Rośnie fala bankructw polskich przedsiębiorstw. W drugim kwartale tego roku upadłość ogłosiło blisko 230 podmiotów, czyli o 6,5 proc. więcej niż przed rokiem i aż o 26,7 proc. więcej niż w tym samym okresie roku 2011 – wynika z danych z Monitora Sądowego i Gospodarczego. Z problemami na rynku nie radzą sobie przede wszystkim firmy budowlane, papiernicze, meblarskie oraz działające w obszarze rozrywki, kultury i rekreacji.

Trudności z pozyskiwaniem nowych zamówień i zachowaniem płynności finansowej, a co za tym idzie, z utrzymaniem się na rynku ma coraz więcej polskich przedsiębiorców.

– Problem upadłości narasta bardzo poważnie od końcówki zeszłego roku – zauważa w rozmowie z Agencją Informacyjną Newseria Piotr Soroczyński, główny ekonomista Korporacji Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych. – Słabnie koniunktura, więc firmom trudniej jest gospodarować.

Szczególnie trudna była końcówka ubiegłego roku oraz początek bieżącego. Od stycznia do końca marca zbankrutowało 235 firm. W drugim kwartale ich los podzieliło kolejnych 228 podmiotów. Tylko w czerwcu z gospodarczej mapy Polski zniknęło 85 firm, czyli prawie o połowę więcej niż w maju. Mimo że sytuacja gospodarcza powoli się stabilizuje, to przedsiębiorstwom, które wcześniej znalazły się w dołku trudno jest się z niego wydostać.

– Prognozy dla roku bieżącego mówią o tym, że upadnie blisko 1200 firm – mówi Soroczyński.

Najbardziej narażone są dzisiaj firmy, operujące w branży rozrywkowej, szeroko pojętej branży kulturalnej oraz w turystyce. Tam natężenie upadłości jest dzisiaj największe.

– Kiedy mamy problemy z dochodami, kiedy gospodarstwa domowe i firmy starają się ograniczać koszty, to w naturalny sposób rezygnujemy z części usług, z których łatwiej zrezygnować, czyli z kultury i rozrywki – wyjaśnia ekonomista KUKE.

Z problemami nie radzą sobie producenci mebli oraz wyrobów z papieru. Systematycznie rośnie liczba bankrutujących przedsiębiorstw operujących w branży budowlanej. Chodzi tu o zarówno o dystrybutorów materiałów wykorzystywanych przy budowie, wykonawców, jak i samych deweloperów.

Ma to swoje przełożenie na rynek pracy, a co za tym idzie na inne działy gospodarki.

– Jeżeli mówimy o około tysiącu firm, które upadły bądź upadną, gdzie przeciętnie mogło być zatrudnionych od około 50 do 100 pracowników, to w sumie są to dziesiątki tysięcy miejsc pracy – mówi Piotr Soroczyński. – To jest bardzo poważny problem dla tych ludzi, którzy utracili pracę i nie mają środków do życia, ale to się potem efektem domina odbija na gospodarce. Polska gospodarka po raz pierwszy od 20 lat, od czasów transformacji, nie może liczyć na swój własny popyt krajowy – zauważa ekonomista.