Złoty traci do dolara i do euro. Jeśli będzie tak dalej, inflacja przestanie spadać.
Złoty i ropa w dół / Dziennik Gazeta Prawna
Złoty traci, bo na świecie umacnia się amerykańska waluta. Inwestorzy obstawiają już rychły koniec dodruku dolarów przez Rezerwę Federalną, co dla rynku oznacza koniec dostępu do taniego pieniądza, który wykorzystywany był do inwestowania bardziej ryzykownie, ale z większym zyskiem. To dolary z Fed przyczyniły się w znacznym stopniu do hossy na rynkach surowców oraz dużego zainteresowania inwestycjami w waluty i papiery dłużne rynków wschodzących, w tym w polskie obligacje skarbowe.
Dla polskiej gospodarki koniec druku dolarów może mieć jeden główny skutek – wyhamowanie spadku inflacji. W kwietniu wyniosła 0,8 proc. w skali roku, dużo poniżej celu inflacyjnego NBP, a ostatnie prognozy ekonomistów wieszczyły spadek wskaźnika nawet do 0,4–0,5 proc. w czerwcu. Co miałoby przekreślić te prognozy? Ceny paliw. To one dziś w dużym stopniu są odpowiedzialne za spadek inflacji. W kwietniu paliwa kosztowały o 4,5 proc. mniej niż rok temu. Ceny transportu, dla których odgrywają one najważniejszą rolę, w inflacyjnym koszyku zajmują ok. 9,4 proc.
Jednak jeśli dolar dalej będzie się umacniał, przełoży się to na ceny w Polsce. Jako że w dolarach rozliczana jest większość importu ropy do Polski, drogi dolar spowoduje, że paliwa w naszym kraju przestaną drożeć.
Ekonomiści twierdzą, że raczej nie należy się obawiać odbicia cen. Piotr Kalisz, ekonomista Citi Handlowego, mówi, że choć deprecjacja złotego będzie postępowała (według niego na koniec roku za euro będziemy płacili 4,25 zł, zaś dolar może kosztować 3,36 zł), to w gospodarce brak presji popytowej. A to zwykle ona jest motorem inflacji. Gdyby sytuacja gospodarcza w kraju była lepsza, mielibyśmy wzrost cen – zwykle 10-proc. deprecjacja złotego może podnieść wskaźnik wzrostu cen nawet o 1–1,5 pkt proc.
Drugi czynnik, który może nas uchronić przed wzrostem inflacji mimo osłabienia złotego, to dalszy spadek cen ropy na światowych rynkach. Od początku roku ropa brent potaniała o niemal 9 proc. Teoretycznie wycofanie się Fed z dodruku dolarów powinno powodować dalsze spadki. Tym bardziej że – jak mówi Bartosz Sawicki, analityk TMS Brokers – notowaniom ropy ciążą informacje o spowolnieniu gospodarczym w Chinach. Chiny to drugi co do wielkości światowy konsument ropy. I dlatego wolniejszy wzrost gospodarczy Chin oznacza mniejszy globalny popyt na ropę. Podobnie jest z danymi o ponadprzeciętnie wysokich zapasach ropy w USA.
– Dłuższa perspektywa też nie jest najlepsza dla ropy. Na całym świecie postępuje racjonalizacja zużycia tego surowca i przekierowanie w stronę alternatywnych źródeł energii – mówi Bartosz Sawicki.
Tomasz Kaczor z Banku Gospodarstwa Krajowego dodaje, że nawet odbicie gospodarcze w USA – które jest jednym z warunków, by Fed przestał zasilać rynki w płynność – nie będzie na tyle silne, by wywindować ceny ropy. – Nie widzę żadnych powodów, dla których ropa mogłaby drożeć – mówi ekonomista BGK.
Jednak nie wiadomo, czy ropa będzie tanieć na tyle mocno, aby mimo słabego złotego ceny paliw w Polsce nadal spadały.