Związki zawodowe to dinozaury skazane na wymarcie w XXI wieku. Taka – niezwykle wygodna dla biznesu – opowieść dominowała w większości krajów rozwiniętego świata przez ostatnie dwie dekady. A niby dlaczego?

To pytanie postawili ostatnio Mark Zuckerman, Richard Kahlenberg i Moshe Marvit z progresywnego nowojorskiego think-tanku The Century Foundation. Organizacji wpływowej, bo mającej w czasach administracji Baracka Obamy bliskie związki z Białym Domem. Wydana przez nich broszura nosi tytuł „Virtual Labor Organizing” (Wirtualna Organizacja Świata Pracy) i dowodzi, że nie ma żadnych przeszkód, by internetowa rewolucja komunikacyjna nie doprowadziła do przywrócenia idei związkowej świetności, jaką cieszyła się w okresie powojennym. Pamiętacie arabską wiosnę kilka lat temu, gdy sięgnięcie po narzędzia wirtualne doprowadziło do gwałtownej zmiany układu sił w wielu krajach basenu Morza Śródziemnego? A teraz wyobraźcie sobie, że coś podobnego dzieje się w pierwszym świecie w dziedzinie walki o prawa pracownicze.
Autorzy raportu z The Century Foundation twierdzą nawet, że to już się dzieje. W ubiegłym roku w USA weszło w życie kilka zmian, które umożliwiają pracownikom zakładanie i rejestrowanie związku zawodowego online. Niby nic takiego, ale w wielu sytuacjach zapewniane przez sieć anonimowość i poręczność mogą rozwiać wątpliwości, strach przed gniewem pracodawcy oraz poczucie niemocy, które są główną przeszkodą w korzystaniu przez pracowników z ich prawa do uzwiązkowienia. A jeżeli te narzędzia zostaną udoskonalone? Jeśli stworzona zostanie lepsza możliwość komunikowania, organizowania i przekonywania internautów do związkowych racji? A jeżeli powstanie sprawny system internetowy informujący pracowników o związkowej ofercie i płynących stąd dla nich korzyściach? Na przykład o tym, ile wynosi premia finansowa za uzwiązkowienie. Eksperci z The Century Foundation przygotowali nawet takie symulacje. Wynika z nich, że jeżeli porównać długookresowe różnice w zarobkach pomiędzy pracownikiem uzwiązkowionym i nieuzwiązkowionym, to są one bardzo duże. I sięgają od 14 proc. w branży sprzedaży do nawet 40 proc. wśród budowlańców. Widać je również po stronie inteligencji (Amerykanie powiedzieliby „białych kołnierzyków”). Czyli zawodów takich, jak bankowiec i finansista (20 proc.), menedżerowie (34 proc.) czy socjologowie (48 proc.).
W jednym analitycy z The Century Foundation mają na pewno rację. Czas, by związki zawodowe weszły na poważnie w erę internetu. Tak jak zrobił to biznes. On już dawno odkrył w sieci świetny sposób na obniżanie kosztów. Serwis Uber pozwala zamówić taksówkę jednym kliknięciem. Venmo pozwala na przesyłanie pieniędzy za pomocą smartfona. Powstają coraz bardziej funkcjonalne narzędzia internetowej pomocy prawnej czy podatkowej. Z oporami i kłopotami, ale jednak do internetu wchodzi administracja publiczna. Nie ma więc powodu, by na ten sam krok nie miały zdecydować się związki zawodowe. W końcu równie ważny element zachodniego ładu społeczno-ekonomicznego. Może i nasze związki poflirtują trochę z nowymi technologiami? Biorąc pod uwagę ich obecną patologiczną słabość, byłoby to z korzyścią dla całej polskiej gospodarki.