W związku z rosyjskim embargiem polski przemysł spożywczy ma spory problem z nadwyżkami w produkcji między innymi jabłek, papryki, sałaty czy mleka. Większość to produkty szybko psujące się. W ciągu niespełna dwóch, trzech tygodni będą nadawały się jedynie do utylizacji - ostrzegał w Polskim Radiu 24 Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności.

To oznacza duże straty nie tylko dla polskich producentów. Dziś nie ma skutecznych mechanizmów na szybkie poradzenie sobie z problemem. "Unia nie jest przygotowana ani na skup interwencyjny ani na ewentualną utylizację" - stwierdził Andrzej Gantner. Polskie banki żywności nie cierpią dzisiaj na nadmiar żywności, raczej jej potrzebują. Zwróciły się do Polskiej Federacji Producentów Żywności, żeby producenci przekazywali swoje nadwyżki. Brakuje jednak systemu finansowania skupu nadwyżek owoców i warzyw, jak i odkupienia produktów od przetwórców. "Nie ma pieniędzy ani na zakup interwencyjny, ani na ewentualną utylizację" - informuje Andrzej Gantner.

Producenci branży spożywczej oczekują, żeby znalazły się pieniądze na zakupy interwencyjne, co pozwoliłoby na przekazanie żywności potrzebującym. Jeśli te pieniądze nie pojawiają się w systemie, produkty są marnowane. Według danych ONZ na świecie co pięć minut umiera dziecko z głodu dodaje Andrzej Gantner.

Zamknięcie wschodniego rynku już spowodowało spadek cen. Obniżki doprowadzić mogą do praktycznego załamania rynku. Bez skupu interwencyjnego straty mogą być znacznie większe, niż gdyby zakupu dokonano teraz. Niestety producenci nie mają wakacji a urzędnicy tak.

Unia Europejska decyzję odnośnie pomocy dla rolników ma podjąć dopiero we wrześniu. Zdaniem Andrzeja Gantnera, straci na tym cała gospodarka Unii, a produkcja rolnicza przestanie być rentowna.