Mijają dwie dekady od momentu uznawanego za uruchomienie firmy, czyli sprzedania przez Amazon pierwszej książki. Dziś to jeden z największych e-sklepów na świecie.
Jest rok 1986. Jeff Bezos, świeżo upieczony absolwent Princeton, zaczyna pracę w centrum amerykańskiej finansjery. Po czterech latach na Wall Street, w wieku 26 lat został najmłodszym wiceprezesem w firmie inwestycyjnej D.E. Shaw. W grudniu 1990 r. uruchomiono w USA pierwszą stronę internetową.
Wall Street było miejscem, gdzie „stary biznes” obserwował młodych zapaleńców tworzących firmy w oparciu o internet. Szef Bezosa kazał mu znaleźć okazję do internetowej inwestycji.
Dla Bezosa było jasne, że nowy biznes musi polegać na sprzedaży przez internet. Tylko czego? Rozważał filmy, książki, ubrania, oprogramowanie. Padło na książki. Szef powiedział, że to zbyt duże ryzyko.
Bezos był już jednak owładnięty tym pomysłem. Rzucił pracę i przeprowadził się do Seattle. Zdobył już doświadczenie na kierowniczym stanowisku i kontakty w branży wydawniczej.
Firmę uruchomił w garażu. To już stawało się niepisaną tradycją, bo Steve Jobs (Apple), Larry Page (Google), Bill Gates (Microsoft), Michael Dell również na pierwsze siedziby swoich firm wybrali garaże.
Start-up Bezosa zaczął się szybko rozrastać. Po dwóch miesiącach młody Amazon generował sprzedaż na poziomie ok. 20 tys. dol. miesięcznie. Biznes kręcił się szybko, dlatego w 1997 r. Amazon zaoferował swoje akcje na NASDAQ. Cena wynosiła 18 dol.
Analitycy powątpiewali w sukces tego debiutu. W końcu wydawnictwa reprezentujące przedinternetowy porządek też dostrzegły nowe medium i uruchomiły e-sprzedaż. Obiekcje okazały się nieuzasadnione, bo dziś akcja Amazona kosztuje ok. 465 dol.
Skąd ta popularność na wczesnym etapie rozwoju? Jak mówi Grzegorz Wójcik z zarządu Izby Gospodarki Elektronicznej, Bezos ma obsesję na punkcie klienta. – Wszystkie decyzje mają służyć zwiększaniu jego satysfakcji i budowaniu zaufania – mówi. – Do tego wprowadził wiele nowości, jak choćby zakup jednym kliknięciem czy sprzedaż partnerską, co dziś jest inspiracją dla całej branży, w tym polskich e-sklepów – dodaje.
Amazon nieustannie inwestował w rozwój i nowe rynki. Bezos już wiedział, że na książkach nie poprzestanie, i do oferty sprzedażowej dodał filmy.
Internetowe szaleństwo ogarniało coraz więcej firm i inwestorów. W 1999 r. obroty NASDAQ, który pierwotnie grupował spółki technologiczne, przekroczyły obroty NYSE – największej giełdy na świecie. Jeszcze w tym samym roku Bezos wylądował na okładce „Time” jako „Osoba roku”. Określono go mianem „człowieka, który może sprzedać wszystko”.
Kilka miesięcy później kapitalizacja Amazona była wyższa niż wszystkich notowanych na NYSE wydawnictw. – Był modelowym wręcz przykładem ery dotcomów końca lat 90. – twierdzi Konrad Czeski z DM TMS Brokers.
Ale wszystko zaczęło się sypać. – NASDAQ spadł z pułapu 5 tys. pkt do zaledwie 2 tys. pkt – wspomina Konrad Czeski. Brak opamiętania inwestorów, którzy podbijali wyceny spółek technologicznych do kosmicznych poziomów, przekuł bańkę. W najlepszym momencie 2000 r. akcja Amazona kosztowała ok. 91 dol. W ciągu dwóch lat cena spadła aż do 4 dol.
Mimo krachu Amazon przetrwał. Klucz tkwił w modelu biznesowym. – Obrał strategię powolnego, regularnego wzrostu poprzez inwestycje w innowacje i rozwój jakości obsługi klienta – wyjaśnia Konrad Czeski. Amazon nie upiększał ksiąg rachunkowych, by wykazać jak największe zyski, a takie historie się zdarzały. Inwestorzy dali mu kredyt zaufania.
A trzeba im przyznać, że mieli anielską cierpliwość, bo przez pierwszych sześć lat nie wykazał żadnego zysku. Dopiero w ostatnim kwartale 2001 r. było 5 mln dol. na plusie, przy rekordowym przychodzie ponad 1 mld dol. Inwestycja goniła inwestycję. Do książek i filmów dodano zabawki, kosmetyki, biżuterię, opcję aukcji. Amazon zdobywał kolejne rynki, stawiał kolejne magazyny.
Jednym z najlepszych pomysłów Bezosa była inwestycja w usługi chmurowe. – Korzystają z niej m.in. NASA czy Adobe. Warty ponad 5 mld dol. program przyniósł w I kw. tego roku przychód 1,5 mld dol. – ocenia Czeski. Strzałem w dziesiątkę był też czytnik e-booków Kindle. Amazon sprzedawał e-booki na granicy opłacalności, czasem do nich dokładał. Ale o to chodziło – tanie książki miały napędzać sprzedaż znacznie droższych urządzeń do ich obsługi.
Ale ta historia sukcesu ma swoje ciemne strony. Jakość obsługi klienta podnoszono kosztem pracowników. Amazon dorobił się opinii pracodawcy, który mało płaci i ostro śrubuje normy.
Sam Bezos nie jest nieomylny. Już pojawiają się opinie, że przeszarżował z niektórymi pomysłami, jak choćby z produkcją smartfonów Fire, które nie cieszą się zainteresowaniem.
Wyniki finansowe Amazona to karuzela. Trzeci kwartał ub.r. – 437 mln dol. straty. Ostatni kwartał już z zyskiem – 214 mln dol., pierwsze trzy miesiące 2015 r. – znów strata 57 mln dol. – Czy powinno to martwić inwestorów? Zdecydowanie nie. To od lat czołowy gracz na rynku e-handlu, który posiada ogromne zaplecze kapitałowe i infrastrukturalne. Jego fundamenty są bardzo silne – tłumaczy Konrad Czeski.
Karty na rynku e-handlu są już rozdane. Nie ma na razie nowych obszarów do skolonizowania. Czas na starcie gigantów. Pierwsze z nich Amazon wygrał. Jego chiński odpowiednik Alibaba w zeszłym roku zadebiutował na amerykańskiej giełdzie. Na starcie wycena sięgnęła 237 mld dol., rekord w historii USA. Ale po roku obecności Alibaba zdecydował się sprzedać swoje amerykańskie ramię e-handlu, bo nie cieszyło się zainteresowaniem klientów. Jednak na USA świat się nie kończy. Amazon jest globalny, Alibaba też – i tu szanse są wyrównane.

A wszystko zaczęło się od buntu młodego, zdolnego analityka