem kwoty te rosły do 5–9 mln zł, a w 2015 r. to już ok. 18 mln zł – informuje Magdalena Marszałek ze spółki Administracja Domów Miejskich ADM w Bydgoszczy.
Coraz popularniejsze inwestowanie w tkankę mieszkaniową to efekt m.in. wykupu lokali komunalnych. Zawiązywane wspólnoty mieszkaniowe często niechętnie widzą w swoim budynku np. lokale socjalne, a to wymusza poszukiwanie nowych i remonty. Palącą kwestią jest także odzyskiwanie mieszkań przez dawnych właścicieli. Samorządowcy zwracają jednak uwagę, że ich coraz większe zaangażowanie w politykę mieszkaniową napotyka poważne bariery. Wielu nawet przy wsparciu państwa nie stać na pokrycie pozostałych kosztów inwestycji.
– Dofinansowanie państwa na wyższym poziomie byłoby bardzo mile widziane. Pieniądze z Funduszu Dopłat to teraz jedyne wsparcie, na jakie możemy liczyć, a to i tak kropla w morzu potrzeb – przyznaje przedstawiciel zarządu budynków i lokali komunalnych w jednym z miast wojewódzkich.
Z pomocą rządowego programu dopłat do budownictwa socjalnego i komunalnego powstało do tej pory ponad 11,7 tys. mieszkań. W ramach ostatniego, wiosennego rozdania pieniądze z budżetu państwa mają wesprzeć budowę, kupno oraz remont lub przebudowę i zmianę sposobu użytkowania 269 lokali socjalnych i 574 komunalnych.
Do tej pory w ubieganiu się o wsparcie samorządy najbardziej aktywne były w latach 2009–2010, kiedy wnioski niemal zasypały BGK. Był to efekt m.in. dużej kampanii informacyjnej wśród lokalnych władz, po tym jak na początku działania programu w niewielkim stopniu wykorzystały jego budżet. Wtedy jednak z powodu zagrożenia spowolnieniem gospodarczym został on radykalnie ścięty. W 2016 r. rząd chce wstępnie przeznaczyć na wsparcie 100 mln zł. BGK zwraca przy tym uwagę, że często część wniosków o dopłaty odpada przy ostatecznej weryfikacji, bo samorządy miewają kłopoty np. z uzupełnieniem dokumentacji lub uzyskiwaniem pozwoleń w ustawowym terminie.
ROZMOWA
Rzecznik praw obywatelskich w 2014 r. alarmował, że według wyliczeń IRM brakuje u nas co najmniej 120–130 tys. mieszkań komunalnych i socjalnych. Tymczasem w ostatnich latach co roku przybywa ich średnio ok. 3,7 tys. W stosunku do potrzeb to bardzo słabe tempo.
Gminy robią, co mogą, ale trzeba powiedzieć wprost, że nie stać nas na taką politykę mieszkaniową jak w Europie Zachodniej. U nas w latach 2007–2013 na rewitalizację miast z funduszy europejskich przeznaczone zostało mniej niż 1 mld euro. Tymczasem w samym Hamburgu w ostatnich latach wydano kilka miliardów euro na rewitalizację 120-hektarowej wyspy, na której powstanie nowa część miasta, także zabudowa mieszkaniowa. Dla naszych samorządowców, którzy do tej pory najczęściej mieli na rewitalizację w latach 2007–2013 kilka lub kilkanaście milionów złotych, to kwoty nieosiągalne. Dopiero przy wielokrotnie większych możliwościach będzie można na znacznie większą skalę inwestować w segment mieszkaniowy. Co prawda gminy mogą liczyć na wsparcie z Funduszu Dopłat, ale po pierwsze nie są to wielkie pieniądze, a po drugie nawet przy wsparciu na skorzystanie z nich wielu miast nie stać, bo mają za małe budżety, żeby pokryć własną część finansowania.
Od lat zasób mieszkaniowy gmin spada. Jeszcze 20 lat temu w ich gestii było ponad 1,7 mln lokali, a na koniec 2013 r. nieco ponad 900 tys.
To przede wszystkim efekt wyprzedawania mieszkań komunalnych. To jest pewien problem, ale daleki byłbym od tragizowania i przypisywania temu czynnikowi źródła kłopotów z dostępem do lokali gminnych. Wyprzedawanie takich lokali spowodowało, że ciężar ich utrzymania przeszedł na prywatnych właścicieli, którzy, wykupując mieszkania, pokazali, że są w stanie bez problemów i pomocy gminy z nich korzystać. Z mieszkaniami, które pozostają w ich zasobach, samorządy mają często wystarczająco dużo kłopotów. W trakcie analiz, które przeprowadzamy dla miast, zdarzały się takie, w których kilkanaście i więcej procent lokatorów mieszkań komunalnych niemal trwale nie jest w stanie regulować w pełni zobowiązań czynszowych. Przy takiej skali zaległości trudno o środki na szeroko zakrojoną politykę mieszkaniową, nawet jeśli miałaby się opierać tylko na remontach, bez budowania nowych mieszkań. To jednak nie znaczy, że w polityce mieszkaniowej miast nic się nie zmienia. Tak jak BGK zauważamy zjawiska prowadzące do pozytywnych działań, choć nie wiązałbym ich wyłącznie z kolejkami po lokale socjalne i komunalne, które były, są i jeszcze długo będą.
Z czym są związane?
Między innymi z procesem wyludniania się miast. Tego zjawiska nie da się dłużej lekceważyć. Miasta rozumieją, że dostęp do w miarę tanich lokali to jeden z podstawowych obok rozwoju miejsc pracy sposobów zatrzymania odpływu mieszkańców. Inny czynnik to zmiana w podejściu do rewitalizacji. Wcześniej skupiano się bardziej na estetyzacji miast, m.in. przez remonty rynków i placów. Teraz, choćby dzięki przygotowywanej ustawie o rewitalizacji i znacznie większym środkom z Unii Europejskiej na ten cel, działania te skupią się przede wszystkim na wsparciu dla mieszkaniowej tkanki miast.
Kłopoty mieszkaniowe? To jeden z największych problemów Polaków – na Dziennik.pl