Rada Polityki Pieniężnej bije kolejne rekordy w cięciu oprocentowania NBP. Analitycy są przekonani, że będzie ono jeszcze niższe, ale inwestorzy obstawiają inny scenariusz: przycinanie się kończy, zaczyna stabilizacja.
Stopa referencyjna NBP już poniżej 3 procent / Dziennik Gazeta Prawna
Od dzisiaj główna stopa NBP – referencyjna – wynosi 2,75 proc. Sama decyzja o redukcji nikogo nie zaskoczyła, bo RPP już wcześniej pokazała, że jest bardzo wrażliwa na bieżące, nie najlepsze dane z gospodarki. Inwestorzy czekali jednak na to, aż RPP zasugeruje swoje kolejne decyzje. Tymczasem informacje z rady są niejednoznaczne. RPP – z jednej strony – dostrzega głównie ciemne strony w gospodarce (spowolnienie za granicą, słabość rynku pracy i brak presji popytowej, która mogłaby podnieść inflację w okolice celu NBP, czyli 2,5 proc.). To by oznaczało, że cena pieniądza mogłaby być jeszcze niższa, co wsparłoby popyt.
Ale rada w tym samym komunikacie zwróciła uwagę, jak długo już trwa cykl obniżek, który „sprzyja ożywieniu gospodarki” i ogranicza ryzyko, że niska inflacja będzie się utrzymywała przez dłuższy czas. To ostatnie zdanie można było uznać za sugestię, że proces obniżania stóp powoli się kończy. Tym bardziej że prezes NBP Marek Belka tę myśl rozwinął, mówiąc, że stopy są już na poziomie „zbliżonym do adekwatnego” do obecnego stanu gospodarki.
– Trudno jednak podjąć decyzję o zakończeniu cyklu obniżek bez znajomości najnowszej projekcji inflacji, która zostanie opublikowana w lipcu. Po tej publikacji będziemy mieli bardziej uporządkowany obraz i wtedy można się spodziewać z naszej strony jasnego komunikatu w tej sprawie – mówił prezes.
Część inwestorów obstawiła koniec cięć: po słowach prezesa złoty osłabił się wobec głównych walut (o około 5 gr wobec euro), a rentowność obligacji wzrosła o 10–15 pkt bazowych. Ale ekonomiści wiedzą swoje – w lipcu zobaczymy kolejną obniżkę. Ich zdaniem nawet gdyby rada zadeklarowała utrzymanie stóp na niezmienionym poziomie, to i tak stan gospodarki zmusiłby ją do działania. Przykład: zapowiedź dłuższej przerwy w obniżkach przed kilkoma miesiącami i zmiana zdania po kolejnych słabych danych.
Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Invest-Banku, ocenia, że RPP w lipcu na pewno obniży stopy. Co więcej, jego zdaniem pesymistyczny ton komunikatu rady zwiększa prawdopodobieństwo cięcia nawet o 50 pkt bazowych. Cięcia spodziewają się też analitycy BZ WBK.
– Nowa projekcja inflacji w lipcu pozwoli na jeszcze jedną obniżkę stóp procentowych w skali 25 pkt bazowych, co jednocześnie będzie stanowiło zakończenie cyklu redukcji. Taki scenariusz będą wspierały napływające w najbliższym czasie dane makroekonomiczne – dalszy spadek inflacji i brak wyraźnych sygnałów ożywienia – napisali w swoim komentarzu.
W lipcową obniżkę wierzą też eksperci Banku Millennium – choć nie tak mocno jak konkurencja. Ich zdaniem obniżka jest prawdopodobna, ale nieprzesądzona, bo rada dużą wagę przywiązuje do wyników projekcji, które trudno przewidzieć. Analitycy banku sądzą jednak, że gdyby w lipcu doszło do redukcji, to może być ona ostatnią przed dłuższą przerwą. Podobnego zdania jest też Piotr Bujak, główny ekonomista Banku Nordea.
– Lipiec może przynieść kolejną obniżkę stóp o 25 pkt bazowych, ale jednocześnie towarzyszyłby temu wyraźny sygnał zakończenia procesu łagodzenia polityki pieniężnej – ocenia.

Spadek cen złotego i obligacji nie rusza NBP

Zasugerowanie rynkowi zbliżającego się końca cyklu obniżek stóp przez RPP wpisało się w kiepski nastrój panujący na rynkach od kilkunastu dni. Sygnały z amerykańskiej Rezerwy Federalnej o zbliżającym się początku końca drukowania dolara spowodowały osłabienie walut rynków wschodzących i wzrost rentowności obligacji – w tym polskich. Teraz RPP dorzuciła swoje trzy grosze. Do wczoraj inwestorzy wyceniali odważne redukcje stóp procentowych NBP: według stawek kontraktów FAR trzymiesięczny WIBOR miał pod koniec roku spaść do 2,3 proc. (dziś 2,74 proc.), co miało być konsekwencją polityki rady. Ale po wczorajszym posiedzeniu RPP i wypowiedziach prezesa NBP inwestorzy stracili pewność, a stawki kontraktów poszły w górę. Tak jak rentowność obligacji i kurs złotego. Oczekiwania na dalsze obniżki osłabły, a to one – oprócz dużej płynności na rynkach międzynarodowych będącej efektem luzowania ilościowego Fed – napędzały hossę na obligacjach skarbowych. Co teraz? Analitycy liczą się ze zwiększeniem wahań na rynku długu i walutowym, bo czynniki, które je wspierały, przestają działać. NBP ostatnie wydarzenia przyjmuje na zimno: według Marka Belki wyprzedaż obligacji z końca maja nie była przedmiotem dyskusji na posiedzeniu rady i nie jest na tyle istotna, by wpływać na decyzje RPP. A złoty? Jego osłabienie nie jest wynikiem złej sytuacji w polskiej gospodarce, więc nie ma się co martwić.