Biznesmeni – czy to prowadzący działalność jednoosobowo, czy też zarządzający dużymi firmami – nie różnią się bardzo od zwykłych obywateli. A pod jednym względem powinni.

Czasem więc łatwo dają się nabrać – z powodu braku wiedzy, naiwności, pośpiechu – nawet na tak proste chwyty, jak pisma wzywające ich do zapłaty za wpis do rejestru przedsiębiorstw czy do wykazu podatników.
Czasem trudno oprzeć się wrażeniu, że biznesmen chce być nabity w butelkę. To znaczy nie chce, ale robi tak, jakby chciał. Niektórzy twierdzą, że przyczyną jest chciwość, która odbiera rozum. Czy nie dlatego wiele firm uznało ongiś, że oprócz działalności operacyjnej wymarzonym ich zajęciem jest spekulacja na opcjach walutowych? Na tej samej zasadzie tysiące Polaków zaniosło oszczędności do Amber Gold.
Z drugiej strony, w przypadku przedsiębiorców nie zawsze chodzi o chciwość, czyli wyższe zyski za wszelką cenę. Outsourcing pracowników bywa tego przykładem. Niekiedy to konieczność, a szukanie oszczędności jest elementem uzdrawiania firmy. Sęk w tym, że nie ma nic za darmo. I jeśli ktoś obiecuje proste, bardzo tanie i w efekcie nadzwyczaj korzystne rozwiązania, to nawet niedoświadczonemu przedsiębiorcy powinna zapalić się czerwona lampka. Właśnie pod tym względem powinien się on różnić od zwykłego obywatela: świadomością ryzyka i umiejętnością zarządzania nim (np. poprzez sprawdzenie kontrahenta i jego wyjątkowej oferty). W przeciwnym razie skutki zawsze będą opłakane.