Złoty traci na wartości, to fakt. Ale magazyny pełne są sprzętu, którego nikt nie chce kupować.
Część producentów i dystrybutorów zaczęła straszyć podwyżkami cen elektroniki użytkowej. Ale eksperci twierdzą, że to tylko sprytna taktyka firm, które chcą namówić klientów do szybkich zakupów, by oczyścić magazyny z zalegających po słabym roku produktów. A potem zarzucić rynek nowościami.
Zdaniem cenowych czarnowidzów podwyżki mają się stać m.in. konsekwencją osłabienia złotego – głównie względem dolara, który zdrożał o prawie 20 proc. – a gros sprzętu elektronicznego importujemy.
– Detaliści zaczynają uzupełniać zapasy magazynowe uszczuplone wysoką sprzedażą w sezonie świątecznym. Odnowienie rezerw odbywa się już w nowych cenach, wynikających z bieżącego kursu, przez co lada moment konsumenci odczują wzrost cen detalicznych. Uważamy, że wzrosną one o 5–10 proc. w stosunku do tych sprzed Nowego Roku – twierdzi Radosław Olejniczak, dyrektor handlowy spółki Komputronik.
Zdaniem Michała Kanownika, dyrektora Związku Importerów i Producentów Sprzętu Elektrycznego i Elektronicznego, podwyżki mają wynikać także ze zmiany przepisów o gospodarowaniu zużytym sprzętem elektrycznym i elektronicznym, które wkrótce powinny wejść w życie. A dokładnie z wprowadzonego wymogu odbioru starego sprzętu od klienta, któremu dostarcza się nowo zakupione urządzenie. Taki wymóg przełoży się bowiem na koszty działalności dostawców, którzy będą chcieli odzyskać pieniądze, podnosząc cenę produktów. W planach jest również podniesienie opłat reprograficznych oraz wprowadzenie ich dla kolejnych kategorii urządzeń.
Analitycy rynku elektroniki uważają jednak, że podwyżki cen to tylko pobożne życzenia firm, które chcą w ten sposób napędzić sobie sprzedaż w najbliższych miesiącach i pozbyć się towaru z magazynów. A te są wypchane, chociażby dlatego, że ubiegły rok nie był dobry dla branży. Jak wynika z danych ZIPSEE, w pierwszym półroczu 2014 roku sprzedaż elektroniki zmalała o 13 proc. Drugie półrocze nie przyniosło oczekiwanego ożywienia. Ostatecznie, według wstępnych szacunków związku, rynek w całym roku spadł o kilka procent.
– Producenci chcieliby, aby sprzęt drożał. To jednak niemożliwe, bo produkcja wielu urządzeń stała się masowa, a przez to wzrosła konkurencja na rynku. Dlatego producenci powinni się nastawić na zarabianie poprzez realizowanie wysokich obrotów, a nie wysokie marże – komentuje Andrzej Dyżewski z biura badawczo-analitycznego DiS.
I dodaje, że czynniki, na które powołują się osoby zapowiadające podwyżki cen, spowodują jedynie obniżenie się tempa spadków cen. Te do tej pory malały średnio o 10–20 proc. rocznie, a w tym roku może to być 7–10 proc.
Dobrym przykładem jest tu kategoria telewizorów. – Półtora roku temu, gdy technologia 4K debiutowała, w ofercie był tylko 84-calowy odbiornik kosztujący 120 tys. zł. Obecnie oferujemy 85-calowy telewizor w tej rozdzielczości za 90 tys. zł – tłumaczy Piotr Papaj z Sony. Tendencja spadkowa jest też mocno widoczna i będzie dalej postępować w segmencie aparatów fotograficznych, laptopów, smartfonów czy tabletów.
Drugą przyczyną, dla której zdaniem ekspertów podwyżki cen nie są możliwe, jest coraz krótszy cykl życia produktów, który determinuje do ciągłych promocji urządzeń. Poza tym producenci elektroniki ciągle operują marżami wynoszącymi średnio 10 proc., podczas gdy dystrybutorzy uzyskują z nich ok. 1 proc. Obniżka marż jest nawet wskazana, ponieważ ten rok również ma być trudny dla sektora.