Plantatorzy szacują, że przez złodziei stracili w minionym sezonie 10–15 proc. zysków. Zamierzają ubiegać się o dofinansowanie produkcji z krajowego budżetu, bo w tym roku już nie będzie dopłat unijnych
Zbiory tytoniu coraz mniejsze / Dziennik Gazeta Prawna
Z roku na rok z upraw znika coraz więcej tytoniu. Plantatorzy wiążą to wprost z rosnącymi cenami gotowych wyrobów. – Mam 5-ha gospodarstwo. Doszło już do tego, że w ubiegłym roku musiałem obsiać hektar więcej, by wywiązać się z kontraktów na dostawę tytoniu do fabryk. Dla mnie to utrata przynajmniej 10 tys. zł czystego zysku – wyjaśnia Lech Ostrowski, wiceprezes Krajowego Związku Plantatorów Tytoniu. Z podobnym problemem boryka się wielu plantatorów. Największy kłopot mają ci, którzy postawili na uprawę odmiany virginia. Ich plantacje powstają na gorszych glebach – najczęściej 5–6 klasy, które często graniczą z lasami. – To sprzyja kradzieżom, które obecnie mają już miejsce na masową skalę, i to nie tylko pod osłoną nocy – komentuje Lech Ostrowski.
Proceder potwierdzają przedstawiciele Północnego Okręgowego Związku Plantatorów Tytoniu z Grudziądza czy Polskiego Związku Plantatorów Tytoniu w Krakowie. Ci ostatni specjalizują się w odmianie burley, a ta najczęściej znika nie z plantacji, ale z wiat, na których jest poddawana suszeniu, zanim trafi do sprzedaży. – Otrzymaliśmy np. zgłoszenie o kradzieży jednorazowo kilkuset kilogramów. W większości jednak złodzieje nie są tak zuchwali – słyszymy w Polskim Związku Plantatorów Tytoniu. Nasi rozmówcy twierdzą, że przeważnie tytoń jest kradziony na zaspokojenie indywidualnych potrzeb albo drobny handel.
Branża szacuje, że w ten sposób rolnicy tracić mogą obecnie 10–15 proc. plonów. Według danych Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej powierzchnia upraw tytoniu w kraju wynosi ponad 14 tys. ha. Poziom zbiorów w roku 2013/2014 wyniósł 30,8 tys. ton.
Kradzieże na dużą skalę mają miejsce od 2–3 lat, ale w ostatnim roku przybrały na sile – twierdzą plantatorzy. Rolnicy nie mają wątpliwości – za taką sytuację odpowiadają wysokie ceny papierosów. Gotowe produkty stały się mniej dostępne na skutek ciągłych podwyżek akcyzy. Ostatnia 5-proc. miała miejsce w styczniu 2014 r. W efekcie za paczkę papierosów w ubiegłym roku trzeba było już zapłacić od 12,05 do 14,45 zł.
Jak informuje Grażyna Sokołowska z Imperial Tobacco, tempo podwyżek było szybsze, niż wymagała tego Unia Europejska. Polska jest zobowiązana osiągnąć akcyzę w wysokości 90 euro na 1000 sztuk papierosów do 1 stycznia 2018 r. Tymczasem już w 2013 r. osiągnęliśmy poziom 87,48 euro na 1000 sztuk.
Wyroby tytoniowe na czarnym rynku też drożeją. Coraz trudniej jest bowiem na nim działać. W efekcie za nielegalną paczkę trzeba dziś zapłacić 6–7 zł. Konsumenci poszukują więc alternatywnych kanałów dostaw. Od stycznia tego roku zostali pozbawieni dostępu do kolejnego źródła taniego surowca. Resort finansów opodatkował bowiem papierosy pochodzące z samodzielnego wytwarzania oraz podniósł akcyzę na cygara, by nieopłacalne było wykorzystywanie pochodzącego z nich tytoniu do produkcji skrętów.
Rosnące straty powodują, że wielu plantatorów zastanawia się, czy nie zrezygnować z upraw tytoniu. Zwłaszcza że od tego roku nie obowiązują unijne dopłaty do jego produkcji. Dotychczas rocznie do podziału między krajowych rolników było 29 mln euro z Brukseli. W praktyce dawało to zastrzyk gotówki do każdego wyprodukowanego kilograma na poziomie ok. 4 zł, co w zasadzie gwarantowało opłacalność produkcji surowca. – Żeby produkcja była nadal opłacalna, ceny skupu powinny zwiększyć się przynajmniej o tę kwotę. Już za kilka tygodni zaczniemy prowadzić negocjacje z przemysłem tytoniowym w tej sprawie – podkreśla Przemysław Noworyta, dyrektor Polskiego Związku Plantatorów Tytoniu w Krakowie.
Do negocjacji z przemysłem przygotowuje się też Krajowy Związek Plantatorów Tytoniu.
– Liczymy, że dojdziemy do porozumienia. Inaczej wielu rolników zrezygnuje z ponownego obsiania pól tytoniem. Problem polega też na tym, że wielu z nich nie ma alternatywy. Słabej klasy gleby nie dają zbyt wielu możliwości w zakresie uprawy – dodaje Lech Ostrowski.
Dlatego plantatorzy przygotowują już też plan B – będą ubiegać się o wsparcie z krajowego budżetu. – Chcielibyśmy też zainteresować instytucje unijne w Brukseli rozwiązaniem wykorzystywanym m.in. na Węgrzech, a polegającym na stosowaniu dopłat do produkcji rolnej wymagającej dużych nakładów pracy. Tytoń oczywiście do nich należy. Na wsparcie mogliby liczyć tylko ci rolnicy, którzy legalnie zatrudnialiby pracowników sezonowych, przyczyniając się tym samym do zmniejszenia bezrobocia – uzupełnia Przemysław Noworyta.
Ile zaoszczędzisz, rezygnując z kupowania paczki papierosów dziennie? Forsal.pl