Grecka produkcja na najniższym poziomie od 16 lat. Efektem są widoczne na uruchomionej wczoraj po pięciotygodniowej przerwie giełdzie w stolicy kraju
W poniedziałek wznowiono notowania na nieczynnej od 29 czerwca greckiej giełdzie. Ci, którzy oczekiwali radykalnego tąpnięcia, nie zawiedli się.
– Spadki są znaczące, choć nie zaskakujące – uważa Błażej Kiermasz z domu maklerskiego TMS Brokers. Czynnikiem, który dodatkowo sprzyja trendowi na greckim rynku kapitałowym, był opublikowany wczoraj wskaźnik PMI dla przemysłu w tym kraju. Okazało się, że indeks spadł z poziomu 46,9 pkt na koniec czerwca do zatrważających 30,2 pkt na koniec lipca. To najniższy poziom od 16 lat.
W opinii Marka Rogalskiego z DM BOŚ poziom PMI Grecji jest kolejnym dowodem na to, że przedstawiciele Międzynarodowego Funduszu Walutowego, którzy powątpiewają w powodzenie najnowszego programu reform, mogą mieć rację.
Choć zgodnie z decyzją Europejskiego Banku Centralnego giełda w Atenach mogła wznowić działalność już 28 lipca, Grecy – obawiając się najczarniejszego scenariusza – zwlekali. Zanim resort finansów ostatecznie zdecydował się uruchomić handel walorami (decyzję ogłoszono w piątek), wprowadził wiele obostrzeń, które miały zmniejszyć prawdopodobieństwo krachu. Przede wszystkim greckim inwestorom zakazano wykorzystywania do zakupu akcji na giełdzie pieniędzy wyjętych z depozytów w tamtejszych bankach. Zagraniczni gracze nie są w ten sposób ograniczeni, co oczywiście stwarza pewnego rodzaju nierówność.
Ponadto, na co zwraca uwagę Błażej Kiermasz, zabroniono stosowania tzw. krótkiej sprzedaży. – Gdyby ten sposób handlu był dostępny dla inwestorów, z pewnością spadek indeksów byłby jeszcze większy – uzasadnia.
Nie ustrzegło to jednak wielu spółek przed utratą prawie jednej trzeciej wartości. Na parkiecie w Atenach dzienny limit przeceny wynosi 30 proc., co oznacza, że taki właśnie spadek kursu danej spółki oznacza automatyczne zawieszenie jej notowań. I z taką sytuacją mieliśmy wczoraj do czynienia w przypadku kilku walorów. Po 30-proc. spadku wartości zawieszono więc handel akcjami Narodowego Banku Grecji oraz Piraeus Banku.
– Ta decyzja przyczyniła się do tego, że po początkowym radykalnym spadku z czasem indeksy zaczęły zyskiwać na wartości – zauważa analityk z TMS Brokers. W południe Athen Composite miał już ok. 660 punktów, co oznaczało, że znajduje się na poziomie o 17,2 proc. poniżej zamknięcia z ostatniej czerwcowej sesji.
Finanse były zresztą wczoraj najsłabszym sektorem na giełdzie w Atenach. Wielkie przeceny zaliczyły nie tylko dwa wspomniane wyżej banki, ale również inne, m.in. te, które mają bardzo duży udział w indeksach. Kursy Alpha Banku czy Eurobanku traciły nawet 29,9 proc.
Błażej Kiermasz zwraca również uwagę, że głęboką przeceną na rynku w Grecji nie zaraziły się inne parkiety w Europie. – Dla międzynarodowych inwestorów liczy się głównie to, żeby nie doszło do wyjścia Grecji ze strefy euro. Ponieważ jest już wstępne porozumienie w sprawie trzeciego programu pomocowego dla Aten, ryzyko Grexitu się zmniejsza i nie obserwujemy nerwowych reakcji na europejskich parkietach – tłumaczy analityk.
Wtorkowe wznowienie notowań przyniesie najpewniej kolejną falę przecen. – Nie zdziwiłbym się, gdyby jeszcze w tym tygodniu indeks Athen Composite znalazł się na poziomie 550 pkt, a do połowy sierpnia zleciał nawet do poziomu 500 pkt – ocenia analityk z TMS Brokers. Byłby to poziom, na jakim wskaźnik greckiej giełdy znajdował się trzy lata temu.
Zarówno wstrzymanie działalności giełdy 29 czerwca, jak i równoczesne wprowadzenie kontroli przepływu kapitału oraz zamknięcie banków miało uchronić kraj przed załamaniem się systemu bankowego. 20 lipca greckie banki zostały otwarte, ale wciąż obowiązują w nich ograniczenia w wypłacie gotówki.