Producent urządzeń grzewczych Immergas pozwał za naruszanie praw do znaków firmy potentata wśród porównywarek cen – Ceneo. Jeśli wygra w sądzie, może to oznaczać śmierć branży e-commerce
Sprawa jest precedensowa. Duża firma jest niezadowolona z tego, że porównywarki cen pokazują jej produkty. Poszła do sądu, aby wymiar sprawiedliwości zakazał Ceneo tego typu działań.
Sąd Wspólnotowych Znaków Towarowych i Wzorów Przemysłowych przed kilkunastoma dniami powództwo Immergasu oddalił (sygn. akt XXII GWzt 73/14). Spółka nie składa jednak broni. Reprezentująca ją kancelaria złożyła już wniosek o uzasadnienie, można się więc spodziewać apelacji. A – jak przyznają eksperci – ostateczne rozstrzygnięcie po myśli producenta urządzeń grzewczych mogłoby wywołać lawinę pozwów.

Uczciwa praktyka

W grudniu 2014 r. Immergas zarzucił Ceneo bezprawne używanie znaku towarowego, jak również publikowanie materiałów o produktach oznaczanych tym znakiem. Domagał się zakazania używania znaku oraz nazwy własnej przedsiębiorstwa Immergas, przeprosin i 10 tys. zł. Sąd stwierdził jednak, że nie ma ku temu podstaw.
– Sąd potwierdził tym samym prawo serwisów internetowych do używania cudzych znaków towarowych w ramach funkcji informacyjnej, uznając taką praktykę za uczciwą i nie zakłócającą konkurencji na rynku – ocenia radca prawny Bartosz Wojciechowski, szef działu prawnego Grupy Allegro w Europie Środkowo-Wschodniej, pełnomocnik Ceneo.
Jak informuje, do tej pory właściciele praw do znaków towarowych sporadycznie wzywali Ceneo do usunięcia informacji o produktach oznaczonych znakiem towarowym. Ceneo zaś, co do zasady, uznawało takie roszczenia za bezzasadne. To z kolei – jak przyznaje mec. Wojciechowski – spotykało się z niezrozumieniem ze strony markowych producentów.
– Prawo do znaku towarowego nie ma nieograniczonego charakteru i nie może być utożsamiane z monopolem na każdy przejaw jego użycia – wyjaśnia radca prawny Tomasz Zalewski, partner w kancelarii Wierzbowski Eversheds.
Porównywarki cen i serwisy aukcyjne korzystają ze znaków, aby przedstawiać towary oferowane przez sklepy internetowe.
– Do tych towarów – zakładając, że zostały one legalnie wprowadzone do obrotu – ma zastosowanie zasada wyczerpania prawa, dająca możliwość korzystania ze znaków w związku z dalszym obrotem takimi towarami – wyjaśnia mec. Zalewski.
Potwierdza to dr Piotr Piesiewicz z Wydziału Prawa SWPS. Jego zdaniem jeśli strona agreguje treści w sposób właściwy (niedyskryminujący żadnego z producentów), nie ma powodu, aby zakazywać jej prawa do używania znaku towarowego producenta w celu przedstawienia ofert sklepów. Przy czym dr Piesiewicz zwraca uwagę, że jednym z kluczowych elementów tej układanki jest uczciwość porównywarki. Gdyby z niewiadomych przyczyn jeden producent był faworyzowany albo opisy porównywalnych przedmiotów były niekompletne, w grę wchodziłby zarzut nieuczciwej konkurencji.
Niezależnie od ostatecznego rozstrzygnięcia sprawy Immergasu porównywarki muszą jednak przestrzegać pewnych reguł.
– Za nadmierne i wkraczające w monopol uprawnionego uznałbym np. użycie znaku graficznego (logo) zamiast znaku słownego albo znaku w formie sugerującej jakiekolwiek powiązania z uprawnionym (np. z użyciem większej czcionki) – mówi Tomasz Zalewski.
Dla klienta musi być bowiem jasne, że firma agregująca treści nie jest bezpośrednio powiązana z producentem. Chodzi także o to, by nie żerowała na wyrobionej marce. Dla przykładu: 2–3 lata temu dużą popularnością cieszyły się portale nazywające same siebie dystrybutorami ekskluzywnej odzieży. Epatowały logotypami i zdjęciami kreacji najbardziej znanych marek. W praktyce jednak nie miały żadnego związku z producentami, a jedynie pośredniczyły w zakupie. Większość z tych stron już nie funkcjonuje – właśnie dlatego, że zabroniono im używania renomowanych znaków.

Uzasadniona niechęć

Niechęć niektórych firm do pojawiania się w porównywarkach można jednak zrozumieć: tu użytkownicy oceniają produkty, potencjalny klient widzi więc od razu, jeśli towar cieszy się złą sławą.
– Dla firm agregatory są dobre, ale do czasu – tłumaczy Marcin Żukowski, account executive w agencji Mint Media.
– Kiedy trafiają do agregatora, to tracą kontrolę. Kto inny decyduje o tym, w jakim kontekście ich produkty będą prezentowane – podkreśla.
Producent traci także część ruchu na swojej stronie lub w zaprzyjaźnionym sklepie. Agregator bowiem wyświetla użytkownikom najważniejsze informacje oraz w łatwo dostępny sposób wskazuje, które sklepy warto odwiedzić. Tym samym klienci nie korzystają ze źródła preferowanego przez producenta lub dystrybutora. Dlatego – jak zauważa część ekspertów – liczba firm, które pójdą śladem Immergasu, może niebawem być znacząca.

Władza nad znakiem nie jest absolutna

Mikołaj Lech prawnik, autor bloga www.znakitowarowe-blog.pl

Co do zasady rejestrując znak towarowy, nabywa się prawo jego wyłącznego używania w sposób zawodowy lub zarobkowy. Takie używanie znaku może polegać na umieszczaniu go na towarach objętych ochroną czy posługiwaniu się nim w celach reklamowych. Ten monopol prawny jest jednak w określonych przypadkach ograniczany.
Chodzi tutaj o sytuację wyczerpania prawa do znaku towarowego. Ma ona miejsce, jeżeli towar ze znakiem towarowym legalnie trafił do obrotu. Przykładowo producent wprowadza na rynek batonik. Kupując go, mogę nim dalej swobodnie rozporządzać. Jeżeli postanowię go sprzedać, mogę w celach reklamowych i informacyjnych używać tego właśnie znaku towarowego. To używanie musi być jednak zgodne z uczciwymi praktykami. Nie może np. sprawiać wrażenia powiązań gospodarczych pomiędzy mną a właścicielem znaku towarowego.
Przyznanie władzy absolutnej nad znakiem towarowym oznaczałoby nie tylko koniec serwisów takich jak Ceneo. Sprzedając samochód, musielibyśmy mieć zgodę producenta na informowanie o jego marce. To byłby istny paraliż gospodarki.