4,3 mln użytkowników ma już największy serwis – wynika z najnowszego badania Megapanel
E-hazard podbija polski internet / Dziennik Gazeta Prawna
StarGames.com. znienacka wskoczył do dwudziestki najpopularniejszych miejsc w polskim internecie. W pokera, ruletkę, black jacka, bingo i dziesiątki innych gier hazardowych gra za jego pośrednictwem aż 4,3 mln internautów. Serwis jest w Polsce nielegalny, ale Ministerstwo Finansów może ścigać tylko jego użytkowników. Właściciel jest bezkarny.
Europe Entertainment Ltd nie ma koncesji Ministerstwa Finansów na oferowanie gier hazardowych w sieci. Zresztą jak wszystkie zagraniczne firmy gamblingowe. Nie ma, bo o taką koncesję nawet się nie starała by działać i zarabiać, wystarczy jej zgoda wydana na Malcie. W swoim regulaminie operator StarGames.com zabezpiecza się zapisem: „Istnieje prawdopodobieństwo, że ze względu na obowiązujące w kraju gracza prawo gry kasynowe i zakłady zostaną uznane za nielegalne. W takim przypadku gracz nie może korzystać z usług Operatora. W razie złamania tego założenia Operator nie bierze na siebie żadnej odpowiedzialności. Gracz powinien regularnie kontrolować, czy dotrzymuje aktualnych warunków prawnych umowy”.
Taki wybieg stosują dziesiątki hazardowych stron internetowych. Choć mała nowelizacja ustawy hazardowej delegalizująca hazard w sieci działa już od 2011 r., to wciąż pozostaje fikcją. Zagraniczne serwisy działają u nas w najlepsze, mają coraz więcej użytkowników i świetnie na tym zarabiają. Jak wynika z danych Komisji Europejskiej, rynek online gamblingu w 2015 r. ma być wart ponad 13 mld zł. Jeszcze wyżej wycenia go firma badawcza Roland Berger, według której tylko w Polsce zagraniczne serwisy bukmacherskie online w 2013 r. miały obroty rzędu 4,15 mld zł, a dla porównania cztery polskie firmy, które dostały koncesję od Ministerstwa Finansów na oferowanie zakładów bukmacherskich, miały niecałe 200 mln zł przychodów.
– Jeżeli chodzi o blokowanie zagranicznych internetowych serwisów hazardowych, to przepisy prawa nie dają żadnej instytucji takiej możliwości – rozkłada ręce Wiesława Dróżdż, rzecznik prasowy resortu finansów, i dodaje, że jedyne co można zrobić i co robi Służba Celna na podstawie ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną, to występowanie do hostingodawców z żądaniami usuwania niezgodnych z prawem treści, w tym takich jak linki i reklamy zagranicznych serwisów hazardowych. Od 2013 r. zrobiono to prawie 230 razy. Tyle że ta metoda działa tylko wtedy, gdy taki link czy reklama znajduje się na stronach hostowanych w Polsce.
Drugą, coraz częściej stosowaną metodą jest ściganie graczy. Wiceminister Jacek Kapica podczas niedawnego posiedzenia sejmowej Komisji Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki podał, że: „Ujawnionych zostało 24 636 graczy, którzy brali udział w takich grach, w tym 17 700, którzy uzyskali wygraną na łączną kwotę 27 mln zł. Do chwili obecnej wszczęto 1072 postępowania karno-skarbowe”.
– Tyle że to nie jest metoda do poradzenia sobie z problemem nielegalnego e-hazardu. Oczywiście najłatwiej wyłapywać płotki, ale to ani nie zmniejszy skali procederu, ani nie doprowadzi do uporządkowania tego rynku – uważa ekspert Pracodawców RP Mariusz Korzeb. Dodaje, że tu trzeba zadziałać systemowo. – W pierwszej kolejności resort finansów powinien zorganizować dużą akcję informacyjną o konsekwencjach, i to tych karnych i skarbowych, zarabiania na nielegalnym hazardzie. Jestem przekonany, że ogromna część internautów po prostu nie wie, że jest to nielegalne – tłumaczy ekspert i dodaje, że niestety źle działa choćby przykład Zbigniewa Bońka, który reklamuje taki niezalegalizowany w Polsce serwis. – Po drugie, co wyraźnie dziś widać, ustawa hazardowa nie jest dostosowana do tego, jak wygląda współczesny internet. Warto by więc wypracować nowe zasady rejestrowania takich firm, by nakłonić je do zalegalizowania działalności, a z drugiej strony, by polskie państwo zaczęło mieć nad nimi kontrolę i możliwość opodatkowania ich dochodów – dodaje ekspert.