Marek Belka nie jest pierwszym prezesem Narodowego Banku Polskiego, który ma problem z Radą Polityki Pieniężnej. Dlaczego RPP budzi tyle emocji? I do czego NBP może się przydać partii rządzącej?
Chęć „objechania” Rady Polityki Pieniężnej, jaką deklarował w rozmowie z szefem MSW Bartłomiejem Sienkiewiczem prezes Narodowego Banku Polskiego Marek Belka, czy jego złośliwości wobec Jerzego Hausnera, członka RPP (określonego mianem „dygotalnego”, jak zacytował „Wprost”; a według części słuchaczy taśm chodzi o „pivotalnego”, czyli kluczowego, tego, od którego zależy układ sił w radzie), nie świadczą o tym, że obecny szef NBP ma wyjątkowo złe relacje z RPP. Konflikt, a przynajmniej napięcie pomiędzy szefem banku centralnego a członkami rady są wpisane w model funkcjonowania banku centralnego.
Dlaczego NBP i RPP są tak ważne? RPP podejmuje decyzje o stopach procentowych. Od nich zależy oprocentowanie oferowanych przez banki depozytów i kredytów, opłacalność inwestycji, kurs złotego. To wszystko przekłada się na tempo wzrostu gospodarczego. Im wyższy wzrost PKB, tym lepsze nastroje społeczne i większe szanse rządu na wygraną w kolejnych wyborach.
Posiedzenie w sprawie stóp ma miejsce raz w miesiącu (po mniej więcej dwóch tygodniach odbywa się kolejne, na którym RPP m.in. zatwierdza publikowane później sprawozdanie z „decyzyjnego” spotkania, takie robocze posiedzenie zostało zaplanowane na dziś). Przez dwa dni RPP omawia sytuację w gospodarce i na rynkach finansowych, jej perspektywy i decyduje o wysokości stóp. To niełatwe decyzje.
– RPP jest ciałem kolegialnym, nastawionym na debatę. W jej skład wchodzą duże indywidualności, ekonomiści i prawnicy. Różnice zdań są czymś normalnym – wskazuje Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista mBanku.
– W Czechach podobna do naszej rada to pracownicy banku centralnego podlegli prezesowi. U nas członkowie rady są wybierani przez różne instytucje. Mają różne doświadczenia. A do tego dochodzą jeszcze kwestie osobowości – zaznacza Piotr Kalisz, główny ekonomista Banku Handlowego.
Tego typu problemów nie było u nas do końca lat 90. Wówczas prezes NBP podejmował decyzje o polityce pieniężnej samodzielnie, korzystając z rad podległych sobie pracowników. Na początku 1998 r. po raz pierwszy wybrana została Rada Polityki Pieniężnej i bardzo szybko okazało się, że prezes NBP Hannie Gronkiewicz-Waltz nie jest łatwo się z nią porozumieć. Skończyło się tym, że pod koniec 2000 r. – w połowie kadencji – Gronkiewicz-Waltz zrezygnowała ze stanowiska, wybierając pracę w londyńskiej centrali Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju. Na jej miejsce do NBP przyszedł Leszek Balcerowicz, ale i jemu z RPP nie było łatwo. Pod koniec swojego urzędowania rada I kadencji postanowiła bowiem szybko obniżać stopy procentowe. Gdy wybrano nowy skład RPP, okazało się, że współpraca wcale nie jest łatwiejsza: nie zabrakło sytuacji, w których prezes głosował przeciwko uchwałom podejmowanym przez większość członków RPP (zwykle Balcerowicz oponował przeciwko zbyt łagodnej polityce pieniężnej). Następca Balcerowicza – Sławomir Skrzypek – chociaż nie był takim „jastrzębiem” jak on, również szybko popadł w konflikt z radą. Posunął się nawet do tego, że stworzył dla niej konkurencję: Radę Naukową, która choć nie miała prawa do współdecydowania o polityce pieniężnej, to próbowała wpływać na decyzje, przedstawiając własne oceny sytuacji w gospodarce. Skrzypek zginął w katastrofie smoleńskiej, a zastąpił go właśnie Marek Belka, którego stosunki z RPP były oceniane najlepiej – udawało mu się budować w niej większość do forsowanych przez siebie decyzji.
– Czy prezes jest w konflikcie z radą, czy nie, musi być w stanie pełnić rolę jej przywódcy, kogoś, kto potrafi nadać jej kierunek – uważa Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. – Leszek Balcerowicz był najbardziej skonfliktowany z RPP, ale nigdy nie utracił tej zdolności – dodaje.
