Nie jeden, lecz połowę zielonego certyfikatu za każdą wyprodukowaną megawatogodzinę powinni dostawać od maja produkujący prąd w technologii współspalania – uważa Biuro Analiz Sejmowych
Główni beneficjenci współspalania / Dziennik Gazeta Prawna
Do końca 2020 r. dla prądu wytworzonego w technologii współspalania (spalanie węgla z biomasą) przysługuje świadectwo pochodzenia skorygowane współczynnikiem 0,5. Taką zasadę zawarto w art. 194 ustawy o odnawialnych źródłach energii (Dz.U. z 2015 r. poz. 478 – dalej: u.o.z.e.). Przepis miał zapobiec nadpodaży zielonych certyfikatów, która prowadzi do spadku ich wartości. W efekcie produkcja zielonego prądu przestaje być opłacalna (jak to działa – patrz ramka).
I choć przepisy przejściowe wskazują, że art. 194 powinien obowiązywać już od 4 maja tego roku, Urząd Regulacji Energetyki ma inne zdanie.
Dwie interpretacje
Regulator odwołuje się do art. 186 ust. 3, zgodnie z którym w sprawach związanych z wydaniem świadectw pochodzenia dla energii elektrycznej wytworzonej przed dniem wejścia w życie rozdziału 4 (gdzie zawarto regulacje dotyczące m.in. współspalania), tj. przed 1 stycznia 2016 r., stosuje się przepisy dotychczasowe oraz art. 9e1 prawa energetycznego (Dz.U. z 2012 r. poz. 1059 ze zm.). Ten ostatni przepis reguluje procedurę wydawania świadectw pochodzenia. „Dokonując analizy powołanych regulacji prawnych w aspekcie początkowego terminu stosowania współczynnika, o którym mowa w art. 194 ustawy o OZE, należy mieć na względzie aktualnie obowiązującą (...) procedurę uzyskiwania świadectw pochodzenia energii elektrycznej wytworzonej w OZE” – czytamy w stanowisku URE z kwietnia. Zdaniem urzędu aż do 31 grudnia 2015 r. włącznie procedura ta będzie miała zastosowanie do energii wytworzonej przed dniem wejścia w życie rozdziału 4.
Taką interpretację – odwlekającą w czasie obniżkę wyceny świadectw dla współspalania – krytykują eksperci związani z branżą OZE. Jak przekonują, ustawodawca w art. 233 u.o.z.e. szczegółowo wyliczył, które przepisy wchodzą 1 stycznia 2016 r. I nie uwzględnił tam art. 194. Przepis wprowadzony został zresztą na końcowym etapie prac legislacyjnych z myślą o możliwie jak najszybszym ograniczeniu wsparcia dla współspalania. To, że branża miała rację, potwierdziło Biuro Analiz Sejmowych w opinii powstałej na wniosek posła Stanisława Żelichowskiego (PSL).
– Podczas dyżurów poselskich kilkukrotnie zwracano mi uwagę, że ustawa w omawianym zakresie jest niejasna i jest różnie interpretowana. Dlatego poprosiłem, aby stanowisko w sprawie zajęli prawnicy sejmowi, którzy tę ustawę przepuścili – tłumaczy poseł Żelichowski.
Ci wypowiadają się jednoznacznie. „W art. 194 prawodawca zakreślił końcowy termin korygowania świadectw pochodzenia współczynnikiem 0,5 na dzień 31 grudnia 2020 r. Prawodawca mógł też określić termin początkowy. Byłoby to potrzebne, gdyby termin początkowy był inny niż termin wejścia ustawy w życie” - czytamy w opinii Piotra Krawczyka, radcy prawnego. „Skoro sformułowania takiego nie ma, to należy rozumieć, że świadectwa należy korygować współczynnikiem 0,5 od dnia wejścia ustawy w życie” – podkreśla ekspert.
Zgadza się z nim Wojciech Kukuła z fundacji ClientEarth, skupiającej prawników zajmujących się ochroną środowiska.
– Ustawodawca, choć mógł to zrobić, nie przewidział szczególnej daty początku obowiązywania regulacji, o której mowa w art. 194. Zastosowanie powinna więc znaleźć ogólna reguła określona w art. 223, zgodnie z którą ustawa wchodzi w życie po upływie 30 dni od dnia ogłoszenia – mówi Kukuła.
W jego ocenie to art. 194 jest przepisem szczególnym w stosunku do art. 186 ust. 3 ustawy o OZE, a nie odwrotnie – jak twierdzi URE. Powód? Ten drugi ma znacznie szerszy zakres przedmiotowy. – Ponadto art. 186 ust. 3 odnosi się wyłącznie do procedury administracyjnej wydawania świadectw pochodzenia, określonej obecnie w art. 9e–9e1 prawa energetycznego, podczas gdy korekcja wartości współczynnika dla świadectw pochodzenia ma charakter materialnoprawny – dodaje Kukuła.
Nadmierne wsparcie
Spór ogniskuje się wokół pytania, czy i jak wspierać z budżetu energię tylko pozornie zieloną. Dotowanie współspalania stanowi bowiem pośrednią pomoc dla produkcji energii z węgla. Jest więc – zdaniem części prawników – niezgodne z celem ustawy, którym miało być wsparcie rozwoju odnawialnych źródeł energii. – Od lat instalacje współspalające dostają nieuprawnione wsparcie z rachunków odbiorców energii. Tylko w latach 2005–2012 otrzymały ok. 7,5 mld zł z tytułu zielonych certyfikatów. W efekcie znacząco zablokowany został rozwój prawdziwych odnawialnych źródeł energii w Polsce – przekonuje Wojciech Kukuła.
Jak dodaje, zakłócona została konkurencyjność na rynku energii, zmniejszyła się – i tak niska – efektywność wytwarzania prądu w blokach węglowych oraz zwiększyło uzależnienie Polski od importu surowców z zagranicy.
– Biomasa jest importowana z ponad 50 państw – wylicza prawnik.
Skłoniło to w ubiegłym roku Fundację ClientEarth, Greenpeace, WWF i Polski Klub Ekologiczny do złożenia skargi do Komisji Europejskiej na nadmierną pomoc publiczną Polski dla współspalania. Sprawa jest w toku. ©?
DGP przypomina
Rynek świadectw pochodzenia
Producenci prądu z odnawialnych źródeł energii (OZE) otrzymują za niego zielone certyfikaty. Odsprzedają je następnie firmom, które są zobligowane do wykazania się odpowiednim procentem zielonej energii. Problem polega na tym, iż obecny system wsparcia zakłada neutralne traktowanie wszystkich technologii OZE. W efekcie świadectwa pochodzenia wydawane są w takiej samej liczbie, niezależnie od źródła. Im więc niższy nakład inwestycyjny po stronie przedsiębiorcy, tym jego zysk wyższy. To zaś oznacza, że elektrownie węglowe, dzięki przystosowaniu podajników i kotłów węglowych do produkcji prądu w ramach spalania wielopaliwowego (z użyciem biomasy), mogły i nadal mogą liczyć na lepszy wynik finansowy niż inne OZE.