Kurs do dolara nie ustabilizuje się, dopóki Kreml nie złagodzi swojej polityki
Nieprzewidywalność polityczna w Rosji i pikujący rubel sprawiły, że zachodnie firmy, w tym polskie, będą miały coraz większe problemy z utrzymaniem się na tamtejszym rynku. Słaba waluta lokalna osłabia popyt na towary z importu, co nakłada się na embargo wprowadzone przez Moskwę w odwecie za europejskie sankcje związane z rosyjską agresją na Ukrainie.
W ubiegłym tygodniu kurs rosyjskiego rubla do walut amerykańskiej i brytyjskiej spadł do poziomu najniższego w historii. Za dolara trzeba było zapłacić ponad 38,7 rubla, a cena funta szterlinga przekroczyła 62,91 rubla. Do rekordowych poziomów skoczyły także notowania euro oraz szwajcarskiego franka. W pierwszym przypadku było to ponownie ponad 50 rubli, w drugim – przeszło 41,4 rubla.
Choć kolejne dni przyniosły nieznaczne wzmocnienie rosyjskiego pieniądza, to analitycy są zgodni, że to tylko chwilowa poprawa waluty przed spodziewanym dalszym spadkiem notowań tamtejszej waluty. Korekta polegająca na poprawie notowań rubla może potrwać jeszcze nie dłużej niż miesiąc, a potem kurs rosyjskiej waluty znowu poleci w dół.
– Nasze prognozy wskazują na dalsze osłabienie się rosyjskiej waluty, głównie wobec dolara – mówi nam Michał Stajniak, analityk z X-Trade Brokers DM. W jego opinii rubel przez kilka najbliższych miesięcy będzie tracił na wartości. Jak wynika z szacunków XTB, już w pierwszym kwartale przyszłego roku za dolara trzeba będzie zapłacić więcej niż 40 rubli (najwyższy spodziewany kurs to nawet 40,28 rubla). – Jeżeli chodzi o notowania rubla wobec euro, można się spodziewać większej stabilności, głównie ze względu na słabość europejskiej gospodarki oraz duże prawdopodobieństwo dalszego luzowania polityki monetarnej przez Europejski Bank Centralny – dodaje Stajniak.
Co najbardziej wpływa na notowania rubla? – Inwestorzy zdają sobie sprawę, że prawdopodobny jest dalszy odpływ kapitałów z Rosji, wycofywanie się instytucji finansowych i pogłębiające się trudności w uzyskaniu finansowania przez rosyjskie spółki – wyjaśnia Łukasz Wardyn, dyrektor zarządzający w City Index. Na czynniki geopolityczne wskazuje także Michał Stajniak. – Dalsza eskalacja konfliktu na Ukrainie lub zdecydowana odpowiedź na zachodnie sankcje powinny spowodować ponowną lawinę rosyjskiej wyprzedaży. W przeciwnym wypadku, o ile zawieszenie broni na Ukrainie faktycznie będzie respektowane, a Kreml złagodzi swoją retorykę, rubel zachowywałby się bardziej stabilnie – deklaruje analityk.
Na razie jednak nic na to nie wskazuje, chociaż dramatyczne efekty deprecjacji rubla odczuwają również Rosjanie. Drastycznie rosną ceny towarów importowanych. Poważne problemy przeżywa branża lotnicza i turystyczna, rozliczająca się w twardej walucie. Jak poinformował wczoraj „Kommiersant”, linie lotnicze zwróciły się już o pomoc państwa. W okresie styczeń–lipiec 2014 r. większość przewoźników odnotowała spadek sprzedaży. Woroneski Polot sprzedał o 50 proc. mniej biletów niż w analogicznym okresie poprzedniego roku. Jakutija przewiozła o 24 proc. mniej pasażerów, BARS Aero – o 16 proc. mniej. Zbankrutował wpisany na unijną czarną listę tani Dobrolot.
Dotychczasowe i spodziewane dalsze osłabienie rosyjskiej waluty to zły sygnał dla polskich eksporterów. – Nastąpiło totalne osłabienie rubla, a spadający kurs krajowej waluty to oczywiście czynnik antyimportowy – mówi Zbigniew Bereza, dyrektor Stowarzyszenia Współpracy Polska-Wschód. Zmiany kursowe w mniejszym stopniu dotyczą polskich firm, które prowadzą produkcję w Rosji. Bo sprzedają przede wszystkim na lokalnym rynku i ponoszą koszty w rosyjskiej walucie.
– Sytuacja zrobiła się kompletnie nieprzewidywalna i z tego powodu maleją zarówno chęci, jak i możliwości inwestowania polskich firm w relacje z Federacją Rosyjską – ocenia Mikołaj Oniszczuk, były radca handlowy ambasady RP w Kijowie, a obecnie dziekan Korpusu Promotorów Eksportu Polskiego. – Z jednej strony wielkość handlu między Polską a Rosją kurczy się z powodu wzajemnych sankcji, a z drugiej strony słabnący coraz bardziej rubel sprawia, że sprowadzanie towarów z Polski i innych państw Unii Europejskiej staje się dla rosyjskich firm nieopłacalne – dodaje.
– Rosja będzie musiała uruchomić import z kierunków, których nie obejmują sankcje. I nie chodzi tylko o Azję, bo już trwa kontraktowanie w Ameryce Południowej, w Afryce czy w tych europejskich państwach, które nie należą do Unii – ocenia Zbigniew Bereza. – Po drugie zaś Rosjanie będą uruchamiali własną produkcję – dodaje. Eksperci przytaczają przykład kryzysu 1998 r., który pobudził w Rosji drobną przedsiębiorczość. I tym razem może być podobnie. A to w połączeniu ze słabym rublem będzie oznaczać, że miejsce na rosyjskim rynku, które dotychczas zajmowały polskie firmy, zostanie obsadzone przez inne podmioty. W tej sytuacji nawet, gdy skończą się sankcje, a kurs rubla się ustabilizuje, naszym przedsiębiorcom nie będzie łatwo wrócić do Rosji. Będą zmuszeni na nowo zdobywać tamten rynek.