Gdybym był inwestorem (a nie jestem), zadałbym bankom kilka pytań. Chciałbym na przykład wiedzieć, na jakie stopy zwrotu moja inwestycja może liczyć w przyszłości. Jakich mogę spodziewać się strat? Wiem, że banki tego mi nie powiedzą. Mimo wszystko nie powinny odsyłać mnie do wróżki. Mogą podać dane, na podstawie których miałbym szansę oszacować ryzyko ich portfeli i podejmować bardziej odpowiedzialne i racjonalne decyzje.

Zaraz po uwolnieniu kursu franka przez szwajcarski bank centralny 15 stycznia rynek zaczął wyceniać ryzyko kredytów w tej walucie w portfelach banków. Ceny akcji niektórych instytucji spadły nawet o jedną trzecią. Okazało się, że kredyty we frankach postrzegane są jako bardziej ryzykowne niż inne aktywa polskich banków. Ale jakie są to ryzyka?

Na przykład wzrost kosztów refinansowania frankowych kredytów. Na ten temat inwestorzy mało wiedzą. Banki ogłaszają teraz raporty roczne i to, i owo można na ich podstawie policzyć. Raporty za zeszły rok pokazują sytuację sprzed decyzji SNB. A inwestora interesuje, jak wzrosły koszty refinansowania po niej. Jako inwestor chciałbym zobaczyć bardziej aktualne suplementy.
Kolejne ryzyko związane jest z odpornością klienta na wzrost kursu szwajcarskiej waluty, a mówiąc wprost – wysokości rat kredytu. Banki odpowiadają na to, że po uwzględnieniu ujemnej stopy LIBOR i zawężeniu spreadów kursowych rata może wzrosnąć co najwyżej w minimalnym stopniu. Zgoda. A kiedy frank znów podrożeje o ileś procent?
Dlatego gdybym był inwestorem, chciałbym wiedzieć, jak konkretnie prezentują się portfele kredytów frankowych. Ile kredytów (wartościowo i ilościowo) i przy jakim kursie franka dany bank udzielił. Na przykład, jaki odsetek portfela stanowią kredyty udzielone w II kw. 2008 r. Kurs, po jakim kredyt był udzielony, przesądza o wysokości całkowitego zadłużenia klienta.

Informacją nie bez znaczenia byłaby też dla mnie statystyka, ile i kiedy banki udzieliły kredytów o wartości stanowiącej 50, 80 100 czy więcej wartości nieruchomości, czyli LTV. Ryzyko portfela frankowego banku, który udzielił, powiedzmy 40 proc. kredytów w pierwszych trzech kwartałach 2008 r., na więcej niż 100 proc. LTV jest bez porównania większe niż instytucji, której portfel z tego okresu wynosi 20 proc. całego, a średnia LTV – 60 proc.

Chciałbym też wiedzieć, jaką bank w danym okresie prowadził politykę, jeśli chodzi o szacowaną ratę kredytu w stosunku do dochodu dłużnika, czyli DTI. I przy jakim średnim DTI udzielał kredytów w danym okresie. Ma to nie tylko historyczne znaczenie. Sytuacja dochodowa konkretnych kredytobiorców przez ostatnie kilka lat mogła się bardzo zmienić, ale dla pewnych statystycznych grup można stworzyć odpowiednie modele.

Korci mnie również, żeby wiedzieć, jakie bank ma zabezpieczenia frankowych kredytów, na ile wyceniał je, gdy kredytów udzielał. Interesowałaby mnie relacja wycenionych wówczas zabezpieczeń do wartości kredytów udzielanych w kolejnych kwartałach. Oraz to, w jakich miejscowościach te zabezpieczenia są zlokalizowane.

Kredyty we frankach nie są udzielane od kilku lat, a więc nie oczekuję danych wrażliwych ze względu na konkurencję. Nie chcę też danych osobowych. Nie domagam się żadnych danych osobowych, lecz wyłącznie statystycznych.

Precedens ujawnienia takich szczegółowych danych już zaistniał, choć w nieco innej skali. Europejski Urząd Nadzoru Bankowego EBA po pierwszych po kryzysie stress testach przeprowadzonych w Europie w 2011 r. ogłosił szczegóły, które banki, ile i jakie rządowe obligacje mają w swoich portfelach. Same stres testy były wiele razy krytykowane jako mało miarodajne. Ale dane o portfelach obligacyjnych dla inwestorów były bezcenne. Mogli tworzyć swoje modele i badać rozmaite scenariusze. Zwiększenie przejrzystości bilansów banków było też jednym z powodów, dla których Europejski Bank Centralny przeprowadził przegląd jakości ich aktywów.

To ważne dane dla inwestorów. A ich trzeba traktować serio. Nie wiadomo, czy nie trzeba będzie kiedyś poprosić o kapitał.

Jacek Ramotowski, dziennikarz Obserwatora Finansowego