Obecne powtórne pogorszenie stanu finansów publicznych, które zmusiło rząd do nowelizacji budżetu, to konsekwencja nadmiernie ekspansywnej polityki budżetowej rządu w latach 2008-2010 oraz niezwykła ostrożność w podejmowaniu potrzebnych reform przez szereg ostatnich rządów - ocenia główny ekonomista BCC prof. Stanisław Gomułka.

Systematyczne i od początku roku dość stabilne odchylenie miesięcznych dochodów budżetu państwa od poziomów przewidywanych w ustawie budżetowej na rok 2013 zmusiło rząd do nowelizacji ustawy budżetowej. Oszacowana wielkość prawdopodobnych dochodowych niedoborów, 24 mld zł w skali roku, jest poprawna
w świetle dotychczasowych danych, więc nie była niespodzianką - podkreśla Gomułka.

Niejasne dotąd były odpowiedzi rządu na dwa pytania: czy i o ile podniesiony zostanie pułap na deficyt budżetowy oraz czy i o ile obniżony zostanie pułap na rządowe wydatki.

Czeka nas lekkie zacieśnianie polityki fiskalnej

Teraz znamy odpowiedzi na te dwa pytania, są to odpowiednio 16 mld zł oraz 8,6 mld zł. Ponieważ dotąd odchylenie w dół po stronie wydatków było niewielkie, to te dwie liczby oznaczają w zasadzie kontynuację dotychczasowej polityki fiskalnej, może lekkie jej zacieśnienie.

Deficyt może okazać się większy, tyle, że minister finansów ukryje go w funduszu drogowym i FUS

Możliwy też jest udział działań charakterystycznych dla obecnego ministra finansów, polegających na wypychaniu deficytu poza budżet państwa, głównie do funduszu drogowego oraz Funduszu Ubezpieczeń Społecznych.

Jeśli tak się stanie także tym razem, to faktyczny przyrost deficytu będzie większy niż zapowiedziane 16 mld zł. Polityka wypychania problemów poza budżet państwa oznacza, że dopiero deficyt całego sektora finansów publicznych daje poprawna informację o stanie tych finansów.

Tę informację poznamy jednak dopiero na początku przyszłego roku - ocenia prof. Gomułka.

Cięcia obejmą inwestycje finansowane z budżetu, będą dotkliwe

Nie mamy jeszcze informacji o tym, jakie wydatki zostaną zmniejszone. Obawiać się można, że będą to głównie wydatki na inwestycje publiczne finansowane z budżetu.

Nowelizacja budżetu w bieżącym roku jest dość spóźniona, w rezultacie cięcia w wydatkach mogą być dotkliwe, bo będą musiały być skoncentrowane na kilku ostatnich miesiącach roku.

Zawieszenie poziomów ostrożnościowych to bardzo zły sygnał

Inny poważny problem tej nowelizacji wynika stąd, że rząd nie jest w stanie sprostać wymogom ustawy o finansach publicznych ograniczającej poziom deficytu po przekroczeniu przez dług publiczny pierwszego progu ostrożnościowego na poziomie 50% PKB.

Premier Tusk poinformował, że aby podnieść deficyt w bieżącym i przyszłym roku koalicja PO-PSL będzie musiała zawiesić działanie tej ustawy na dwa lata. Ta decyzja jest w obecnej sytuacji wymuszona. Ale oznacza ona erozję wiarygodności ustawowych ograniczeń, jeśli można tak łatwo pozbyć się ich w sytuacji, gdy tylko te ograniczenia zaczynają dyscyplinować wydatkowe apetyty rządu.

Wkrótce może się okazać, że zawiesić trzeba także próg ostrożnościowy 55% PKB - ocenia prof. Stanisław Gomułka.