Zamiast podwyższać kwotę wolną, lepiej promować pracę przez zwiększanie kosztów uzyskania przychodu - przekonuje Izabela Leszczyna, wiceminister finansów
Zdjęcie procedury nadmiernego deficytu stało się faktem. Co to zmienia z punktu widzenia polityki gospodarczej?
Na pewno daje nam to trochę oddechu, nie musimy już sprawozdawać Komisji Europejskiej, jakie działania podejmujemy, by trwale zmniejszyć deficyt i szukać oszczędności, które faktycznie znaczą cięcie wydatków, ani nie musimy z taką determinacją szukać wzrostu dochodów. To pewna stabilizacja dla finansów publicznych. Ale z punktu widzenia konstrukcji budżetu zmienia się dla nas niewiele, bo sami przecież wprowadziliśmy stabilizującą regułę wydatkową, która za pomocą precyzyjnego algorytmu wiąże wydatki z dochodami, i to w perspektywie kilku lat. Dlatego nie wydaje się, by tego luzu było dużo, a już z pewnością nie ma go na to, co zwykle nazywa się kiełbasą wyborczą.
Czy taka wstrzemięźliwa taktyka się sprawdzi? W wyborach prezydenckich zatriumfowała taktyka szerokiego gestu w obietnicach wyborczych.
To fundamentalne pytanie o filozofię, pytanie o to, dlaczego chcemy wygrać wybory, bo to, że chcemy, jest oczywiste. Ale mam nadzieję, że teza, że w wyborach prezydenckich sprawdziło się rozdawnictwo, jest fałszywa. Gdyby Polacy zagłosowali na Andrzeja Dudę, dlatego że obiecał im rzeczy, których nigdy nie dostaną, to byłoby strasznie smutne. Jeszcze smutniejsze byłoby jednak, gdyby zrealizował swoje obietnice, bo to zdewastowałoby bezpieczeństwo ekonomiczne następnych pokoleń Polaków. Jestem przekonana, że składanie kolejnych obietnic i licytowanie się, kto da więcej, jest drogą donikąd.
To na co stać rząd?
Na razie wiadomo, że przeznaczymy 2 mld zł więcej na fundusz płac, tzn. na wzrost wynagrodzeń w sferze budżetowej, zamrożonych od 2010 r. Na pewno chcemy zrealizować to, o czym mówiła premier Ewa Kopacz na sobotniej konwencji. Przez osiem lat mieliśmy spowolnienie gospodarcze i zagrożenie kryzysem, ale teraz Polacy muszą poczuć w swoich portfelach, że kryzys nas ominął. Wrześniowy program Platformy Obywatelskiej będzie odpowiedzią na to wyzwanie. Oczywiście, katalog możliwości jest zamknięty, szczególnie dla odpowiedzialnych polityków. Ci, którzy dobrze znają nasz system podatkowy, rozumieją, że podwyższenie kwoty wolnej, które stało się jakąś idee fixe, zajmuje więcej miejsca w debacie publicznej, niż na to zasługuje. Wielu twierdzi, że świat będzie lepszy, a ludzie szczęśliwsi, jak podniesiemy kwotę wolną, a prawda jest taka, że to ulga zdecydowanie korzystniejsza dla bogatych.
Świat może niekoniecznie byłby, ale w portfelu zostałoby więcej.
Kwota wolna to nie jest najlepszy sposób zmniejszania obciążeń podatkowych. Bo główne pytanie brzmi, co promujemy i kogo chcemy wesprzeć? A chcemy przecież promować pracę i wspierać tych, którym nie jest łatwo. Prowadząc działalność gospodarczą, obliczamy przychód, wyliczamy koszty uzyskania przychodu i dopiero od dochodu płacimy podatek. Ale pracownicy także mają koszty uzyskania przychodu. Dzisiejsza kwota k.u.p. jest nieadekwatna do wydatków, jakie muszą ponieść, by pracować. Może więc lepiej promując pracę, zwiększyć koszty uzyskania przychodu?
O ile?
Rozmawiamy o różnych pomysłach zmian w przepisach podatkowych. W jaki sposób zrealizujemy postulat premier Ewy Kopacz, żeby Polacy odczuli wzrost gospodarczy w swoim portfelu, to będzie decyzja najbliższych tygodni.
A co z VAT? Jest szansa na wcześniejszą obniżkę stawek?
To jest jedna z rzeczy, o których rozmawiamy. Nie można zrobić wszystkiego naraz. To, że mamy zdjętą procedurę nadmiernego deficytu, nie znaczy, że mamy nieograniczone środki. Trzeba zważyć, ile kosztuje powrót do 22-proc. VAT, ile będzie kosztowała podwyżka zamrożonych od kilku lat płac w sferze budżetowej, a ile pozostałe elementy naszego programu. Trzeba wziąć także pod uwagę konsekwencje tych zmian dla całej gospodarki. Dopiero taka pogłębiona analiza pozwoli podjąć najlepsze i odpowiedzialne decyzje. ©?