Chiny proponują światu własną wizję rozwoju. Są gotowe dawać kredyty, w zamian chętni nie muszą stawiać na wolny rynek - z Ryszardem Ławniczakiem rozmawia Rafał Woś.
Widział pan? On patrzy na nas nawet teraz, gdy siedzimy sobie nad kawą!
Też pan to zaobserwował?
Książka chińskiego przywódcy Xi Jinpinga „Governance of China”, którego oblicze ozdabia okładkę, jest teraz najlepiej eksponowaną książką w naszym kraju.
To kolejny etap chińskiej dyplomacji publicznej w Polsce, którą niektórzy określają jako ofensywę uroku.
Kolejny etap?
W kioskach z prasą pojawiły się na początku chińskie wycinanki, książeczki dla dzieci lub kursy kaligrafii, potem słownik chińsko-polski. Teraz przyszła kolej na poważniejszą rzecz, czyli na książkę pokazującą chińską koncepcję rozwoju ekonomicznego i społecznego.
Czyli to książka propagandowa?
Jak najbardziej. To zbiór przemówień, wywiadów, instrukcji i korespondencji chińskiego przywódcy wygłoszonych w latach 2012 i 2013.
I ktoś to kupi?
Tu przecież nie chodzi o sprzedaż. Intrygujące jest to, że „Governance of China” można dostać niemal na całym świecie. I to nie tylko u nas, gdzie wpływy Chin nie są jeszcze aż tak duże, lecz także w tych rejonach świata, jak Afryka, Azja czy Ameryka Łacińska, gdzie chińskie marzenie stało się już poważną konkurencją dla dominującego przez lata amerykańskiego marzenia.
Może pan to rozwinąć?
Xi Jinping wyjaśnia światu, że jego kraj wszedł w nową fazę rozwoju. Jego Chiny uznają decydującą rolę rynku, lecz w ramach wyznaczonych przez państwo i pod ideologiczną kontrolą partii komunistycznej, która się od marksizmu i leninizmu wzbogaconego chińską specyfiką nie odcina. Przeciwnie, uważa, że na tym polega ich przewaga nad starymi kapitalistycznymi potęgami, które za bardzo ubóstwiły rynek. „Będziecie pewnie w najbliższych latach słyszeli, że Chiny nie rozwijają się już tak dynamicznie jak kiedyś” – pisze Xi Jingpin. I zaraz dodaje, że tak właśnie ma być, bo teraz jego kraj stawia na zrównoważony rozwój, ekologię, walkę z korupcją i ogólnie – poprawę życia obywateli.
Ale po co ogłaszać to światu akurat w takiej formie?
Chodzi o budowanie zaufania do chińskiego modelu. Chińczycy mają ambicję, by ich pomysł na społeczeństwo i na gospodarkę był przynajmniej równoważny wobec zachodniego, który dominował przez ostatnie kilkadziesiąt lat. Słyszał pan o konsensusie pekińskim?
Co to takiego?
To przekonanie, że każdy kraj może wybrać taki model rozwoju, jaki mu się podoba. I nikt nie powinien się w te decyzje mieszać. Chcecie kredytów rozwojowych? Proszę bardzo. Dostaniecie je w Chinach bez konieczności zmieniania swojego ustroju. To czytelna alternatywa wobec konsensusu waszyngtońskiego, który zakłada dosyć jasne przekonanie, że demokracja i wolny rynek to są idee, które należy promować. Jeśli trzeba, to nawet siłą. W krajach rozwijających się chińskie podejście jest bardzo atrakcyjne.
I co? Bać się?
Tej książki – nie. Dla polskiego czytelnika będzie to pozycja zupełnie niestrawna, bo my już oduczyliśmy się czytać przemówienia. Na dodatek nie została przetłumaczona na polski. Ale obecność i promocja tej książki w Polsce połączona z coraz aktywniejszą polityką Instytutu Konfucjusza, który oferuje m.in. kursy chińskiego, pokazuje, że i my nie jesteśmy tak zupełnie poza chińską orbitą zainteresowań.