Budowana najdłużej na świecie korweta zmieniła się w patrolowiec. Od dziś jednostka jest na służbie naszej Marynarki Wojennej
Dziennik Gazeta Prawna
ORP „Ślązak” będzie miał dziś w Gdyni swój chrzest. To patrolowiec do ochrony portów, walki na morzu i prowadzenia wojny asymetrycznej. Okręt jest też przystosowany do współpracy z siłami specjalnymi. Ma być polskim „wkładem” do misji wielonarodowych.
– O tym, co faktycznie jest na okręcie, przekonamy się dopiero po wejściu na pokład. Marynarka Wojenna skutecznie utajniła wszelkie informacje w czasie budowy i tak naprawdę nie było skutecznej kontroli zewnętrznej – komentuje komandor rezerwy Maksymilian Dura z portalu Defence24.pl. – Przez to, że budowano go tak długo, znacznie zwiększył się ostateczny koszt – dodaje ekspert. Obecnie szacunki mówią, że okręt kosztował około miliarda złotych.
Epopeja związana ze „Ślązakiem” rozpoczęła się w 2001 r., za rządów Leszka Millera. Decyzje w tej sprawie podejmowano wcześniej. Marynarka Wojenna przeforsowała program budowy siedmiu korwet. Trzy pierwsze miały kosztować w sumie ok. 1,5 mld zł. Dowódcy marynarki snuli wielkie wizje, a politycy nie do końca rozumieli, co to oznacza dla budżetu.
Okręt budowano do wyczerpania budżetu. To był dopiero początek kłopotów. Samo konserwowanie gotowego kadłuba kosztowało ok. 30 mln zł rocznie. Wreszcie w lutym 2012 r. ówczesny premier Donald Tusk ogłosił zamknięcie programu. Jednak okazało się, że na gotowy kadłub nie ma chętnych i zasadniczo można go sprzedać w cenie... złomu. W MON kolejny raz zmieniono koncepcję. Niedoszłą korwetę ORP „Gawron” postanowiono dokończyć po kosztach jako patrolowiec ORP „Ślązak”.
Jak to możliwe, że okręt wodowany jest z sześcioletnim opóźnieniem w stosunku do pierwszych planów? – Polska Marynarka Wojenna funkcjonowała w oderwaniu od rządu, zupełnie nie brała pod uwagę realiów budżetowych. Oni się sami zatopili. Chcieli coś, na co polskiego państwa po prostu nie stać. Na końcu zdziwili się, że nie dostali pieniędzy – opowiada nam osoba znająca kulisy budowy okrętu.
Taką opinię potwierdza również Maksymilian Dura. – Stosunkowo wysoki koszt budowy tego okrętu związany jest z długim czasem realizacji projektu. Z jednej strony odpowiadają za to politycy. To oni raz program wstrzymywali, raz go znów uruchamiali. Ale to też pokłosie rozbuchanych apetytów dowódców marynarki. Budowa siedmiu korwet od początku była nierealna. Do tego wcale tylu tak dużych okrętów nie potrzebujemy – twierdzi były wojskowy.
Na opóźnienia w budowie nakładają się też problemy Stoczni Marynarki Wojennej, która przez kilka lat działała w upadłości i także teraz ma na głowie syndyka. Z drugiej strony zdarza się, że byli oficerowie Marynarki Wojennej właśnie w SMW znajdują zatrudnienia po odejściu ze służby – m.in. dlatego marynarka patrzy na ten zakład z dużą przychylnością.
Poza „Ślązakiem” w tym roku przewidziano podpisanie umowy na trzy okręty obrony wybrzeża „Miecznik” i trzy okręty patrolowe z funkcją zwalczania min „Czapla”. Jest bardzo prawdopodobne, że zostaną popełnione te same błędy. Znów mamy zbyt duże zamówienia, na które nas nie stać. Mogą one za to posłużyć do zaspokojenia rozbuchanych ambicji wojskowych marynarzy.