Zamiast szukać na własną rękę partnera biznesowego w Państwie Środka, będzie można skorzystać z platformy e-commerce i dotrzeć do konsumentów z pominięciem pośredników
Ryzyko biznesowe pozostaje jednak po stronie przedsiębiorcy. Wcześniej będzie bowiem musiał wysłać na własny koszt określoną partię towaru do magazynu zlokalizowanego w strefach wolnego handlu Chengdu i Tianjin, skąd będą rozwożone po kraju.
– Dokładna analiza potrzeb lokalnego rynku, którą oferujemy, pomoże w ustaleniu poziomu dostaw. Proponujemy też pomoc w dostosowaniu eksportowanych towarów do tamtejszych wymogów prawnych w zakresie wyglądu etykiety czy kodu kreskowego na opakowaniu, w uzyskaniu stosownych licencji i pozwoleń, a także w zakresie marketingu – tłumaczy Dariusz Ziemski, prezes Sonall Consulting, która razem z LongMarch Partners z Pekinu jest twórcą platformy.
Dostęp do niej będzie odpłatny. Na razie stawkę ustalono na poziomie 100 tys. zł. Ulegnie ona jednak zmniejszeniu, gdy pomysłodawcom uda się uzyskać wsparcie rządowe. – Aplikowaliśmy już w tej sprawie do Ministerstwa Gospodarki, prosząc o dofinansowanie na poziomie 15 mln zł. Jego pozyskanie nie jest jednak warunkiem koniecznym do uruchomienia projektu – informuje Ziemski.
Pomysłodawcy są dobrej myśli, bo podobne narodowe platformy Francji, Kanady i Nowej Zelandii, które również są na etapie tworzenia w Chinach, zyskały już silne poparcie swoich rządów. DGP zapytał ministerstwo o zdanie w tej sprawie. Nie otrzymaliśmy jednak odpowiedzi.
– Platforma może zostać pozytywnie oceniona przez polskie władze, bo dzięki niej po raz pierwszy na chińskim rynku mamy szansę pojawić się w czymś jako jedni z pierwszych. Do tego wejdziemy w bardzo perspektywiczny kanał tamtejszej dystrybucji – zauważa Radosław Pyffel, prezes Centrum Studiów Polska-Azja.
Wartość żywności kupowanej w Chinach przez internet rośnie o 50 proc. w skali roku. Szacuje się, że dziś przekracza już 20 mld zł. Dla porównania w Polsce jest to 300–400 mln zł. – W sieci zaopatruje się już ponad 300 mln Chińczyków. Należy oczekiwać wzrostu tej liczby w związku z tym, że klasa średnia w tamtejszych miastach cały czas rośnie. Po nasyceniu rynku towarami importowanymi z Włoch czy Chile zaczyna poszukiwać produktów z innych krajów – podkreśla Radosław Pyffel.
Twórcy platformy deklarują, że ostatecznie wpisowe będzie można wyliczyć dopiero po tym, jak znana będzie liczba firm, które zadeklarują chęć uczestnictwa w projekcie. Na razie zaawansowane rozmowy toczą się z kilkunastoma przedsiębiorstwami. Jak się dowiedzieliśmy, są wśród nich najwięksi gracze z branży spożywczej. Pomysłodawcy szacują, że uda się zebrać 50 firm.
Zdaniem ekspertów, jeśli koszty nawet pozostaną na poziomie 100 tys. zł, to i tak będą atrakcyjne. Zaistnienie na własną rękę w Chinach wiąże się bowiem z nakładami rzędu przynajmniej 1 mln zł. Podobne są opinie przedsiębiorców, którzy twierdzą, że wydatek tego rzędu jest w stanie udźwignąć nawet niewielka firma. – Cały czas mamy tylko obawy o to, czy faktycznie polskie produkty przebiją się na chińskim, bardzo konkurencyjnym już rynku, a jeśli tak się stanie, to czy uda nam się zaspokoić tamtejszy popyt – dzieli się wątpliwościami właściciel regionalnego polskiego browaru.
Największe szanse na sukces na azjatyckim rynku mają producenci makaronów, wędlin, wódki, piwa, mleka i wyrobów z niego. Szczególnie ci ostatni mogą spodziewać się dużych zamówień. Od kilku lat popyt na mleko w Chinach przekracza pdaż. Jeszcze w 2000 r. konsumpcja płynnego mleka wynosiła w tym kraju 1 kg na osobę. Dziś jest to ok. 10 kg.
Eksperci dostrzegają jeszcze jedną zaletę platformy. Jest bezpieczniejsza od współpracy z lokalnymi partnerami biznesowymi. Zwłaszcza teraz, gdy Euler Hermes ostrzega przed podwyższonym ryzykiem upadłości firm w Chinach, przewidując, że liczba chińskich spółek składających wnioski o orzeczenie upadłości wzrośnie w tym roku o 5 proc.