Wicepremier Andrej Babiš chce częściowej prywatyzacji państwowych przedsiębiorstw strategicznych. Koalicjanci mają wątpliwości
Andrej Babiš, multimilioner i właściciel koncernu Agrofert, a od zeszłego roku także wicepremier i minister finansów Czech, chciałby sprzedać przez giełdę część akcji państwowych firm strategicznych. Na parkiet miałyby trafić m.in. operator ropociągów Mero ČR, logistyczno-paliwowa spółka Čepro, lotnisko w Pradze, a także Lesy ČR, czyli państwowe lasy. Do tego ostatniego przedsiębiorstwa należy ponad 1,3 mln ha, czyli 90 proc. wszystkich lasów naszych południowych sąsiadów (polskie Lasy Państwowe mają prawie 7,6 mln ha lasów).
Koalicjanci na razie mówią „nie”. Socjaldemokratyczny premier Bohuslav Sobotka faktycznie deklarował, że nie zakłada sprzedaży udziałów w państwowych firmach. Według Babiša socjaldemokraci z ČSSD, którzy stanowią dziś trzon koalicji, „nie rozumieją, co to biznes, i nie wiedzą, co to kapitał”. Tyle że partia ANO Babiša ma wszelkie szanse na zwycięstwo w kolejnych, planowanych na 2017 r. wyborach parlamentarnych, po których temat wróciłby do debaty. ANO cieszy się obecnie największym poparciem społecznym (29 proc.) i ma 10-punktową przewagę nad drugą w sondażach ČSSD.
– Sprzedaż części akcji tych firm to świetna okazja do pozyskania potrzebnego kapitału – mówi Babiš w rozmowie z dziennikiem „Hospodářské Noviny”. Według niego do budżetu mogłyby trafić dziesiątki miliardów koron (miliardy złotych), a ponadto debiuty wzmocniłyby tamtejszy rynek kapitałowy. Na giełdzie w Pradze notowane są teraz zaledwie 23 spółki (a na samym tylko rynku podstawowym GPW jest ich 475).
– W Polsce na giełdzie ma zadebiutować poczta. I my moglibyśmy tak zrobić – dodał wicepremier. Deklaracja Babiša przeszła w Czechach bez większego echa, a komentatorzy zastanawiali się tylko nad rolą giełdy w ewentualnej prywatyzacji. – Może pan Babiš spróbuje najpierw wprowadzić na giełdę swój Agrofert, a dopiero potem spółki państwowe – stwierdził minister rolnictwa Marian Jurečka z koalicyjnej partii chadeckiej.
Z kolei w Polsce kwestia prywatyzacji lasów pojawiła się ostatnio w kampanii prezydenckiej i od razu wywołała burzę. Kandydat Prawa i Sprawiedliwości Andrzej Duda przekonywał w jednym ze spotów, że jego konkurent Bronisław Komorowski „zlekceważył 2,5 mln podpisów w obronie lasów” i „zgadzał się na ich sprzedaż”. Tymczasem zdaniem polityków Platformy Obywatelskiej PiS wymyślił sobie zagrożenie, ponieważ w planach nie ma prywatyzacji Lasów Państwowych. – Czechy są pod tym względem chyba bardziej otwartym krajem niż Polska – tak różnice w podejściu do prywatyzacji tłumaczy ekspert BCC Cezary Nowosad.