Finanse
Wzięcie kredytu hipotecznego ma być prostsze i bezpieczniejsze – pracuje nad tym Ministerstwo Finansów. Jak jednak ostrzegają inne urzędy, może się okazać, że będzie i drożej, i z większym ryzykiem.
Resort finansów przedstawił założenia do projektu ustawy o kredytach związanych z nieruchomościami. W znacznej mierze ma ona być odzwierciedleniem unijnej dyrektywy (2014/17/UE) sprzed roku. Chodzi o to, aby w polskim porządku prawnym pojawiła się wreszcie ustawa, która kompleksowo ureguluje sprawy związane z kredytem hipotecznym.
Poszczególne propozycje wywołują jednak wątpliwości. Z opinii, które przedstawiły Ministerstwo Gospodarki i Federacja Konsumentów, wynika, że pomysły projektodawcy zamiast pomóc konsumentom, mogą im istotnie zaszkodzić.
Artykuł 20 ust. 3 akapit 2 unijnej dyrektywy stanowi, że państwa członkowskie nie dopuszczają rozwiązywania umów o kredyt przez kredytodawców na podstawie tego, że informacje przedstawione przez konsumenta przed zawarciem umowy były niekompletne. Ma to chronić kredytobiorców przed ogromnymi konsekwencjami niespodziewanego wypowiedzenia umowy przez bank (co z reguły oznaczałoby obowiązek rychłej spłaty nawet kilkuset tysięcy złotych). Resort finansów planuje przyjąć taką regulację, lecz zarazem proponuje wyjątek: jeżeli konsument świadomie zatai informację lub ją sfałszuje, bank będzie mógł wypowiedzieć umowę.
Ministerstwo Gospodarki boi się, że taki przepis może być wykorzystywany przeciwko klientom. Nie wiadomo bowiem, jak oceniać to, czy klient przedstawił jedynie niekompletną informację, czy pewne dane zataił.
Obecnie zarówno prawo bankowe (t.j. Dz.U. z 2012 r. poz. 1376 ze zm.), jak i ustawa o kredycie konsumenckim (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 1497 ze zm.) uzależniają zawarcie umowy od oceny zdolności kredytowej dokonywanej na podstawie informacji od konsumenta, niezbędnych dokumentów, baz danych lub zbiorów kredytodawcy.
„Wymagane od konsumenta informacje i dokumenty są ściśle określone w regulaminach kredytodawców, a więc złożenie ich w stanie niekompletnym powoduje albo konieczność uzupełnienia, albo odmowę przyznania kredytu” – czytamy w piśmie wiceministra gospodarki Mariusza Haładyja do wiceminister finansów Izabeli Leszczyny.
Jego zdaniem proponowana zmiana jest zbyt ogólna, a co za tym idzie – pozostawia za duże pole do nadinterpretacji.
„Ogólnie sformułowany przepis może także spowodować przerzucenie odpowiedzialności kredytodawcy na kredytobiorcę w przypadku, gdy w trakcie trwania umowy kredytowej zaistnieją okoliczności wpływające na zmianę zdolności kredytowej konsumenta lub złożenie niepełnej informacji było wynikiem niedopatrzenia/zaniedbania kredytodawcy” – wyjaśnia minister Haładyj.
Innymi słowy: resort gospodarki obawia się, że każdą sporną sytuację bank będzie rozpatrywał na niekorzyść klienta. Ten zaś co prawda będzie mógł podjąć walkę w sądzie, ale przez wiele miesięcy – po rozwiązaniu umowy przez bank – będzie miał problem.
Podobne obawy ma Izabela Dąbrowska-Antoniak, dyrektor działu prawnego Federacji Konsumentów.
Jak twierdzi, „świadome zatajenie” powinno dotyczyć tylko tych informacji, których przedstawienia kredytodawca wyraźnie żądał. Jeśli bank nie upomni się o daną kwestię, nie powinien móc potem przerzucać odpowiedzialności za to na klienta.
Etap legislacyjny
W uzgodnieniach