Wpływ rodziców na takie cechy swoich potomków, jak wykształcenie, zdrowie czy przyszłe dochody, jest bliski zera - mówi Maciej Bitner główny ekonomista Warszawskiego Instytutu Studiów Ekonomicznych
Co pan ostatnio przeczytał?
Książkę o tym, dlaczego ludzie powinni mieć więcej dzieci, niż im się wydaje.
Poradnik rodzica?
Przewrotną książkę amerykańskiego ekonomisty Bryana Caplana pod wiele mówiącym tytułem „Selfish Reasons To Have Kids” (Egoistyczne powody, żeby mieć więcej dzieci).
Dlaczego przewrotną?
Bo Caplan przekonuje w niej do rodzicielstwa w nieszablonowy sposób.
Czyli nie mówi, że warto mieć dzieci, by zarabiały na naszą emeryturę, albo że to dobrze dla przyszłego dochodu narodowego?
Te wątki też się pojawiają, ale nie na pierwszym planie. Caplan spojrzał na sprawę przede wszystkim z perspektywy indywidualnego kosztu.
Kosztu?
Tak. Bo jego zdaniem to właśnie potencjalny koszt jest tym argumentem, który zniechęca nas do posiadania większej liczby potomstwa. Dzieje się tak dlatego, że w zachodnich społeczeństwach wokół dzieci stworzył się system oczekiwań. Dziecka nie wystarczy urodzić, wykarmić i zapewnić mu dach nad głową, trzeba cały czas inwestować swój czas w jego rozwój. Edukację, zajęcia dodatkowe, języki, grę na jakimś instrumencie.
Wiadomo. Nikt przecież nie chce, by potem dziecko miało do niego pretensje, że nie zapewniło mu się dobrych warunków startu na coraz trudniejszym rynku pracy.
A Caplan twierdzi, że to kompletna bzdura. I opiera przy tym swoją tezę na mocnych dowodach empirycznych.
Jakich?
Caplan przywołuje badania porównawcze prowadzone wśród jednojajowych bliźniąt, które są identyczne pod względem materiału genetycznego. Z perspektywy oceny wpływu wychowania na losy dziecka szczególnie atrakcyjne są te bliźnięta, które – z różnych losowych przyczyn – trafiły do adopcji do różnych rodzin. Obserwując je, możemy w prosty sposób odpowiedzieć na fundamentalne pytanie: czy na przyszłość dziecka większy wpływ mają geny, czy środowisko, w którym dorasta? Gdyby miało się okazać, że wychowanie jest istotne, to życiowe osiągnięcia bliźniąt, które dorastały w różnych rodzinach, powinny się mocno różnić.
I co wyszło?
Średnio rzecz biorąc, wpływ rodziców na takie cechy, jak wykształcenie, zdrowie czy przyszłe dochody, jest bliski zera. Prowadzi więc to Caplana do wniosku, że jedynym elementem determinującym przyszłość dzieci, a pochodzącym od rodziców, są geny. A jeżeli tak, to wysiłek wkładany w wychowanie dzieci nie ma większego znaczenia. Można oczywiście wymyślać coraz to nowe sposoby inwestowania w rozwój potomstwa, ale wpływ tych wysiłków będzie znikomy. Trzeba tu jednak dodać istotne zastrzeżenie. Badania na adoptowanych bliźniętach prowadzone są tylko wśród rodzin, którym odpowiednie agencje zezwoliły na adopcję. Wyniki tych badań nie dotyczą rodzin dysfunkcyjnych czy patologicznych. Caplan mówi więc tylko i aż tyle: jeżeli twoja rodzina zyskałaby aprobatę agencji adopcyjnej, w zupełności wystarczy to, by wzrastające w niej dziecko w pełni rozwinęło swój potencjał.
I jaki z tego wniosek?
Że rodzice mogą się zrelaksować. Bo dzieci kosztują mniej, niż powszechnie się sądzi. A skoro cena nagle spada, to dlaczego nie pozwolić sobie na jeszcze dwa kolejne maluchy? ©?