Mieszkańcy stolicy – najbogatsi z Polaków – zaczęli oszczędzać. W pierwszych pięciu miesiącach tego roku sprzedaż detaliczna towarów była w Warszawie o 3,1 proc. mniejsza niż w tym samym okresie ubiegłego roku – wynika z danych Urzędu Statystycznego w Warszawie.
Jest kilka grup towarów, w których spadek sprzedaży detalicznej był największy. Na przykład żywności, napojów alkoholowych i bezalkoholowych oraz wyrobów tytoniowych – tu w porównaniu z zeszłym rokiem odnotowano 22-procentowe spadki. – To nie znaczy, że warszawiacy mniej jedli. Ale zamiast wydawać pieniądze na drogie produkty wysokiej jakości, zaczęli sięgać po towary z niższej półki w dyskontach i supermarketach – ocenia prof. Krystyna Świetlik z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej.
Mieszkańcy stolicy ograniczyli też podróże samochodem – sprzedaż paliw na stacjach benzynowych skurczyła się w tym czasie o ponad 10 proc. Obcięli również o 2 proc. wydatki na prasę i książki. I to w sytuacji, gdy ich zarobki są najwyższe w kraju – z wyjątkiem wynagrodzeń w przedsiębiorstwach, w których przeciętne pensje były w I kw. o blisko 500 zł niższe niż w Katowicach i wyniosły 4,9 tys. zł.
Zdaniem prof. Henryka Domańskiego, socjologa z PAN, spadek sprzedaży detalicznej w Warszawie nie jest przypadkowy. – Wcześniej poziom tej sprzedaży był w stolicy tak wysoki, że w sytuacji spowolnienia trudno go było utrzymać – wyjaśnia prof. Domański. – Wprawdzie w Warszawie grupa osób aspirujących do klasy średniej, które mają potrzebę demonstrowania swojej zamożności, jest stosunkowo największa, w obliczu kryzysu ludzie są bardziej zdyscyplinowani – dodaje prof. Domański. Podkreśla, że ta zachowawczość jest typowa dla klasy średniej. W ocenie prof. Janusza Czapińskiego, psychologa społecznego z Uniwersytetu Warszawskiego, spadek sprzedaży detalicznej towarów w Warszawie wynika z tego, że zmniejszyły się zakupy osób, które przyjeżdżają do pracy w stolicy. Zaopatrują się one obecnie w różne produkty w miejscu stałego zamieszkania.
W efekcie sprzedaż detaliczna od stycznia do końca maja była średnio w kraju o 0,4 proc. wyższa niż przed rokiem. W tym na przykład w Krakowie skurczyła się tylko o 1,5 proc., we Wrocławiu o 0,4 pkt proc., w Poznaniu była wyższa o 13,6 proc., a w Bydgoszczy wyższa o 20,9 proc. – wynika z danych, jakie udostępniły DGP regionalne urzędy statystyczne.