Możemy nie wykorzystać 100 procent unijnej dotacji na regionalne programy operacyjne, bo samorządowe kolegia odwoławcze mają kilkadziesiąt tysięcy zaległych spraw

Gminy wspólnie z kolegiami, które rozpatrują zaskarżane unijne inwestycje, naciskają na resort administracji i cyfryzacji Rafała Trzaskowskiego, by udrożnił załatwianie spraw przed samorządowymi kolegiami odwoławczymi (SKO). Z informacji DGP wynika, że przedstawiciele gmin i SKO namawiają ministra do zwiększenia zatrudnienia w kolegiach przynajmniej o jedną trzecią oraz przekazania części spraw do rozstrzygania gminom.

Wszyscy zainteresowani ścigają się z czasem. Choć programowanie unijne 2007–2013 dobiegło końca, to w praktyce samorządy mogą się rozliczać ze swoich projektów do 2015 r. A jest co rozliczać. Do końca stycznia 2014 r. regiony z dostępnych 71,5 mld zł wykorzystały 66,8 mld (93,3 proc. alokacji) – mowa więc o 4–5 mld zł. Samorządy obawiają się, że część z tych pieniędzy może im przejść koło nosa, bo SKO nie wyrabiają się z rozpatrywaniem odwołań od prowadzonych przez gminy inwestycji. Spraw przybywa, a rozpatrzenie wielu z nich zamiast miesiąca, zajmuje ponad pół roku.

– Problem SKO jest permanentnie podnoszony przez samorządy. Albo kolegia są za słabe kadrowo, albo finansowo, przez co sprawy niemiłosiernie się przeciągają. Nie jestem pewien, czy SKO w obecnej formie są potrzebne i czy nie lepiej wzmocnić w ich miejsce sądy administracyjne – mówi wiceprezes Związku Miast Polskich Marek Miros.

Narzeka też Marek Madej, burmistrz miasta i gminy Wysoka. – Często SKO nie rozstrzyga sprawy, lecz szuka kruczków prawnych, by z powodu uchybień proceduralnych zwrócić sprawę do samorządu do ponownego rozpatrzenia. I trafiamy do punktu wyjścia – mówi burmistrz.

W SKO na etatach pracuje ok. 600 osób w całej Polsce. Jak się okazuje – za mało. Urzędnicy przyznają, że najwięcej pracy mają w sprawach dotyczących użytkowania wieczystego. – W Warszawie jest ok. 20 tys. zaległych spraw. W większych miastach jest ich po kilka tysięcy. Gdyby wszyscy kolegianci mieli pracować dzień i noc, nadrobienie zaległości zajęłoby im trzy lata, gdyż te sprawy rozpatruje się na rozprawie – mówi Krystyna Sieniawska, przewodnicząca Krajowej Reprezentacji SKO. Jak dodaje, w szefowanym przez nią krakowskim kolegium odwoławczym są tylko 33 etaty i ok. 13 tys. spraw rocznie do rozpatrzenia. – Dla porównania, w wydziale architektury urzędu miasta Krakowa 250 pracowników wydaje na bieżąco decyzje dotyczące np. warunków zabudowy, od których mieszkańcy często się do nas odwołują – mówi.

Jej zdaniem problem rozwiązałoby wzmocnienie kadrowe SKO przynajmniej o jedną trzecią. Proponuje też, by gmina mogła rozpatrywać ponownie niektóre sprawy, np. te dotyczące pomocy społecznej. Prezes Krajowej Reprezentacji SKO jeszcze w marcu spotka się w tej sprawie z ministrem Trzaskowskim. Z kolei samorządowcy z Komisji Wspólnej zobowiązali resort administracji do przygotowania propozycji mających na celu odetkanie SKO. Gdy pytamy ministerstwo o zmiany, otrzymujemy wymijającą odpowiedź, że resort na bieżąco analizuje sytuację SKO. – Również pod kątem przygotowania propozycji zmian w ustawie o samorządowych kolegiach odwoławczych – dodaje rzecznik MAiC Artur Koziołek.

Rafał Trzaskowski nie ukrywa, że jego priorytetami jest upowszechnienie usług z zakresu e-administracji. Samorządy jednak liczą, że nowy minister nie zapomni o usprawnianiu także tradycyjnej biurokracji.