Nasz kraj jest taką drugą ligą z ambicjami – mówi Olgierd Dziekoński, minister w Kancelarii Prezydenta. Dziś zostanie zaprezentowany raport prof. Jerzego Hausnera o konkurencyjności polskiej gospodarki.

Po co prezydent zamówił u prof. Hausnera raport pt. „Jak awansować w światowej lidze? Raport o konkurencyjności Polski” będący obrazem polskiej gospodarki?

Taką analizę należy wykonać, zwłaszcza teraz, gdy kryzys jest naturalnym mechanizmem do restrukturyzacji europejskich krajów. Widzimy, jak zmieniła się Irlandia, jak zmieniają się Grecja czy Hiszpania. Jest pytanie, gdzie jesteśmy my i na ile takie kraje będą naszymi konkurentami w gospodarce światowej. Prezydent zainspirował zespół prof. Hausnera do zrobienia raportu, by na jego podstawie spojrzeć w przód w perspektywie pokolenia.

Skoro chcemy awansować, to w której lidze jesteśmy teraz?

Raport pokazuje, że od 1989 r. dokonaliśmy bardzo dużego skoku, jeśli chodzi o wzrost gospodarczy. Ale jesteśmy pośrodku stawki w drugiej lidze. Jesteśmy w OECD, formalnie spełniamy kryteria G20 – taka druga liga z aspiracjami. Jednak nasze średnioroczne tempo wzrostu zwalnia. Choć dalej jesteśmy na plusie, to nie wystarcza. Musimy mieć wzrost co najmniej 3,5 proc. PKB, by zająć miejsce wśród liderów. Wyrwać się z pułapki średniego dochodu. Jesteśmy narodem znaczącym i musimy mieć takie aspiracje. To nie chodzi o ambicje mocarstwowe, ale poziom PKB przekłada się na poziom życia gospodarstw domowych.

A co jest naszym atutem? Zielona wyspa raczej blednie.

Ale choć niewielki, to nadal mamy wzrost. To pokazuje, że jesteśmy krajem przewidywalnym. A przewidywalność to pożądana cecha w biznesie. Atutem jest też stabilność polityczna. Jesteśmy niesłychanie kreatywni, aktywni społecznie. Te łóżka i szczęki z początku lat 90. gdzieś w głowie zostały do tej pory. Wreszcie mamy nowe, młode, kształcące się i otwarte na świat pokolenie. Wskaźnik młodych osób chcących założyć własną firmę jest o kilkanaście procent wyższy od średniej unijnej. To budzi szacunek. Mamy bardzo dobrze rozbudowaną małą i średnią przedsiębiorczość.

A wady?

Wkład do PKB naszych małych i średnich firm to nieco ponad 50 proc. W Europie średnia jest powyżej 60 proc. Ten dystans to efekt problemów z innowacyjnością, a to nie tylko umiejętność korzystania z osiągnięć nauki czy podpatrywania najlepszych, ale także elastyczny rynek pracy. Dziś mamy podział: z jednej strony rynek sztywnych umów długookresowych, z drugiej tych w języku publicystycznym zwanych śmieciowymi. Ta elastyczność musi zostać przebudowana, bo jeśli mamy łatwość zwalniania, to nie budujemy kapitału ludzkiego w swojej firmie. Wreszcie zdolność inwestowania. Mamy w Polsce bardzo niską stopę inwestycji przedsiębiorstw, czyli firmy nie widzą, nie rozumieją, nie potrafią, znaleźć dla siebie długoterminowego celu działania. One nie kreują rzeczywistości, ale się do niej jedynie dostosowują. W tym kontekście bardzo ważna jest umiejętność współpracy, małe firmy muszą łączyć siły.

To co robić, by to zmienić?

Istotne są trzy obszary działania. Po pierwsze elastyczność rynku pracy i wzrost poziomu aktywności zawodowej wspomagający politykę rodzinną. Istotne jest wejście na rynek pracy kobiet. Nie chodzi o to, by istotna większość pracowała bardzo długo, ale żeby wszyscy pracowali trochę więcej. Po drugie wzrost inwestycji i przy tym wzrost oszczędności długoterminowych, także emerytalnych, i wreszcie wzrost produktywności przedsiębiorstw przez stosowanie nowych technologii i lepszą organizację pracy.