Pozycję Marka Belki w RPP może wzmocnić planowana nowelizacja ustawy o NBP. Zmieni ona sposób wybierania członków rady. Dotąd dziewięciu członków było nominowanych niemal jednocześnie przez Sejm, Senat i prezydenta. Po nowelizacji co dwa lata ma być odnawiana jedna trzecia składu. Ale żeby to było możliwe, przejściowo do obecnej dziewiątki dołączą trzy nowe osoby. Jeśli zostaną wybrane osoby podzielające poglądy prezesa NBP, zdobędzie on większość w RPP. Ale to poprawi jego sytuację na kilka – kilkanaście miesięcy. W 2016 r. kończy się kadencja Marka Belki w NBP. Na opracowanie i przyjęcie projektu nowelizacji ustawy o banku centralnym trzeba zaś będzie czasu. Rząd zajmie się dziś jedynie założeniami do tej nowelizacji. Prace nad tym dokumentem trwały prawie rok.
Projektowana nowelizacja ma przewidywać również możliwość skupowania przez bank centralny z rynku obligacji skarbowych. – To jest dobre rozwiązanie na kryzysowe momenty, pod warunkiem że nie stanie się brzytwą w rękach małpy. Jednak ryzyko, że w przyszłości jakaś małpa chciałaby się dobrać do tej brzytwy, jest niewielkie – właśnie ze względu na kolegialny sposób podejmowania decyzji w banku centralnym – uważa Janusz Jankowiak.

Inwestorzy uważnie wsłuchują się w aferę taśmową i jej konsekwencje

Giełda zaczęła wczorajszą sesję od 1,5-proc. spadku WIG20. Złoty osłabił się o 3 gr wobec euro (rano kosztowało 4,15 zł). Rentowność obligacji pięcioletnich wzrosła o 20 pkt bazowych (do 3,25 proc.). Tak rynek zareagował na weekendowe informacje o podsłuchanych rozmowach szefa NBP Marka Belki i ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza.
Inwestorów zaniepokoiło ryzyko politycznych konsekwencji. Zagraniczni analitycy zwracali uwagę na możliwość dymisji szefa NBP. Bank Barclays w poniedziałkowym raporcie twierdził, że odejście Belki z NBP mogłoby spowodować, że inwestorzy postrzegaliby politykę naszego banku centralnego jako mniej efektywną. Ale zaraz dodawał, że wpływ afery na notowania złotego i obligacji będzie ograniczony, bo polska gospodarka jest w dobrej kondycji. Podobnie mówili eksperci w kraju. Przemysław Kwiecień z X-Trade Brokers jako impulsywne określał pierwsze reakcje inwestorów na rynku walutowym.
– Ostatnio złoty się wyraźnie umacniał. Część z graczy postanowiła zrealizować zysk z tego umocnienia i na wszelki wypadek sprzedawała złotego. Nie sądzę, żeby ta afera miała jakieś większe znaczenie w dłuższym czasie. Medialnie temat będzie żył przez jakiś czas, ale nie wydaje mi się, by inwestorzy przywiązywali do tego wagę – mówił.
Fatycznie, wystarczyła konferencja premiera Tuska i oświadczenie, że nie będzie konsekwencji wobec szefa MSW i żądań dymisji prezesa NBP. Złoty i giełda odrobiły część strat. Po południu euro kosztowało już niespełna 4,14 zł. Rentowność pięciolatek spadła do 3,08 proc. Na zamknięciu sesji WIG20 stracił 1 proc.
Ale to nie oznacza, że afera podsłuchowa zupełnie rozejdzie się po kościach. Roland Paszkiewicz z CDM Pekao wskazuje, że wśród inwestorów będzie jeszcze utrzymywał się podwyższony stan niepewności. – Pytanie co dalej, czy nagrania nie zdeprymują rządu w zakresie podejmowania decyzji, co byłoby odebrane negatywnie, i co jeszcze się ukaże w ramach tej „audioteki narodowej” – mówi szef działu analiz CDM Pekao.
Analitycy zwracają też uwagę, że prezes Belka w rozmowie z ministrem Sienkiewiczem obraził członków Rady Polityki Pieniężnej. Niektórzy z nich – jak Andrzej Kaźmierczak w rozmowie z agencją Bloomberg – nazwali wypowiedzi szefa NBP niesprawiedliwymi i lekceważącymi. A to może utrudniać współpracę wewnątrz rady. Ma to znaczenie zwłaszcza teraz, w obliczu szybko spadającej inflacji i ryzyka wyhamowania wzrostu gospodarczego. Analitycy jeszcze w poprzednim tygodniu prześcigali się w ocenach, czy i kiedy rada obniży stopy procentowe. Teraz rewidują swoje oczekiwania.
– RPP może się obawiać, że po obniżce ktoś postawi jej zarzut, że wspiera rząd. Niestety, dla niektórych członków rady to może być dodatkowe obciążenie. Niestety, bo taka decyzja byłaby dziś uzasadniona – mówi Przemysław Kwiecień.