Ogólnopolski Związek Zawodowy Górnictwa Naftowego i Gazownictwa zwrócił się do Ewy Kopacz o osobiste zajęcie się przyszłością branży. Skrytykował też działanie samej spółki jak i Ministerstwa Skarbu Państwa.

Związkowcy wskazują, że PGNiG jest podmiotem, który w ostatnich latach przeszedł kilka głębokich i bardzo kosztownych społecznie procesów restrukturyzacji zatrudnienia, które miały przynieść załogom stabilne zatrudnienie i spokojną pracę.

- Nasz Związek nigdy nie przyjmował postawy antysystemowej, nigdy nie stawiał roszczeń mogących w jakikolwiek sposób zagrażać funkcjonowaniu Spółki i przeszkodzić w wypełnianiu jej służby dla społeczeństwa. Towarzyszący prywatyzacji proces restrukturyzacji zatrudnienia stanowił olbrzymi koszt społeczny i spowodował utratę pracy dla 13 tysięcy Pracowników branży górnictwa naftowego i gazownictwa, więc prywatyzacja poprzez Giełdę dawała Pracownikom, Emerytom i Rencistom, którzy całe życie poświęcili branży rekompensatę w postaci udziału w prywatyzacji. Jednocześnie, Strona Społeczna uzyskała zapewnienie, że po procesie restrukturyzacji struktura zatrudnienia w Spółce będzie optymalny poziom zatrudnienia w kontekście prowadzonej działalności gospodarczej i nałożonych na nią obowiązków wobec społeczeństwa – czytamy w liście.

Niestety, ostatnie lata przyniosły zdanie związkowców przyniosły załogom pracę w bardzo niepewnych warunkach - Wbrew umowie społecznej przechodzimy nieustanne reorganizacje, konsolidacje i restrukturyzacje podmiotów Grupy Kapitałowej, Pracownicy pracują w ogromnym niepokoju o dalsze zatrudnienie. Na Załogi nakładane są wciąż nowe obowiązki przy jednoczesnym „zamrożeniu” płac bez jakichkolwiek przeszeregowań, a przede wszystkim, w Grupie Kapitałowej PGNiG trwa nieustanny proces cięcia kosztów pracy i nieustanna restrukturyzacja zatrudnienia – wskazują autorzy listu.

Jak informuje związek pomimo przedstawienia argumentów strony społecznej, nie było żadnej reakcji ze strony właściciela, a Zarząd PGNiG SA ani trochę nie zmienił swojego stosunku do pracowników i ich organizacji. Zdaniem związkowców odpowiedź MSP na petycję skierowaną do Ministerstwa zawiera sformalizowany opis szeregu strategii, cytuje przepisy prawa unijnego, wykorzystuje stwierdzenia już użyte, jednak bez jakichkolwiek wniosków i konkluzji.

- Nasz Związek jest oburzony treścią tej odpowiedzi, z której wynika wyłącznie troska o wynik finansowy „tu i teraz” bez nakreślonej wizji, jak branża będzie funkcjonowała choćby za rok, bez realizacji jakichkolwiek planów rozwojowych, bez odpowiedzi, gdzie znajdzie się wówczas kilka tysięcy Pracowników Grupy Kapitałowej. Jesteśmy oburzeni faktem, że nikt nie bierze na siebie odpowiedzialności za nietrafione decyzje, których konsekwencje ponoszą obecnie Pracownicy, ale jutro te skutki poniesie polityka energetyczna i społeczeństwo – alarmują związkowcy.

Negatywnie o liście związkowców do Ewy Kopacz wypowiada się Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha. Zdaniem eksperta premier zamiast zajmować się kwestiami strategicznymi dla kraju musi decydować o tym czy wypłacić związkowcom czternastkę. - List związkowców PGNiG do Premier Ewy Kopacz świadczy o tym, że według działaczy Zarząd spółki z udziałem Skarbu Państwa nie jest partnerem do rozmów. Strona pracownicza uznaje, że skoro rząd jest udziałowcem spółki to Premier jest uznawana za pracodawcę i osobę odpowiednią do negocjacji ze związkami zawodowymi. Obecnie Spółki Skarbu Państwa są w trudnym momencie i działają pod szczególną presją. Przed wyborami rząd zapowiedział poprawę sytuacji różnych grup administracji publicznej. Związkowcy spółek państwowych wykorzystują to i chcą za wszelką cenę forsować swoje żądania, kierując je do premiera kraju. To nie jest zdrowa sytuacja. Obserwujemy na przykładzie podmiotów np. z branży hutniczej, że tam gdzie państwo wycofało się z swoich udziałów, załogi prowadzą rozmowy z zarządami. Nie przyjeżdżają do Warszawy i nie domagają się spełnienia postulatów pod oknami na Alejach Ujazdowskich. Żądania związkowców , takie jak wczorajszy list do premier Ewy Kopacz, doprowadzają do sytuacji w której premier zamiast zajmować się kwestiami strategicznymi dla kraju musi decydować o tym czy wypłacić komuś czternastkę – komentuje Sadowski.