To cele, a konkrety?

Na szczegóły poczekajmy do dzisiejszej debaty w Pałacu Prezydenckim. Ale rekomendacje są zbieżne z innymi analizami, jakie przygotowywała Kancelaria Prezydenta. Raport nie pokazuje zresztą bardzo konkretnych działań, ale obszary, w których należy ich dokonać. On ma zainicjować merytoryczną dyskusję, jej efekty poznamy w październiku.

W ramach wspierania inwestycji mówił pan o kwestiach emerytalnych. Czy to oznacza konkretne wskazania w sprawie OFE? Dyskusja na ten temat zaczyna się w tym samym momencie.

Jest pytanie, co jest źródłem krajowej polityki przemysłowej, która może być panaceum na spowolnienie wzrostu. W Polsce mamy takie instrumenty jak Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, Narodowe Centrum Nauki, giełda i OFE. Proszę zwrócić uwagę na OFE z punktu widzenia wzrostu gospodarczego – niemal 40 proc. aktywów to rynek akcji, depozyty 6 proc., obligacje 43 proc., KFD 6,5 proc. To pokazuje, że OFE były i są aktywnym instrumentem polityki gospodarczej. Pytanie, jak chcemy je przebudować? Czyli w jaki inny sposób podtrzymać tę konieczność z makroekonomicznego punktu widzenia, a potrzebę z perspektywy naszych wyborów inwestowania w system oszczędnościowy. W system, który będzie z jednej strony gromadził oszczędności emerytalne, a z drugiej budował zasób dla inwestycji rozwojowych.

To oznacza, że powinny pozostać z takim zasobem jak obecnie, w takiej postaci jak obecnie?

Dyskusja na ten temat będzie się toczyła. Tak samo jak dyskusja nad raportem o konkurencyjności gospodarki. To nawet dobrze, że to się zbiegnie. Dzięki temu będziemy mogli popatrzeć na OFE nie tylko jako na zagrożenie dla stabilności finansów publicznych, ale także instrument uczestniczący w kreowaniu rozwojowej polityki gospodarczej państwa.

Nie ma sprzeczności działań krótkookresowych z długoterminowymi? Rząd pewnie najbardziej się martwi, co będzie z budżetem teraz, a nie, co się wydarzy za osiem lat.

Rząd też opiera się na dokumentach strategicznych. Oczywiście mamy też aktualne wyzwania, ale jest też perspektywa otrzymania kolejnej transzy środków z Brukseli w latach 2014–2020. Tych ponad 300 mld zł, które wywalczył rząd. Teraz ważne, by szczegółowy plan wydania tych pieniędzy stał się impulsem do rozwoju gospodarki. To musi wynikać z dialogu, rozdział tych pieniędzy musi podlegać procesowi publicznego dyskutowania i decyzji, która przyniesie najlepsze efekty. Ważne jest także budowanie społecznej zgody, by to, co już udało się rządowi przeprowadzić, jak wydłużenie wieku emerytalnego, udało się zachować. Potrzebne są kolejne zmiany, np. kodeksu pracy.

Kodeks jest zmieniany ciągle.

Powinniśmy pójść o krok dalej w stronę kodeksu zdecentralizowanego. Proszę zwrócić uwagę, jak mały jest udział umów zakładowych, umów zbiorowych. Musimy przebudowywać kodeks pracy, może wprowadzić inne przepisy dla małych firm. Trzeba także budować kulturę dialogu na każdym poziomie. Nie da się budować konkurencyjności gospodarki bez kultury współpracy. Jeśli w 1989 r. potrafiliśmy wyjść na ulicę z łóżkami, to nie wychodźmy dziś z oponami, tylko spotkajmy się w gabinetach czy pokojach, by budować dialog. To dotyczy wszystkich.

Wyobraża pan sobie konsensus PO, PiS, SLD, PSL i Ruchu Palikota? To realne?

To konieczne, a jak coś jest koniczne, jest realne. To nasz wybór. To społeczeństwo ocenia polityków w Sejmie i samorządach. Czas, by byli oceniani przez nas za umiejętność współpracy.